Doping wrócił do kolarstwa?! Ciemne chmury nad triumfatorem Tour de France

Bradley Wiggins to ikona światowego sportu: zwycięzca Wielkiej Pętli, wielokrotny złoty medalista IO oraz MŚ, rekordzista w jeździe godzinnej. Teraz musi się tłumaczyć z zażywania mocnych środków na astmę. Rodzi się nowa afera w zawodowym peletonie?

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Kiedy organizatorzy Tour de France wykreślali z tabeli zwycięzców Lance'a Armstronga i jego siedem triumfów (1999-2005) wydawało się, że czara goryczy w peletonie się przelała. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) w porozumieniu z Międzynarodową Unią Kolarską (UCI) wzięły się za czyszczenie stajni Augiasza. Kibice uwierzyli, że po latach może być normalnie i w peletonie nie będzie się liczyła chemia, a po prostu siła mięśni. Ich wiara została teraz wystawiona na kolejną próbę.

Hakerzy otworzyli puszkę Pandory Byłoby niesprawiedliwym zrzucić całą winę dopingowego bagna na Armstronga. Przecież w ostatnich latach dyskwalifikacja za używanie niedozwolonych środków dotykała wielu kolarzy. Alberto Contador (stracił wygraną w Tour de France 2010), Alejandro Valverde, Simon Yates... Ich przewinienia były czasami mniej, czasami bardziej kontrowersyjne, ale ostatecznie UCI decydowała się na dyskwalifikacje. - Widać, że walczymy z dopingiem, nie ukrywamy prawdy i nakładamy kary na najlepszych. Nie zamiatamy niczego pod dywan, jak w przeszłości - wielokrotnie mówili szefowie światowej federacji. Czy na pewno? Kilkanaście dni temu grupa rosyjskich hakerów - działająca pod nazwą "Fancy Bear" - włamała się na serwery WADA i opublikowała poufną listę nazwisk sportowców, którzy otrzymali pozwolenie na stosowanie środków dopingujących, ze względu na stan ich zdrowia. - Medaliści z Rio regularnie używali niedozwolonych, silnych leków, co usprawiedliwiano względami medycznymi. Innymi słowy mieli po prostu licencje na swój doping. To dowód na to, że WADA oraz Departament Medyczny i Naukowy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego są skorumpowane i kłamliwe - napisali hakerzy w specjalnym oświadczeniu.

O całej sprawie pisaliśmy - szczegóły TUTAJ.

Działania rosyjskich hakerów odebrano jako odwet za działania WADA z ostatnich miesięcy. Przypomnijmy, że wielu sportowców z Rosji nie pojechało na igrzyska olimpijskie do Rio de Janeiro. A wszystko to przez aferę dopingową, która ujrzała światło dzienne jesienią 2015 roku.

ZOBACZ WIDEO: Ziółkowski: lista niedozwolonych środków jest za szeroka, zbyt łatwo je nagiąć

Były lekarz Wigginsa mocno się dziwi

Na liście sportowców (w pierwszej "paczce" ujawnionej przez hakerów, to o tyle ważne, że kolejne dni przynoszą nowe nazwiska, również i znanych nazwisk z zawodowego peletonu), których legalnie "kryła" WADA znalazło się dwóch kolarzy: Christopher Froome i Bradley Wiggins. U obu lekarze stwierdzili zaawansowaną astmę i dzięki temu mogli stosować specyfiki, które miały wyrównać ich szanse w walce z resztą peletonu. O ile Froome skorzystał z tej furtki dwa razy (nie zażywał ich przed swoimi triumfami w Tour de France), a w 2015 roku w ogóle z niej zrezygnował ("nie chcę, aby ktoś kwestionował moje wyniki" - powiedział dziennikarzom), o tyle w przypadku Wigginsa jest sporo kontrowersji.

Zwycięzca TdF z 2012 roku, czterokrotny mistrz olimpijski, siedmiokrotny mistrz świata i rekordzista w jeździe godzinnej stosował środki dopingowe aż cztery razy: w 2008, 2011, 2012 i 2013 roku. - W czym problem, przecież miał zgodę WADA? - ktoś zapyta.

Racja, miał zgodę. Mimo to są poważne wątpliwości. Zwrócił na nie uwagę były lekarz Wigginsa - dr Prentice Steffen. Zajmował się zdrowiem kolarza w 2009 roku. - Wiggins stosował zwykłe inhalatory i to mu wystarczyło. Wyniki nie wskazywały, że kiedykolwiek będzie musiał sięgać po bardziej zaawansowane medykamenty - powiedział w rozmowie z BBC.

Czy zawodnicy chorujący na astmę powinni mieć zgodę na stosowanie niedozwolonych środków?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×