Wojciech Kowalewski: Stracona bramka w pierwszej minucie podcięła nam skrzydła

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

<B>Wojciech Kowalewski</b> po niemal rocznej przerwie wrócił do kadry narodowej. Pewnie nie tak wyobrażał sobie ten powrót. Już w pierwszej minucie, po niedokładnym kryciu w polu karnym przy stałym fragmencie gry "Gibona" pokonał <B>Manuel Arboleda</b>. Kowalewski musiał skapitulować także tuż przed przerwą. Tym razem jego katem okazał się <B>Filip Ivanovski</b>

Zbieranina zagranicznych piłkarzy, którzy pod szyldem Gwiazdy Orange Ekstraklasy miała być mniej zgrana od zawodników Leo Beenhakkera. Wszyscy spodziewali się częstych indywidualnych akcji z ich strony. Tymczasem już w pierwszej minucie, po składnej akcji blisko narożnika pola karnego faulowany był jeden z graczy gwiazd. Po wykonaniu rzutu wolnego brakiem zgrania i problemami z kryciem popisali się obrońcy reprezentacji Polski i Wojciech Kowalewski po raz pierwszy musiał wyciągać piłkę z siatki.

- Cudzoziemcy grali bardziej dojrzale jako zespół, a my sam początek mieliśmy niezbyt udany. Ta stracona bramka w pierwszej minucie podcięła nam skrzydła. Za dużo nerwowości się wkradło w nasze poczynania na boisku - mówił po spotkaniu Kowalewski.

Przed przerwą Gwiazdy Orange Ekstraklasy zdobyły jeszcze drugą bramkę i na trybunach pojawiły się gwizdy. Nie można się dziwić reakcji kibiców skoro reprezentacja przyjeżdża do Szczecina tak rzadko, a oni chcieli obejrzeć dobry mecz. Tymczasem postawa kadrowiczów pozostawiała wiele do życzenia. Pewnie podobne zdanie miał też Beenhakker, ale czy był zły?

- Trener Leo Beenhakker rzadko bywa zły. Tu nie chodzi o to żeby okazywać swoją złość, tylko wprowadzić kilka korekt do składu i w taktyce żeby zespół w drugiej połowie grał lepiej. Myślę, że fakt strzelenia dwóch bramek przez nasz zespół, to efekt właśnie rozmowy w przerwie z trenerem. Byliśmy bardziej skoncentrowani, zaczęliśmy bardziej wierzyć w to, że ten mecz można wygrać - dodał Kowalewski.

Źródło artykułu: