James Hunt - playboy za kierownicą cz. II

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News
East News
zdjęcie autora artykułu

Nieustępliwość to jedna z ważniejszych cech charakteru Jamesa. Czasem bywała wręcz obsesyjna i odnosiła się też do... kobiet. Jako pierwsza sercem nieznośnego nastolatka zawładnęła niejaka "Ping".

W tym artykule dowiesz się o:

Młodzi poznali się, gdy mieli po piętnaście lat, a Hunt odwiedzał akurat rodzinny dom, do którego przyjechał wprost z internatu Wellington College. Dziewczyna tak naprawdę miała na imię Taormina i zwabiła chłopaka nie tylko urodą, ale również ciepłą osobowością oraz naturalnym urokiem. James i "Ping" początkowo stanowili jedynie parę przyjaciół, lecz magnetyczna siła przyciągała ich ku sobie tak mocno, że relacja wkrótce nabrała romantycznego charakteru. Kobieta dokładnie pamięta dzień, w którym Hunt przyprowadził ją po raz pierwszy do swojego domu i pokazał kolekcję... papużek falistych. - To było strasznie dziwne - wspomina Taormina Rieck. - Pomimo tego w wielu aspektach James był konformistą. Życie w rodzinie Hunta było proste i sztywne. Miał zupełnie przeciętnych rodziców. Sue angażowała się w sprawy lokalne, a Wallis dojeżdżał do pracy w Londynie. Miało się wrażenie, że ciągle mijali się w drzwiach.

"Ping" należała do dziewczyn, które stale podążają za swoimi chłopakami. Gdy James udawał się do klubu Sutton Hardcourt, żeby pograć w tenisa i squasha, jego sympatia zasiadała na balkonie i podziwiała wyczyny ukochanego na korcie. - Zawsze był bardzo zdeterminowany, żeby wygrać - opowiada. - Nigdy się nie poddawał, biegając wzdłuż i wszerz kortu. Nie istniała dla niego stracona piłka. Jeśli czegoś bardzo pragnął, to w osiągnięcie celu wkładał całą swoją energię i zawsze to dostawał. Hunt należał do naprawdę dobrych sportowców i po niedługim czasie Taormina chodziła z nim już nie tylko do miejscowego klubu, ale jeździła też do okolicznych miast na przeróżne turnieje. Ba, James dwukrotnie wziął udział w mistrzostwach Wielkiej Brytanii amatorów w squashu. Za pierwszym razem odpadł już w pierwszej rundzie, ale pokonał go zawodnik, który później sięgnął po tytuł mistrza świata zawodowców. Rok później uległ natomiast w jednej ze wczesnych faz pewnemu Egipcjaninowi. Mężczyzna był najwyżej rozstawionym graczem w turnieju, a mimo tego potrzebował grubo ponad dwóch godzin, żeby poradzić sobie z nikomu nieznanym nastolatkiem. Wśród ekspertów krążyła opinia, że gdyby Hunt w całości poświęcił się squashowi, to mógłby zrobić wielką karierę na poziomie międzynarodowym.

"Ping" pokochała Jamesa nie tylko za wielkie poczucie humoru czy uparte dążenie do celu. Młody mężczyzna miał też swoje drugie, bardziej wrażliwe oblicze. Zawsze starał się dbać o bezpieczeństwo najmłodszych członków rodziny oraz osób z najbliższego otoczenia. - On naprawdę cieszył się ich obecnością i kiedy patrzyło się na to jak opiekował się młodszym rodzeństwem, to wiedziało się, że robił to instynktownie - wspomina kobieta. - Miał zadatki na dobrego ojca. Gdy pewnego wieczora Hunt zaprosił swą sympatię do domu pod nieobecność rodziców, ta miała okazję przekonać się jak bardzo troszczył się o młodsze rodzeństwo. Nie pozwolił braciom i siostrze położyć się spać bez bajki oraz modlitwy na dobranoc. Rozmawiał też z Taorminą o pragnieniu posiadania własnych dzieci. Wówczas dziewczyna była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale po latach zrozumiała, że wczesne ojcostwo być może uchroniłoby Jamesa przed sidłami dekadencji, w które z czasem wpadł. - Było mi go strasznie szkoda, bo wiedziałam, że to nie jest prawdziwy on - opowiada. - Wydaje mi się, że starał się uczynić swoje życie radosnym w niewłaściwy sposób. Gdyby wcześniej się ustatkował, prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z zupełnie innym Jamesem.

Nazwisko Hunt chyba już zawsze będzie się kojarzyć z wyścigami samochodowymi. Nic więc dziwnego, że sam zainteresowany uważał, iż tak naprawdę zaczął żyć w momencie uzyskania prawa jazdy. Egzamin na dokument uprawniający do poruszania się czterema kółkami po drogach publicznych zdał wzorowo tydzień po siedemnastych urodzinach. - W terenie zabudowanym ani razu nie przekroczyłem pięćdziesięciu kilometrów na godzinę - wspomina. - Ale jak tylko egzaminator wysiadł z auta i dał mi do ręki upragniony różowy papierek, wcisnąłem gaz do dechy i ruszyłem jak wariat.

Samochody szybko stały się nową pasją Jamesa. Młodzieniec namawiał kumpli, żeby brali wozy rodziców i się z nim ścigali po drogach osiedlowych. Hunt potrafił jeździć na krawędzi i wciskać gaz do podłogi w miejscach, w których inni hamowali z piskiem opon. - To było absolutne szaleństwo - "Ping" przywołuje dawne czasy. - Był bardzo lekkomyślny. Wszyscy byliśmy. Szczęśliwie jakoś nam się upiekło i nikt nie zginął. Wtedy policja nie miała alkomatów, więc udawaliśmy się do pubu na kilka drinków, a potem wywijaliśmy na drodze.

Fani sportów motorowych wiedzą, że Brytyjczyka nazywano często "Hunt the Shunt", czyli "Hunt Rozrządowy" (od kolejarza z górki rozrządowej, który łączy wagony puszczając je na siebie). Kierowca na taki przydomek zasłużył sobie skłonnością do częstych kraks na torze. Niewielu jednak ma pojęcie, że James na takie miano zapracował sobie zanim jeszcze wystartował w jakimkolwiek oficjalnym wyścigu. - Rozbił wszystko, co mieliśmy - żali się Sue, jego mama. - W pobliżu Epsom skasował naszego minivana. Wszedł w zakręt ze zbyt dużą prędkością, złapał krawężnik i wypadł z trasy. Dachował pięćdziesiąt metrów dalej w różach. Chłopakowi poza kilkoma siniakami nic się nie stało, ale senior rodu postanowił nie kupować żadnego nowego pojazdu w miejsce rozbitego, a także zakazał synowi prowadzenia drugiego samochodu należącego do rodziny.

Wallis i Sue nie byli jednak w stanie poskromić zamiłowania Jamesa do szybkiej jazdy. Młodzieniec wkrótce nabył za 10 szylingów motorower i pędził nim przez miasto z wiatrem w swoich bujnych blond włosach. Niedługo później w rodzinie pojawił się malutki Fiat 500. - Myśleliśmy, że James zbytnio nie poszaleje autem rozwijającym prędkość maksymalnie osiemdziesięciu kilometrów na godzinę - opowiada Wallis. - W związku z tym pewnego dnia zapomnieliśmy o zakazie i poprosiliśmy, żeby na siebie uważał. Tymczasem już około drugiej w nocy rozległo się pukanie do drzwi naszej sypialni. Otworzyłem, a wystraszony James poprosił mnie o zejście na dół. Zrobiłem jak chciał i ujrzałem sporą grupę jego przyjaciół mających równie niewyraźne miny. [nextpage] Towarzystwo nieźle nawywijało. Gdy pub, w którym młodzież spożywała alkohol został zamknięty, impreza przeniosła się do domu jednego z młodzieńców. Po kolejnych kilku głębszych wszyscy wsiedli do swoich aut i ruszyli z piskiem opon. James w swoim Fiacie 500 na przedzie, a reszta za nim. Kumpel jadący z Huntem w pewnym momencie wystawił głowę przez szyberdach i zaczął krzyczeć w stronę Chrisa Jonesa prowadzącego MGB. Nagle lider "procesji" zauważył stojący na drodze samochód. Auto należało do jego znajomego, który szukał domu, w którym odbywała się balanga. Hunt w ostatniej chwili ominął pojazd, ale efektowny manewr przypłacił równie efektownym uderzeniem w latarnię. W obawie o reakcję ojca chłopak wymyślił na poczekaniu historyjkę pomijającą wątek alkoholowy i opowiadającą o tym jak jadąc z prędkością niecałych trzydziestu kilometrów na godzinę uderzył w stojący na środku drogi samochód z wyłączonym światłami. Żeby uwiarygodnić tę wersję wydarzeń, przyprowadził do domu znajomych.

- Wallis wyszedł do nas w szlafroku - wspomina Chris Jones. - Wtedy pomyślałem sobie: "Jezu, to się nie może udać". Sytuacja była beznadziejna, a większość kumpli słaniało się na nogach. James nie chciał nic powiedzieć, a kolega, którego do tego wyznaczył, zapomniał co ma mówić i ciągle czkał. Ojciec oczywiście zdenerwował się na syna i postanowił, że fiacik nie zostanie naprawiony. To miało przypominać młokosowi o jego kolejnym wybryku.

