Dziś prawdziwych rycerzy już nie ma... Bzdura! Poznaj Mariusza Olesia
Kiedy miał 15 lat, dostał w twarz. Wtedy obiecał sobie, że następnym razem obroni się sam. Teraz uczy innych, jak wygrywać w MMA. No i jest rycerzem. Formalnie i w praktyce. Kiedy napastnik okładał ofiarę w jego mieście, nie zawahał się mu pomóc.
W rodzinnym Orzeszu jest znany jako Olo. Chuligani powinni się go bać, ale znajomi podkreślają, że to niezwykle spokojny człowiek. Najpierw ukończył szkołę podoficerską, potem zaczął trenować boks, aż w końcu otworzył własny klub - Fight Club "Niepokorni".
W swoich stronach jest niezwykle popularny. Zdobył m.in tytuł "Lidera roku" w powiecie mikołowskim koło Katowic. Miejscowi cenią go głównie za to, że nigdy nie waha się, aby komuś pomóc. Codziennie styka się z przemocą, jest ochroniarzem.
- Dla mnie to jest chleb powszedni. Pracuję w grupie szybkiego reagowania. Klienci z naszego miasta są podłączeni pod monitoring. Kiedy potrzebują pomocy, np. coś się dzieje wokół ich sklepu, wciskają przycisk napadowy. Chłopaki, a wśród nich ja, przyjeżdżają i neutralizujemy zagrożenie.
Na co dzień zajmuje się też szkoleniem... adeptów rycerstwa. Prowadzi treningi z dziećmi, jest czynnym zawodnikiem. W okolicy szkółka jest prawdziwym hitem. Na zajęcia przyjeżdżają nawet uczniowie z Katowic. - Krótko mówiąc, jestem rycerzem! - komentuje 37-latek.
Od czasu, kiedy obronił nastolatków przed napastnikami w Orzeszu, zaczęła się nim interesować cała Polska. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że stanie się tak popularny. - Dostaję bardzo dużo telefonów. Ludzie postronni piszą do mnie z podziękowaniami nawet z zagranicy. Jestem w szoku. Właściwie... trochę mnie to przerosło.
I tylko to.
ZOBACZ WIDEO Wygrał walkę i... oświadczył się swojej dziewczynie podczas gali MMA