Jak policja złapała "Miśka" - szefa chuliganów Wisły Kraków

Paweł M., znany w środowisku kibicowskim jako "Misiek", został przewieziony do Polski. To może oznaczać przełom w głośnej sprawie Wisły Kraków.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
CBŚP Materiały prasowe / Policja / Na zdjęciu: CBŚP
W czwartek o godzinie 21.41 na warszawskim Okęciu wylądował samolot rejsowy z Mediolanu. Pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że na pokładzie znajdował się pasażer specjalny. Paweł M. czyli "Misiek", groźny przestępca i lider chuliganów Wisły Kraków, został przetransportowany do Krakowa. W tej chwili przebywa w pojedynczej, monitorowanej celi. To może być przełom w sprawie.

Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się od reportażu Szymona Jadczaka w "Superwizjerze TVN". Dziennikarz pokazał mechanizm przejęcia władzy w klubie przez chuliganów-przestępców. Pomógł im w tym m.in. zasłużony działacz Wisły, Ludwik Miętta-Mikołajewicz.

Za wszystkim miał stać właśnie "Misiek" - oskarżony o kierowanie grupą przestępczą, handel narkotykami i usiłowanie zabójstwa.

Dla polskich organów ścigania sprawa była priorytetowa, ponieważ "Misiek" uciekł z kraju w maju, dwa dni przed szykowaną miesiącami wielką obławą zorganizowaną przez Centralne Biuro Śledcze. W dodatku zwykłym rejsowym samolotem, czym ośmieszył funkcjonariuszy.

Policjanci jednak szybko wpadli na jego ślad. "Misiek" został zatrzymany do rutynowej kontroli, gdy jechał z Rzymu do Neapolu. W miejscowości Cassinio, a więc niemal dokładnie w połowie drogi. Okazało się, że była to tylko przykrywka, policjanci od początku wiedzieli, kogo zatrzymują. "Misiek" nie rzucał się w oczy. Jechał tanim fiatem Punto i był ubrany w elegancką białą koszulę, jakby wybierał się na uroczystość rodzinną. Miał też dokument na fałszywe nazwisko.

Obławę zorganizowali policjanci, tzw. Łowcy Cieni z Centralnego Bura Śledczego Policji w Warszawie oraz funkcjonariusze z CBŚP w Katowicach.

Niedługo później został wypuszczony z aresztu, zastosowano wobec niego dozór policyjny. Miał się codziennie zjawiać na komisariacie, aż do 22 października, kiedy planowano jego przylot do Polski.

- To było dość szokujące, że człowiek z tak poważnymi zarzutami zostaje wypuszczony - mówi Szymon Jadczak, dziennikarz TVN.

Co ciekawe, pierwsza rzecz, jaką zamieścił w internecie "Misiek", było zdjęcie z pogróżkami pod adresem Damiana Dukata, członka zarządu TS Wisła. Paweł M. na zdjęciu trzyma kartkę z napisem "Dukat konfident". Dukat był do niedawna uważany za człowieka "Miśka", ale w ostatnich wywiadach prasowych odciął się od niego, jak i od całej bojówki "Sharksów". Przy okazji wyjawił kilka szczegółów z życia chuliganów, które nie powinny ich zdaniem ujrzeć światła dziennego. We wtorek został odwołany z funkcji. Ciekawe, że zarząd obradował kilka godzin, ponieważ - jak wynika z naszych informacji - nie bardzo wiedział co zrobić. Z jednej strony odwołania Dukata domagali się sponsorzy, z drugiej mogło być to odebrane jako działanie pod naciskiem "Miśka". Sam Dukat długo nie wpadł na to, by podać się do dymisji.

Co w tym równie ciekawe, wpis "Miśka" pojawił się na Instagramie jego dziewczyny Agnieszki, na co dzień... księgowej Wisły.

W czwartek "Misiek" stawił się na komisariacie we Włoszech i już go nie opuścił. Według policji istniało poważne zagrożenie, że przestępca szykuje się do ucieczki. Można domniemywać, że w międzyczasie doszło do porozumienia między Włochami i Polakami na wyższym szczeblu. Wieczorem lider wiślackich "Sharksów" był w Polsce.

- Liczę na to, że będzie to przełom w sprawie. Wiele osób zacznie zeznawać, pojawią się nowe wątki, dzięki czemu będzie normalność w Krakowie i w Wiśle - mówi Szymon Jadczak.

ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Właśnie w takich momentach rodzi się drużyna. Krytykę trzeba przyjąć
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×