Polscy bohaterowie zimy: Krystyna Pałka

W czwartej już części naszego cyklu pt. "Polscy bohaterowie zimy" prezentujemy wywiad z Krystyną Pałką - naszą najlepszą w tym sezonie biathlonistką i dwukrotną uczestniczką igrzysk olimpijskich.

Maciej Mikołajczyk
Maciej Mikołajczyk

Maciej Mikołajczyk: Zacznijmy standardowo - dlaczego i kiedy postawiłaś właśnie na biathlon?

Krystyna Pałka: Moja przygoda z biathlonem zaczęła się, gdy miałam czternaście lat. Byłam wtedy uczennicą w szkole podstawowej w Czerwinnym. Wtedy trener Tadeusz Jankowski przyjechał do naszej szkoły w celu znalezienia nowych talentów. Początkowo nie miałam czasu na ćwiczenia biathlonowe, ale na jesień, jak już miałam więcej czasu, to zaczęłam uprawiać biathlon. Spodobało mi się to i zaczęło mnie wciągać i to do tego stopnia, że trafiłam do szkoły sportowej w Zakopanem. W tamtym okresie pracował ze mną Adam Jakieła i Małgorzata Ruchała. Z kolei poważnie do biathlonu podeszłam dopiero, pracując z trenerem Henrykiem Przybyszewskim jako juniorka. To właśnie on nauczył mnie, jak trzeba pracować, by osiągać niezłe miejsca na świecie. Od samego początku czułam, że mogę być w tym sporcie dobra. Gdyby nie wszystkie przeszkody i kontuzje, jakie stanęły na mojej drodze, to myślę, że mogłabym być już wcześniej na takim poziomie, jaki obecnie prezentuję. Wielokrotnie mówili mi lekarze, że powinnam pomyśleć o zakończeniu kariery, ale ja jakoś nie potrafiłam tego zrobić. W głębi siebie czułam, że dam radę. Wiedziałam, iż stać mnie naprawdę na dobre biegi. Muszę jedynie dalej pracować i być cierpliwa. Cieszę się, że dotrwałam do dnia dzisiejszego. Na tę chwilę jestem spokojna, bo wiem, jakie wyniki mogę uzyskiwać. Sądzę, że stać mnie nawet na wygrywanie zawodów.

Plasujesz się obecnie w najlepszej "15" Pucharu Świata. Czy jesteś ze swoich startów w tym sezonie zadowolona, czy może czujesz pewien niedosyt?

- Gdybym powiedziała ,że jestem niezadowolona, to bym skłamała. Oczywiście, że ciesze się ze swoich dotychczasowych występów. Miałam wiele bardzo dobrych biegów. Co prawda - strzelanie w ostatnich zawodach nieco się popsuło, ale naprawdę nie mam powodu do zmartwienia, bo nadal potrafię nieźle strzelać. Potrzeba mi tylko odrobinę szczęścia. Cieszy mnie natomiast mój bieg. Jestem teraz coraz szybsza i wiem, że z moim biegiem i przy dobrym strzelaniu mogę być naprawdę wysoko. W tym roku wielokrotnie miałam już szansę na podium. Wiele osób pyta mnie, czy czuję niedosyt, a ja wręcz przeciwnie. Uważam, że małymi kroczkami trzeba iść do przodu. Dla mnie najważniejsze jest to, że wiem, że mogę. Muszę tylko poczekać na swój czas. Wiem, że on przyjdzie, bo takie rzeczy się czuje. Szkoda mi tylko biegów sztafetowych. Mamy bardzo dobrze przygotowaną grupę dziewczyn i jesteśmy w stanie być wysoko, a nawet na podium. Ciągle brakuje nam szczęścia. Jak pobiegniemy, to mamy błędy na strzelnicy, a jak strzelimy, to się "motamy" podczas biegu. Tutaj w Ruhpolding jeszcze nigdy sztafeta nam nie wyszła. W Oberhofie miałyśmy szansę na "pudło". Wówczas strzelanie nam nie wyszło i tak w koło. Wierzę jednak, że kiedyś wszystko się zgra i będziemy tam, gdzie powinnyśmy być.

Jak już wspomniałaś - pokazałyście, że jako zespół macie potencjał na podium, ale w dotychczasowych startach czegoś do tego "pudła" brakowało. Jak oceniasz możliwości waszej sztafety?

- Mamy bardzo mocna grupę. Brakuje nam tylko szczęścia, aby wszystko się razem zgrało. Już cztery zawodniczki mogą walczyć o wysokie miejsca. To jest fajne, bo jak jednej coś nie wyjdzie, to kolejne mogą ją zastąpić. W sztafecie bardzo ważne jest strzelanie, które ostatnio nie jest naszą mocną stroną. Z kolei biegowo jesteśmy naprawdę dobrze przygotowane. Same też wiemy, że mamy szanse być na "pudle". Potrzebujemy tylko dobrego strzelania. Ostatnio trafialiśmy już celniej, ale trochę plany pokrzyżowała nam pogoda. Po dwóch zmianach byłyśmy na pierwszej pozycji. Świat się z nami liczy. Wszyscy wiedzą, gdzie możemy być przy dobrym strzelaniu. Sztafeta w Ruhpolding jeszcze nigdy w życiu nam nie wyszła. Ja "zamotałam" się na wystrzale, zawodniczki mnie przyblokowały i po prostu nie mogłam przedrzeć się do przodu. Czub zwiał i zrobiła się przepaść. Co prawda - udało mi się to odrobić na drugim kole, ale strzelanie odbyłam w pospiechu. Musiałam ryzykować i nie mogłam dobić jednego strzału przy drugim strzelaniu. Dwa dodatkowe strzały już dają z dwadzieścia sekund straty. Wiedziałam, że jak szybko i celnie strzelę, to mogę wyjść nawet na prowadzenie. Po prostu zabrakło nam szczęścia. Wierzę, że wkrótce trafimy na upragnione podium i na pewno bardziej docenimy nasz sukces, bo będzie on ciężko wypracowany i długo oczekiwany.

Co jest w tym sezonie twoją piętą Achillesa? Nad czym musisz jeszcze najwięcej popracować?

- W biathlonie ciężko stwierdzić, co jest pietą Achillesa, bo nic nie jest stałe. Nie mogę powiedzieć, że jest nią strzelanie leżąc, czy stojąc, bo jedno i drugie potrafię bardzo dobrze. Tutaj wszystko zależy od pogody oraz od koncentracji. Z początkiem sezonu mój bieg był słabszy, ale to też było wynikiem takich, a nie innych przygotowań. Celem była poprawa szybkości na trasie w następnych miesiącach i rzeczywiście moja forma idzie w górę. W strzelaniu jestem bardzo dobrze przygotowana i to w obu pozycjach. Tutaj dużą role odgrywają warunki pogodowe takie, jak wiatr i mgła. Wówczas bardzo ciężko się trafia do tarczy i robi się loteria. Co do koncentracji, to potrafię bardzo szybko przestawiać się z agresora (jaka muszę być podczas biegu) do pełnego skupienia i spokoju (jaka muszę być podczas strzelania). Pomaga mi w tym napój Red Bull. Zwiększa i poprawia on moją czujność, szybkość reakcji i koncentrację na strzelnicy. To wszystko sprawia, że podczas strzelania jestem całkowicie skupiona i odcięta od całego świata. Pracować trzeba ciągle na wszystkim. Analizuję każdy bieg, wyszukuję błędy i staram się je wykluczać tak, by nie mieć pięty Achillesa.

Masz swoje ulubione trasy w Pucharze Świata?

- Nie mam w zasadzie ulubionych tras. Lubię praktycznie wszystkie. Mam natomiast sentyment oraz piękne emocje związane z każdym stadionem , które zostaną ze mną do końca życia. Takimi arenami są np. olimpijskie stadiony z Turynu i Vancouver. We Włoszech to było wspaniałe przeżycie - stanąć na takim stadionie jako bardzo młoda zawodniczka. Wcześniej to było tylko moje marzenie, które stało się realne w moim życiu. To jest naprawdę coś niesamowitego i nigdy nie zapomnę tego uczucia. Praktycznie każdy stadion jest inny i inne emocje się z nim wiążą. Mogłabym tu opowiadać o każdej z aren, ale wyszedłby nam nie wywiad, ale książka. - Masz czasem problemy z motywacją? Jeśli tak, to jak sobie z nimi radzisz?

- Jeszcze mi się nie zdarzyło, bym miała problemy z motywacją. Ja uwielbiam startować. W okresie przygotowawczym nie mogę się doczekać okresu startowego. Zawsze mnie dziwiło, gdy słyszałam, że ktoś boi się występu i z jego powodu się stresuje. Czym tu się stresować? Nic nowego podczas startu się nie wykonuje. Robi się to, co każdego dnia podczas treningu. Ja stając na linii startu zamieniam się w inna osobę. Dla mnie każde zawody są bardzo ważne. Do wszystkich podchodzę poważnie i nigdy nie mam w zwyczaju odpuszczać. Motywować jakoś specjalnie się nie muszę, bo tak, jak wcześniej mówiłam uwielbiam startować i motywacja przychodzi automatycznie. W tym sezonie zaczęłam współpracować z Panem Conrady. Pracuję z AVWF Methode Neuro Coaching. Mam możliwość szybszej regeneracji po startach, a słuchając muzyki wypoczywam. Nie można mieć zatem lepszej motywacji, wiedząc, że po ciężkich startach bardzo szybko wraca się do sił. Metody AVWF razem z napojem Red Bull są moją receptą, bez której nie wybieram się na zawody.

W 2010 roku zostałaś złotą medalistką igrzysk wojskowych. Jak oceniasz poziom tamtej imprezy?

- Poziom był wysoki. Przyjechało tam wiele bardzo dobrych zawodniczek z Pucharu Świata. Ja byłam bardzo dobrze przygotowana, bo moja forma biegowa pojawiła się tydzień po igrzyskach olimpijskich w Vancouver i akurat trafiłam z nią na tę imprezę. Było tam wiele Norweżek, Słowenek i Chinek, biegających naprawdę szybko.

Jesteś dwukrotną olimpijką - startowałaś w Turynie i Vancouver. Jakie igrzyska milej wspominasz?

- Ciężko powiedzieć, które igrzyska milej wspominam. Jedne i drugie były dla mnie niesamowitym przeżyciem. W sumie bardziej odczułam Turyn. Byłam wtedy młodą i niedoświadczoną zawodniczką. Samo bycie na igrzyskach było dla mnie czymś wspaniałym. Pamiętam doskonale te chwile, jak stałam na starcie. Czułam się taka malutka, a wszystko toczyło się dla mnie w zwolnionym tempie. Jedna chwila trwała wiecznie i dalej we mnie trwa. Myślę, że takie momenty pozostaną ze mną do końca życia. Dodatkowo ten start był w moim wykonaniu bardzo dobry, bo zajęłam piąte miejsce. Nie mogłam wierzyć, że tak szybko osiągnęłam taki dobry wynik. Wówczas zaledwie dwa lata pracowałam w reprezentacji Polski. Z kolei igrzyska w Kanadzie były już inne. Impreza w Vancouver różniła się od tej poprzedniej tym, że byłam na niej nastawiona na wynik. Wiedziałam, że stać mnie naprawdę na wysokie miejsca. I choć wszystkie biegi były dobre, to brakowało mi tam odrobinę szczęścia. Tak to jednak w sporcie bywa. Najważniejsze jest, by nigdy się nie poddawać i być cierpliwym. Ja w głębi siebie czuję, że jeszcze moja noga stanie na stadionie olimpijskim i to jeszcze z większym sercem niż do tej pory.

Jako zespół szczególnie w sezonie spędzacie razem dużo czasu. Jak ze sobą wytrzymujecie? - Tak to prawda. Wszędzie są dobre i złe chwile i tak jest też z nami. Mogę powiedzieć, że bardzo fajnie mi się współpracuje w takiej grupie. Wiadomo, że są wady i zalety, ale nie mam na co narzekać. Cieszę się, że w tym roku częściej wracamy do kraju i te przerwy są dłuższe. Z drugiej strony nie mamy zbyt dobrych warunków, by wykonać odpowiedni trening w przerwie między obozami. Zazwyczaj biegam po drodze publicznej, jak większość zawodników. Sądzę, że te przerwy między obozami są na tyle długie, iż rozładowują zmęczenie grupą. Sami również wiemy, że dobre wyniki buduje się tylko w przyjaznej atmosferze i my staramy się taką budować. 

Co uważasz za swój największy sukces?

- Bezdyskusyjnie piąte miejsce na igrzyskach w Turynie. Cieszę się także z wygrania igrzysk wojskowych oraz letnich mistrzostw świata na nartorolkach, na których również startowały czołowe zawodniczki.

Jaką konkurencję lubisz najbardziej? Bieg pościgowy, sprint, a może zawody ze startu wspólnego?

- Moim ulubionym biegiem jest bieg ze startu wspólnego. Uwielbiam bezpośrednią rywalizację. Tak samo lubię startować na pierwszej zmianie w sztafecie. Uwielbiam przedzierać się do przodu, czy starać się wyprzedzić jakąś bardzo dobrą zawodniczkę. W takich biegach czuję się znacznie lepiej niż w sprincie, czy biegu długim.

Widziałaś dużą różnicę w przygotowaniach do zimy z trenerem Adamem Kołodziejczykiem, porównując je z treningami z poprzednim szkoleniowcem? Na co kładliście największy nacisk?

- Uważam, że tutaj nie ma zasługi obecnych trenerów, jeśli chodzi o wyniki. Byłam bardzo dobrze przygotowana już w latach wcześniejszych, ale i zmęczona objętością. Zmiana treningów, na których mam mniej ćwiczeń objętościowych, a więcej szybkościowych spowodowała u mnie poprawę w wynikach. Trener Adam Kołodziejczyk wprowadził więcej treningów siłowych, ale dla mnie to nie była nowość. Już w czasach, gdzie dopadła mnie kontuzja barku, stosowałam taki rodzaj treningu. Siła ogólna jest bardzo ważna, ale też nie można zapominać o sile specjalnej, co naszym szkoleniowcom zdarza się niestety bardzo często. Odnośnie strzelania nie chcę nic mówić, bo naprawdę potrzebujemy w tej kwestii trenera, a nie osoby, która stoi z lunetą.

Przed MŚ w biathlonie zawodniczki czeka dłuższa przerwa. Jak zamierzasz ją spędzić?

- Po Pucharze Świata w Antholz mamy pięć dni przerwy, którą spędzimy na indywidualnym planie treningowym. Ja w tym czasie będę trenowała na nowych trasach biegowych w Czerwinnym, a później zaczynamy zgrupowanie. Obecnie nie znamy jeszcze miejsca obozu przygotowawczego. To wszystko zależeć będzie od warunków śniegowych.
fot. Andrey Iwanow fot. Andrey Iwanow
Jak oceniasz olimpijskie trasy w Soczi?

- Jeszcze nie było mi dane być w tym miejscu. Wybieramy się tam dopiero po mistrzostwach świata.

W jakich warunkach najlepiej Ci się startuje, a przy jakiej pogodzie czujesz się najgorzej?

- Zniosę każdą pogodę, ale najbardziej nie lubię startować przy dużym mrozie. Nie czuję wtedy strzałów. Ciężko się strzela z palcami odmrożonymi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×