Afera, która wstrząsnęła belgijską piłką

Zaczęło się jak zawsze, a więc niewinnie. Ktoś zwrócił uwagę na podejrzane transakcje finansowe. A dziś mamy jedną z największych afer korupcyjnych w belgijskiej piłce, w której cały czas na jaw wychodzą nowe wątki.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
184 policjantów w Belgii i 36 za granicą, ponad 50 przeszukanych pomieszczeń, w końcu 19 oskarżonych i 9 zatrzymanych, to na razie efekt afery korupcyjnej, która wstrząsnęła Belgią. Najwięksi agenci w kraju nie tylko otrzymywali zawyżone prowizje z transferów, ale także korumpowali sędziów a wiele wskazuje na to, że również działaczy.

Belgowie są dla świata wzorem, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży, jednak w ostatnich dniach bardziej kojarzą się z korupcją, a nazwiska Edena Hazarda, Romelu Lukaku czy Kevina De Bruyne chwilowo zostały wyparte z czołówek tamtejszych mediów przez działaczy i sędziów, którzy do tej pory pozostawali anonimowi dla świata i zapewne za kilka tygodni nikt nie będzie ich pamiętał.

O Belgii mówi się, że to kraj korupcji. Że nawet mała łapówka jest tu mile widziana. Oczywiście na ludziach z Europy wschodniej nie robi to wielkiego wrażenia, jednak na zachodzie Belgia zazwyczaj w korupcyjnych rankingach znajduje się w ścisłej "czołówce', mając wskaźniki na poziomie dwukrotnie wyższym niż przeciętne w "Starej Unii".

Sprawa jest tym razem bardzo poważna, bo policja i prokuratura ma podejrzenia do udziału aż 10 spośród 16 klubów w aferze korupcyjnej. Wśród nich są wszystkie kluby tzw. Wielkiej Trójki, a więc RSC Anderlecht, Standard Liege oraz Club Brugge.

Wśród podejrzanych jest kilku agentów, w tym Mogi Boyat, który pomagał wprowadzić do Anderlechtu Łukasza Teodorczyka, dwóch sędziów FIFA i kilku działaczy. A wśród nich prawdziwe szychy. Herman van Holsbeck, były dyrektor sportowy Anderlechtu oraz Ivan leko, menedżer Club Brugge. Ci ostatni zostali zatrzymani, przesłuchani i wypuszczeni.

Prokuratura i policja od roku prowadziły śledztwo w sprawie "podejrzanych operacji finansowych prowadzonych przez agentów sportowych oraz ich wpływu na mecze w poprzednim sezonie". Przeszukano kluby i siedziby agentów w Belgii, Francji, Luksemburgu, Serbii, Macedonii oraz na Cyprze.

Wszystko zaczęło się, gdy w jednym z banków w Genk wykryto dziwne transakcje finansowe. Boyat i drugi z największych agentów w Belgii, Dejan Veljkovic, byli klientami banku, oczywiście każdy oddzielnie. Według belgijskich mediów agenci otrzymywali prowizje od transferów sięgające 30 procent zamiast zwyczajowych 7-10. A to oznacza, że część pieniędzy mogła wracać pod stołem do ludzi decydujących w klubach o transferach. Detektywi zaczęli węszyć obok agentów, podsłuchiwać ich rozmowy telefoniczne, które miały dać im dowody korupcji.

Przy okazji wyszło na to, że jeden z agentów, Dejan Veljković, korumpował lub próbował korumpować sędziów, by gwizdali na rzecz klubu KV Mechelen, który walczył o utrzymanie. A także piłkarzy Waasland Beveren, którzy mieli grać poniżej możliwości. Ostatecznie niewiele to dało, bo Mechelen spadł z ligi.

W ostatnich dniach sprawa trochę przycichła, ale śledztwo trwa, więc należy spodziewać się kolejnych doniesień.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski o taktyce kadry: Jest system, który bardziej nam odpowiada. Myślę, że trener zdaje sobie z tego sprawę
Czy afera spowoduje kryzys w belgijskim futbolu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×