Uratował Polaka. Słynny alpinista zginął podczas tragicznej wyprawy na Mount Everest

Zdjęcie okładkowe artykułu: Facebook /  / Rob Hall, nowozelandzki himalaista, który zginął w 1996 roku na Mount Everest
Facebook / / Rob Hall, nowozelandzki himalaista, który zginął w 1996 roku na Mount Everest
zdjęcie autora artykułu

Udawało mu się wiele razy wprowadzić klientów na najwyższą górę świata. Tym razem ekspedycja Roba Halla zakończyła się śmiercią 8 osób.

W tym artykule dowiesz się o:

Nazwisko Roba Halla zapisało się na zawsze w historii polskiego himalaizmu. W 1989 roku razem z kolegą, Garym Ballem, zaoferowali swoją pomoc w ratowaniu Andrzeja Marciniaka. Polski wspinacz razem z Eugeniuszem Chrobakiem zdobył Mount Everest, ale podczas zejścia ze wspierającą ich grupą przysypała ich lawina. Chrobak, Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Zygmunt Andrzej Heinrich i Wacław Otręba zginęli. Prowadzący akcję ratunkową Artur Hajzer razem z Hallem i Ballem dotarli do Marciniaka, po czym sprowadzili go bezpiecznie na dół.

Nowozelandczyk Hall był legendą wśród alpinistów. Razem z Ballem szukali sponsorów dla swoich himalajskich wypraw. Wyznaczyli sobie cel - zdobycie siedmiu szczytów Korony Ziemi w 7 miesięcy. Ledwie zdążyli, ale też zorientowali się, że każdy kolejny spektakularny wyczyn może doprowadzić do tragedii. Zakończyli więc wyścig z czasem i postawili na firmę zajmującą się wysokogórskimi wyprawami.

Firma Adventure Consultants powstała w 1992 roku, kiedy Hall miał 31 lat. Ball zmarł rok później i Nowozelandczyk rozwijał działalność sam. Do 1996 roku wprowadził na Mount Everest 39 klientów. Każdy z nich płacił ok. 65 tys. dolarów, ale chętnych nie brakowało. Wszyscy ufali Hallowi, którego inni wspinacze nazywali "kozicą górską". To wiele mówi o sprawności himalaisty, który cieszył się opinią bezpiecznego przewodnika.

Żonę, Jan Arnold, poznał podczas wejścia na Mount Everest. W 1996 roku nie pojechała z Robem w Himalaje, bo była w ciąży. W przeciwnym razie prawdopodobnie zginęłaby razem z nim na najwyższej górze świata. Dwa miesiące po śmierci męża urodziła córkę Sarę.

Tłok pod górę

Nic nie zapowiadało tragedii. Rankiem 10 maja 1996 roku do ataku na Mount Everest ruszają dwie ekipy komercyjne. Jedną prowadzi Hall, drugą inny przewodnik Scott Fisher. W ekipie tego pierwszego było 8 klientów: Doug Hansen, Stuart Hutchison, Frank Fischbeck, Lou Kasischke, Yasuko Namba, John Taske, Beck Weathers oraz dziennikarz Jon Krakauer. Ten ostatni miał napisać artykuł reklamowy do czasopisma "Outside", a w zamian wziął udział w wyprawie. Krakauer nie miał żadnego doświadczenia we wspinaniu się powyżej 8000 metrów, podobnie jak Taske czy Weathers. Mimo to Hall zgodził się wziąć ich ze sobą.

Dodatkowo w grupie było 2 innych przewodników - Mike Groom i Andy Harris oraz grupa szerpów. Każdy z nich był na tyle doświadczony, że był w stanie wejść na Mount Everest. Nowozelandczyk popełnił jednak błędy, które skończyły się nie tylko śmiercią jego samego, ale i 7 innych osób.

