Daniel Ludwiński: Wina lekarza winą lekarza, ale Johaug musi ponieść karę (komentarz)
Czas pokaże, na ile obroni się teoria, wedle której lekarz Therese Johaug ponosi winę za jej pozytywny wynik testu dopingowego. Nie zmienia to jednak podstawowej kwestii: to Norweżka poniesie karę, niezależnie od głosów, które ją usprawiedliwiają.
Toczy się i jeszcze toczyć się będzie. Chodzi jednak o zasady elementarne i jak najbardziej słuszne. Wpadłeś? Jesteś zawieszony, jak wszyscy inni, którzy mieli pozytywny wynik w poprzednich miesiącach, czy latach. Błąd popełnił twój lekarz? Nie ma znaczenia, kara i tak dotknie ciebie. Brutalne? Być może, niekiedy pewnie nawet nie do końca sprawiedliwe, ale nietrudno wyobrazić sobie, co działoby się w sytuacji, gdyby wina medyka była okolicznością całkowicie anulującą karę dla sportowca - ci, którzy chcieliby oszukiwać, mieliby swojego zaufanego lekarza, który w wypadku wpadki obwiniałby siebie, ratując podopiecznego. Obecne procedury są więc jedynymi słusznymi.
Czasy się zmieniły, dziś tak łagodnie nie potraktuje się już nikogo, ale wzięcie leku faktycznie nie jest karane tak ostro, jak choćby stosowanie dopingu krwi. Przekonała się o tym Justyna Kowalczyk, przekonała też biathlonistka Oksana Chwostienko, również zawieszona na krótko, bo niedozwolony środek był w medykamencie, na który miała ona zresztą wcześniej zgodę, jednak zażyła lek także po upływie wyznaczonego terminu.
Podstawowa reguła była jednak jedna - kara, nawet jeśli krótsza, być musi. Norweskie rozważania na temat szans Johaug na starty już w listopadzie są po prostu niesmaczne i podważają podstawową regułę - ostateczna wina leży po stronie zawodnika i żadne bicie się w piersi lekarza tego nie zmieni.
Daniel Ludwiński
ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Taki mecz to wielka nagroda dla każdego piłkarza