Historyczny wyczyn Eliny Switoliny. "Marzyłam o tym całe życie"

Internationali. Pokazała, że wcale tak nie jest! Przypomina mi to trochę historii Karoliny Pliskovej, która również na początku swojej kariery brylowała w Internationalach (wygrane w Kuala Lumpur, Seulu, Linzu, Nottingham), ale w szlemach nie szło jej już tak dobrze (jeszcze gorzej, niż Elinie, przecież do czasu US Open Pliskova nie mogła przejść 3 rundy w szlemie!), przegrywała finały innych turniejów niż Internationale, a w końcu się odblokowała, wygrała Cincinnati, zaczęła mądrzej planować starty (kiedyś grała w każdym turnieju przed szlemami, osiągała super wyniki tam co nie przekładało się na sukcesy w szlemie) i osiągnęła finał US Open, gdzie była przecież tak blisko zwycięstwa, a w tym sezonie wygrała już dwa Premiery. Mam nadzieję, że tak samo będzie z Eliną! Ona już miała mnóstwo półfinałów w Premierach i Premierach 5, ale nie mogła osiągnąć tego finału (oprócz frajersko przegranego w NH z Agą no i w Zhuhai ze swoją zmorą). Liczę na przełom w grze i w wynikach! Czyżby ten przegrany zacięty mecz w Australian Open z Pavlyuchenkovą pozytywnie na nią podziałał? (miała wtedy swoje szanse, ale zmarnowała je nie będąc wystarczająco agresywną tenisistką). No i mam nadzieję, że wycofa się z Kuala Lumpur ;) Za pasem amerykańskie turnieje i duuużo punkcików do nadrobienia! Trzeba odpocząć.