Poniedziałkowe deja vu. Po tej walce Andrzej Gołota został nazwany największym tchórzem w historii boksu

Polak przy akompaniamencie potężnych gwizdów publiczności zszedł do szatni. Po drodze przeżył koszmar. Ludzie na niego pluli, rzucali popcornem, ktoś trafił go kubkiem z sokiem, zalał mu twarz.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
PAP / Newscom

Poniedziałkowe deja vu to nowy cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisane tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Jesteś skończony, straciłeś wiarygodność, nie wyjdziesz już nigdy na zawodowy ring - twarz Ala Certo zrobiła się czerwona jak cegła. - Ja tego dopilnuję!

Andrzej Gołota siedział ze spuszczoną głową - niczym zawstydzony przedszkolak - w rogu szatni. Nic nie mówił, beznamiętnie odwiązywał bandaż, który pięściarze zakładają pod rękawice. Patrzył w podłogę.

- Czy ty mnie w ogóle słyszysz? Dlaczego mnie nie posłuchałeś w ringu? Dlaczego zachowałeś się jak tchórz? - trener nie dawał za wygraną.

Certo podszedł do Gołoty, chwycił go za twarz, spojrzał mu prosto w oczy... - Co masz na swoją obronę, co masz mi do powiedzenia? - wycedził przez zaciśnięte zęby.

ZOBACZ WIDEO FEN 14: Hadaś potwiedził klasę i czeka na walkę o pas

Nagle Gołota odepchnął swojego trenera, wręcz rzucił nim o ścianę. Po czym bez słowa skierował się ku drzwiom. Zatrzymał się, odwrócił i wypalił: - Zwalniam cię, nie jesteś już moim trenerem, to ci mam do powiedzenia.

Trzasnął drzwiami tak mocno, że tynk posypał się na ziemię.

***

"W co tym razem Mike ugryzie Gołotę?"

Dla Andrzeja Gołoty propozycja walki z "Żelazną Bestią" spadła z nieba niczym prezent, który wypadł z sań świętego Mikołaja. Po dwóch przegranych podejściach do pasów mistrzowskich (z Lennoksem Lewisem w 1997 roku i Michaelem Grantem w 1999 roku) wydawało się, że polski pięściarz już nigdy nie dostąpi zaszczytu walki z mocnym rywalem. A jednak!

Mike Tyson równie mozolnie odbudowywał swoją potęgę. Kiedy w 1997 roku odgryzł ucho Evanderowi Holyfieldowi spadł na dno. Walka z Gołotą była piątą z kolei - od tego zawstydzającego incydentu w ringu w Las Vegas. - Było jasne, że jeżeli Mike pokona Gołotę, to szybko dostanie szansę walki o tytuł o powrót na sam szczyt. Dla niego pojedynek z Polakiem był "o być, albo nie być" w zawodowym ringu - wspominała w jednym z wywiadów Lois Hearns, która dowodziła wówczas grupą "Hearns Entertainment" odpowiedzialną za organizację walki.

"W co tym razem Mike ugryzie Gołotę? Czy Andrew uderzy Tysona poniżej pasa?" - komentarze amerykańskich dziennikarzy były bezlitosne. Ich zdaniem 20 października 2000 roku w hali "The Palace" miało dojść do walki dwóch najczęściej faulujących pięściarzy w historii tego sportu.

Konferencje prasowe przed walką przebiegały jednak nadzwyczaj spokojnie. Organizatorzy oczekiwali "trash talking", prowokacji, a może nawet bójki. A tutaj nic z tego. Obaj zawodnicy odpowiadali na kolejne pytania dziennikarzy, z szacunkiem odnosili się do rywala. Nuda.

Trawka na rozluźnienie

Nawet podczas ważenia zawodnicy byli potulni jak baranki. Dopiero po latach - w swojej autobiografii "Moja prawda" (wydanej na polskim rynku przez SQN) - Tyson zdradził powód takiego zachowania.

- Kiedy zobaczyłem Gołotę na ważeniu, spanikowałem. Był wielki i szalony, a na plecach miał duże czerwone krosty od sterydów (Polakowi nigdy nie udowodniono stosowania dopingu - przyp. aut.). Co ja tu robię z tym wielkim świrem? Myślałem o tym bez przerwy leżąc wieczorem w łóżku i próbując zasnąć. Zapaliłem więc skręta i już po pierwszym machu poprawił mi się nastrój (...) Tak, potrzebowałem tamtego skręta.

Dobę później - już po walce - Tyson został wezwany przez komisję antydopingową na badanie moczu. Okazało się, że w jego organizmie jest marihuana. Wynik walki oficjalnie został unieważniony.

Wróćmy jednak do hali "The Palace". 20 października 2000, komplet widowni na trybunach, wielkie emocje.

***

- Andrzejku, Andrzejku - Mariola Gołota próbowała dotrzeć do męża, który już powinien wychodzić na ring.

- Dobra, nie mamy czasu, musimy iść - jeden z rosłych ochroniarzy stojący w progu szatni chciał wyraźnie przekazać, że przekaz telewizyjny nie będzie czekał i czas rozpocząć zabawę.

- Jeszcze momencik, proszę nas zostawić sam na sam - ochroniarz niechętnie, ale zamknął drzwi.

- Andrzej, słyszysz mnie? Proszę odezwij się - kobieta była coraz bardziej przerażona.

Nagle na twarzy ukochanego zobaczyła uśmiech. - Kocham cię - Gołota wstał, pocałował żonę w usta i pewnym krokiem wyszedł z szatni.

- Ja ciebie też - szept Marioli zginął w tumulcie, który napłynął przez uchylone drzwi.

***

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O TYM, DLACZEGO FBI ZAJĘŁĄ SIĘ SPRAWĄ GOŁOTY I W JAKI SPOSÓB NIEZADOWOLENI KIBICE PRÓBOWALI ZASTRASZYĆ JEGO ŻONĘ - MARIOLĘ. 

Czy Andrzej Gołota powinien kontynuować walkę z Mike'em Tysonem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×