Tak śmierć Halla widzieli twórcy filmu "Everest" (fot YouTube)
Tak śmierć Halla widzieli twórcy filmu "Everest" (fot YouTube)

Wyprawa Halla współpracowała z inną ekspedycją prowadzoną przez Scotta Fischera. Pomagał mu kazachski himalaista, Anatolij Bukriejew. Od obozu IV panował "tłok", co chwila musieli mijać się z innymi uczestnikami wypraw na Mount Everest. Przed północą na szczyt ruszyła ekipa Halla, po nim miała ruszyć grupa Fishera, a także (wbrew ustaleniom) grupa Tajwańczyków. W sumie wchodziły tego dnia 33 osoby. Grupa Halla podzieliła się, jedni poruszali się szybciej, inni wolniej. Zapanował chaos, rozpoczął się wyścig z czasem, doszły kłopoty z poręczowaniem powyżej 8300 m. Zajęli się tym Szerpowie, w tym czasie wspinacze cierpieli z zimna i kłopotów z tlenem.

Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego Szerpowie nie założyli na wcześniejszym odcinku trasy lin poręczowych. Obie wspinające się ekipy poświęciły na to dwie godziny, co było początkiem dramatu. Od kwietnia do czerwca panują najlepsze warunki do wejścia na Mount Everest. Jednak powyżej 8000 m, w tzw. "strefie śmierci", nie ma to wielkiego znaczenia. Tam wciąż mocno wieje, temperatura waha się między -15 do -25 stopni, a do tego warunki pogodowe bardzo szybko się zmieniają. Tak było 10 maja. Na górze rozpętała się burza śnieżna, nadciągnął huraganowy wiatr.

Przewodnicy ustalili, że dotrą na szczyt o godz. 14. Udało się to jedynie 6 osobom. Potem wszyscy, niezależnie od odległości od celu, mieli wracać. Tak się jednak nie stało. Ci idący szybciej mogli już schodzić, ale inni parli wciąż do góry. Żaden przewodnik nie zmusił ich do powrotu.

Krakauer, co opisał potem w swojej książce (polski tytuł "Wszystko za Everest"), schodząc widział jeszcze osoby wolno idące w górę. Zauważył również, że pogoda zaczyna się pogarszać. Po drodze spotkał Weathersa, który czekał na Halla.

Stracił rękę, palce i nos

Pierwsze kłopoty na wysokości 8200 m miał właśnie Weathers, przed osiągnięciem szczytu. Uszkodził wzrok, ale nie chciał posłuchać Halla, który nakazał wracać mu do bazy. Amerykanin był pewien, że kłopoty z oczami miną. Był zbyt blisko celu, ale  zgodził się w końcu poczekać na przewodnika. Nowozelandczyk miał iść wyżej i pomóc innym. Nigdy jednak z góry nie wrócił.

Weathersa próbował sprowadzić Mike Groom. - Był tak oślepiony, że co chwila musiałem łapać go i pilnować, żeby nie zrzucił nas obu - wspominał przewodnik. Dotarli do większej grupy, starali się dotrzeć do obozu IV. Wreszcie w nocy zobaczyli namioty, inni wspinacze ruszyli im na pomoc. Ratowali tych, którzy mieli największe szanse na przeżycie.

Teksańczyk i Japonka Yusuko Namba zostali sami, oboje zaczęli zamarzać. 11 maja rano zauważyła ich inna ekipa ratunkowa. Oboje byli w beznadziejnym stanie. - Beck coś mamrotał, miał straszne odmrożenia. Chciałem go posadzić, ale nie dawałem rady. Nawet gdyby przeżył, nie miałem pojęcia jak sprowadzić go niżej - powiedział Stuart Hutchinson z grupy ratunkowej. Nie mieli wyjścia, zostawili ich. Japonka wkrótce umiera. Amerykanin, w "cywilu" lekarz, cudem odzyskał przytomność i niemal na ślepo zaczął schodzić. Z odmrożonymi rękami i nogami dotarł po niemal dwóch godzinach do obozu IV.

Jego żona, która dostała już telefon o śmierci męża, tym razem otrzymała zaskakujące wieści. Zorganizowała pomoc helikoptera, który zabrał Weathersa z 6700 m, czego normalnie nie praktykowano. Nie wiedziała jeszcze, że jej mąż straci rękę, palce lewej dłoni i nos, a także części obu stóp. - Ta wyprawa uratowała moje małżeństwo, znowu wróciłem do leczenia. Tam, na górze, wiedziałem, że umieram. Zmusiłem się do poruszania i to uratowało mi życie - wspominał Weathers w książce napisanej po tragicznej wyprawie.

Beck Weathers (z lewej) i grający go w filmie "Everest" Josh Brolin (fot. Frederick M. Brown/Getty Images)
Beck Weathers (z lewej) i grający go w filmie "Everest" Josh Brolin (fot. Frederick M. Brown/Getty Images)

Wrócił po śmierć

W tym czasie nad kopułę Mount Everest nadciągnęła burza śnieżna. Wiał coraz mocniejszy wiatr, a coraz słabsi wspinacze wciąć byli wysoko. Zaczęła się rozpaczliwa walka o życie 19 najbardziej zagrożonych osób. Hall został na górze, pomagając najwolniejszym klientom. Przewodnik poinformował przez telefon ludzi z bazy, że Doug Hansen znajduje się w złym stanie. Pomoc Nowozelandczyka nic nie dała, bo 46-latek zmarł wskutek wyczerpania.

Hall również nie przeżył. Miał odmrożone ręce i nogi. Ludzie z bazy uświadomili sobie, że umierał. Himalaista poinformował ich, że nie ma siły schodzić. Zginął na Wierzchołku Południowym. Na chwilę przed śmiercią połączył się z żoną. Powiedział "śpij dobrze kochanie i nie martw się za bardzo", wkrótce potem zmarł. Nie przeżył również Andy Harris, z którym utracono kontakt podczas schodzenia. Na wysokości 8300 m zamarzł Scott Fischer. Wraz z Hansenem, Nambą i trzema Szerpami zmarło łącznie 8 osób.

O tragedii na najwyższej górze świata powstał film "Everest". Dramat z 2015 roku spotkał się z ostrą krytyką Krakauera. W filmie aktor grający dziennikarza odgrywa scenę, w której odmawia pójścia na pomoc innym uczestnikom wyprawy. - To bzdury - powiedział Krakauer. Zgadza się jednak z opinią, że jego obecność i umowa z magazynem "Outside" mogły zmusić Halla do podjęcia większego niż zwykle ryzyka. - Być może nigdy nie pozwoliłby wchodzić ludziom wyżej, gdyby nie liczył na reklamę swojej firmy - powiedział dziennikarz dla "Los Angeles Times". - Pozostał za długo na szczycie i zapłacił za to życiem. Zawsze dbał o ludzi, nie chciał na siłę popularności. Nie sądzę, żeby ryzykował ze względu na jakiś dziwny wyścig z konkurencyjnymi firmami. To nie w jego stylu - powiedziała Nowozelandka Helen Wilton, która kierowała bazą na Mount Everest, dla idnes.cz.

Ciało Halla zostało w Himalajach. Zostało odnalezione dwa tygodnie później, jednak jego żona zadecydowała, żeby pozostało tam na zawsze. Szerpowie, którzy ruszyli mu na pomoc, byli zaledwie 200 m od przewodnika, kiedy musieli się wycofać ze względu na warunki pogodowe. Po akcji Krakauer krytykował Bukriejewa, że nie pomógł uczestnikom wyprawy Halla. To jednak Kazach rozpoczął akcję, która uratowała ludzi z wyprawy Fischera, kiedy wielokrotnie wychodził po nich podczas śnieżycy.

ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka

Źródło artykułu:
Komentarze (4)
Alik Capone
22.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Czy autor artykułu jest takim ignorantem, że nie potrafi sprawdzić podstawowych faktów. Choćby w wikipedii. Zginęło 5 osób a nie 8. 3 pozostałe ofiary to pakistańczycy z zupełnie innej wyprawy Czytaj całość
Alik Capone
22.02.2018
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Czy autor artykułu jest takim ignorantem, że nie potrafi sprawdzić podstawowych faktów. Choćby w wikipedii. Zginęło 5 osób a nie 8. 3 pozostałe ofiary to pakistańczycy z zupełnie innej wyprawy Czytaj całość
avatar
yes
21.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Nie jest to bieżąca sprawa, pewnie rocznicowa/okazyjna. jest luty - działo się w maju