Michał Wojarski nie żyje. Trzy dni przed śmiercią odwiedził przyjaciela

Środowisko miłośników gór pogrążyło się w żałobie po śmierci 34-letniego ratownika GOPR Michała Wojarskiego. - Pogodny, życzliwy i zorganizowany. Nigdy nikogo nie zdenerwował - mówi WP SportoweFakty przyjaciel zmarłego Krzysztof Rogoż z KW Kraków.

Adrian Hulbój
Adrian Hulbój
Na zdjęciu Michał Wojarski Facebook / Facebook GOPR Beskidy/Archiwum prywatne / Na zdjęciu Michał Wojarski
W ubiegły weekend Michał Wojarski wybrał się w Tatry. Jak poinformowała nas jego rodzina, mężczyzna ostatni raz nawiązał połączenie z bliskimi w sobotę 20 kwietnia około godziny 16:30. Informował wtedy, że na jego trasie panują dobre warunki. Kilka godzin później kontakt urwał się, co brat 34-latka zgłosił do TOPR. Opis odbywającej się w godzinach nocnych akcji poszukiwawczej zamieszczono na oficjalnym Facebooku organizacji.

"Jedna z grup poniżej Świnickiej Przełęczy zlokalizowała świeże lawinisko, w związku z czym przystąpiła do przeszukania go. Przy pomocy detektora lawinowego udało się zlokalizować zasypanego narciarza. O godzinie 4:57 wydobyto go na powierzchnię, niestety bez oznak życia. Ratownikom pozostał smutny obowiązek przetransportowania ciała na Brzeziny i przekazania go Policji" - czytamy w raporcie zamieszczonym na Facebooku Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Tragiczna śmierć mężczyzny wstrząsnęła środowiskiem miłośników gór. Michał Wojarski należał do krakowskiego Klubu Wysokogórskiego. W rozmowie z WP SportoweFakty zmarłego wspomina członek sekcji narciarstwa wysokogórskiego Krzysztof Rogoż.

- Był to bardzo pogodny, życzliwy i zorganizowany człowiek. Nigdy nikogo nie zdenerwował, "ciągnął" ludzi w góry, ale z rozsądkiem. Był świetnym programistą i wielkim miłośnikiem szachów, ogrywał chyba każdego członka klubu - mówił.

Archiwum prywatne przyjaciół Michała Wojarskiego Archiwum prywatne przyjaciół Michała Wojarskiego

- Na początku kwietnia był na wyprawie w Norwegii. Ostatni raz widziałem go w środę, trzy dni przed śmiercią. Wylądowałem w sanatorium w Iwoniczu, gdzie odwiedził mnie Michał. Rozmawialiśmy chyba przez trzy godziny. Byłem być może ostatnim członkiem klubu, który z nim rozmawiał - wspomina Rogoż, który w ostatnich latach uczestniczył w wielu skiturowych wyprawach ze zmarłym.

Wojarski był doświadczonym skiturowcem. W 2015 roku złożył przyrzeczenie ratownicze i dołączył do beskidzkiego oddziału GOPR. Wielokrotnie uczestniczył w nocnych akcjach poszukiwawczych organizowanych w okolicach Szczyrku. Z sukcesami startował też w zawodach skiturowych.

Znakomicie znał też topografię Tatr, a jako geodeta z doświadczenia i informatyk z zawodu stworzył multimedialną mapę tego pasma dedykowaną dla skiturowców. Krzysztof Rogoż w rozmowie w portalem WP SportoweFakty przyznał, że z tego powodu okoliczności śmierci 34-latka były dla niego zaskakujące.

- Nigdy nie słyszałem, żeby Michał wybierał się na samotne wyprawy. Coś musiało się zdarzyć, może rozdzielił się z grupą? Jego wykształcenie geodezyjne było cenne przy szacowaniu ryzyka lawinowego. Świnicka Przełęcz, gdzie znaleziono jego ciało, ze względu na swój łagodny żleb uchodzi za dość bezpieczne pod tym względem miejsce. Nie wierzę więc, by Michał popełnił jakiś oczywisty błąd. Myślę, że doszło tam do czegoś, co go zaskoczyło - mówił.

Wojarski pochodził z Bielska-Białej, jednak w ostatnich latach przeprowadził się do Jasła, gdzie mieszkał razem z żoną. Pogrzeb 34-latka odbędzie się w jego rodzinnym mieście, o czym w mediach społecznościowych poinformował ojciec zmarłego, Krzysztof.

"W piątek 26 kwietnia o godz. 12.00 żegnamy Michała w kościele św. Barbary w Bielsku-Białej Mikuszowicach Krakowskich. Śnieżna biel dominowała w tym, co kochał robić najbardziej, Jeżeli chcecie przynieść kwiaty, to pożegnajmy go tym właśnie kolorem" - napisał na Facebooku.

Czytaj też:
Na dach świata z poziomu oceanu. Nieprawdopodobna misja Polaka
Spadał z lawiną w Tatrach. "Nie mogłem ruszać nogami. Miałem dziurę w czaszce"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×