Jerzy Kulej był wielkim bokserem, dwukrotnym mistrzem olimpijskim (1964 - Tokio, 1968 - Meksyk). Boks był jego wielką miłością. Podobnie, jak alkohol. To wszystko sprawiało, że cierpiała na tym jego rodzina.
- Największą miłością w życiu taty był boks, przez co przodował w jego priorytetach i wyborach. W związku z tym my, to znaczy ja i mama Helena, pozostawaliśmy jakby w cieniu tego podium - powiedział w rozmowie z Interią Waldemar Kulej.
W boksie wychodziło mu wszystko. Na tym zbudował swoją legendę. - Z tego, co ja wiem, to na ringu na pewno nie leżał - wyznał syn.
Opowiedział też jednak pewną historię, po której jego ojciec nie mógł się podnieść. Nazwał ją epizodem. - Razu pewnego, będąc w stanie upojenia alkoholowego, ojciec chciał jechać samochodem - rozpoczął.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia
Żona Jerzego Kuleja nie chciała o tym słyszeć. Zareagowała bardzo stanowczo. Gdy otworzył drzwi z samochodu jednym ciosem "zgasiła mu światło". - W momencie, gdy otwierał drzwi, mama podbiegła i zamaszystym ciosem sierpowym, który wylądował na głowie, powaliła go tak, że bezwładnie zawisł na drzwiach - opowiedział syn.
Gdy na drugi dzień się ocknął i dowiedział kto go powalił, chciał się wycofać z boksu. - Pierwsze KO w życiu i to od mojej żony. Już nie to zdrowie i nie ta odporność. Muszę się wycofać - miał powiedzieć.
Kulej zmarł 13 lipca 2012 roku. Miał 71 lat. Bezpośrednią przyczyną zgonu był czerniak oka. Okazuje się, że mógł zejść szybciej. Pojawiły się bowiem myśli samobójcze. Jerzy Kulej chciał wszystko upozorować na wypadek. Jak?
Jak zdradził Waldemar Kulej, wszystko musiało być spowodowane alkoholem, bo inaczej nie pojawiłby się w jego głowie taki pomysł.
Szukał świadka swojego samobójstwa
- Ojcu czasami zdarzało się przechodzić z balkonu na balkon na dziewiątym piętrze, w celu reperowania anteny. Zdarzało się też tak, że korzystał z pomocy sąsiadów i z ich balkonu, z dziesiątego piętra, wspinał się po ścianie, by sprawdzić kabel - zdradził.
Plan był taki, że wszystko miało wyglądać na wypadek, a czekał tylko na świadka, który wszystko zobaczy. A co dokładnie?
- Powiedział mi tak: "pomyślałem sobie, że aby to nie wyglądało na celowe samobójstwo, to wyjdę na balkon i owinę się kablem antenowym, a wtedy poczekam na jakiegoś świadka, aby ta osoba mogła potwierdzić, że to nie była próba samobójcza tylko wypadek" - opowiedział wszystko.
Na szczęście żaden świadek się nie pojawił, a z perfekcyjnego planu Jerzego Kuleja nic nie wyszło. Dlaczego szukał akurat takiego rozwiązania, żeby nikt nie nazwał tego, że popełnił samobójstwo?
- Stwierdził, że nie może sobie na to pozwolić, bo wówczas wszyscy powiedzą, że był psychicznie tak słaby, iż popełnił samobójstwo. A nie chciał, by ludzie tak go zapamiętali - zakończył wątek Waldemar Kulej.
Zobacz także:
Były mistrz KSW poniżył polskiego pięściarza
Ostre słowa Jurkowskiego. "Kiedy cały świat ma w d****"