Choć chłopak w końcu uspokoił się nieco za kółkiem, to nadal szukał przygód z nutką adrenaliny. Uwielbiał jazdę na nartach, której po raz pierwszy zasmakował w 1965 roku w górach Cairngorm. Tak mu się spodobało, że już następnego dnia po powrocie do domu zaczął planować, że za rok wybierze się w Alpy i poszaleje na deskach na całego. Jego marzenie się spełniło i wraz z siostrą odwiedził wkrótce Szwajcarię. Byłoby zupełnie pięknie, gdyby wrócił stamtąd bez szwanku, ale on jak zawsze musiał coś wykombinować i wyprawę do krainy Helwetów przypłacił złamaniem ręki. Opowiadał, że spadł na ziemię z dużej wysokości po tym jak pozując do zdjęcia na balkonie oparł się o balustradę, a ona pękła.

James należał do ludzi, którym ciężko usiedzieć na miejscu. Był nadpobudliwy, a chwilowa niezdolność do aktywności sportowej sprawiła, że zaczął palić jeszcze więcej papierosów niż dotychczas. "Ping" również lubiła "puścić dymka", ale to się już młodzieńcowi nie podobało. - Pewnego wieczora byliśmy na imprezie i akurat sobie stałam z drinkiem w jednej ręce i papierosem w drugiej - opowiada ówczesna sympatia legendarnego kierowcy. - "Wyglądasz głupio i wcale tego nie lubisz. Wywal to świństwo", rzekł stanowczo. Zrozumiałam, że on ma stuprocentową rację. Wtedy właśnie rzuciłam palenie i jestem mu za to bardzo wdzięczna.

Hunt lubił chodzić na imprezy i w opinii kobiet uchodził za niezwykle przystojnego, ale nigdy nie przywiązywał większej wagi do swego ubioru. Oczywiście w Wellington College zawsze nosił krawat i marynarkę, lecz na tym jego elegancja się kończyła. - Nie należał do modnisiów - wspomina "Ping". - Było mu raczej obojętne, co ma na sobie, a zazwyczaj wyglądał tak samo: brązowe buty Hush Puppies, tradycyjne spodnie oraz sweter w serek.

James Hunt stał się słynny na cały świat poprzez wyścigi samochodowe. Bakcyla połknął dzięki swojemu partnerowi od tenisowej gry w debla, Chrisowi Ridge'owi, który na dzień przed osiemnastymi urodzinami zabrał go na słynny tor Silverstone, gdzie jego starszy brat Simon rywalizował w klubowych wyścigach Mini. - Do tamtej pory nie miałem pojęcia, że istnieje w ogóle takie coś jak wyścigi klubowe - przywołuje tamte wydarzenia James. - Sporty motorowe wydawały mi się czymś niesłychanie odległym, w czym specjalizował się Jim Clark i zawodnicy z kontynentu, noszący bardzo długie nazwiska. Dlatego nie mogłem się z nimi identyfikować. Wtedy ujrzałem jednak coś będącego w zasięgu zwykłego śmiertelnika. To była odpowiedź na zaspokojenie mojej potrzeby rywalizacji.

Tamtego dnia na Silverstone nastoletni James Hunt wiedział już, czemu chce się poświęcić w najbliższej przyszłości: - Pomyślałem, że to jest cholernie ekscytujące. Uwielbiałem szybką jazdę i ciągle organizowaliśmy z przyjaciółmi osiedlowe wyścigi. Nagle zobaczyłem brata mojego kumpla, który miał dwudziestkę na karku i marne grosze w kieszeni. Pracował jako mechanik i za zarobione pieniądze zbudował sobie wyścigowego Mini Coopera. Wszyscy członkowie tego klubu pochodzili ze zwykłych domów i pielęgnowali swoje hobby za zaoszczędzoną kasę. To dodawało mi wiary w siebie, że nie jestem bez szans, i że mogę pójść w ich ślady.

Marzenia jednak rzadko kiedy idą w parze z rzeczywistością. W samej Wielkiej Brytanii były tysiące nastolatków śniących o karierze zawodowego kierowcy, z których niemal wszyscy musieli pogodzić się z tym, że są zbyt mało utalentowani i zdeterminowani w dążeniu do celu. Wierzchołkiem wyścigowego szczytu była oczywiście Formuła 1, do której dostać się mogli tylko najlepsi z najlepszych. Pomimo trudności James nie zamierzał się zniechęcać. Gdy wrócił do domu z zawodów na Silverstone, oznajmił rodzicom: - Wasze obawy o moją przyszłość są już nieaktualne. Zostanę kierowcą wyścigowym. Będę mistrzem świata. Wallis i Sue aż zaniemówili z wrażenia. Zaczęli się zastanawiać, czy ich synowi hormony uderzyły do głowy, czy może tuż przed osiemnastymi urodzinami postradał zmysły.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.

Poprzednie części: James Hunt - playboy za kierownicą cz. I

Źródło artykułu: