Na taki gest mógł zdecydować się tylko on. Złoty medal olimpijski wyrzucił do rzeki na znak protestu
3 czerwca tego roku w wieku 74 lat zmarł Muhammad Ali. Wspominamy Amerykanina, który zrewolucjonizował zawodowy boks, ale stał się także ikoną walki z segregacją rasową i idolem rozpoznawanym na całym świecie. Był "Największy".
Od małego zapowiadał się na cudowne dziecko pięściarstwo. Treningi rozpoczął mając 12 lat. Do boksu nie zapałał miłością od pierwszego wejrzenia, a po prostu chciał się zrewanżować starszemu chłopcu, który ukradł mu rower. Przyszły dominator wagi ciężkiej ważył wtedy... 40 kg.
Jako 18-latek poleciał na igrzyska olimpijskie w Rzymie w 1960 roku. Szerzej nieznany młokos z kategorii półciężkiej, wtedy nazywający się jeszcze Casius Clay zdominował tamte zawody. Wygrał wszystkie cztery walki i sięgnął po złoto, w finale pokonując 5:0 naszego Zbigniewa Pietrzykowskiego.
"Nie chcę być mistrzem takiego kraju"
Chwała i aura, jaką powinien roztaczać czempion olimpijski, nie była taka, jaką mógł sobie wymarzyć. Do legendy przeszła historia z baru dla białych, gdy Clay nie został w nim obsłużony ze względu na kolor skóry i wpadł w furię. - Nie chcę być mistrzem takiego kraju - powiedział i we wzburzeniu miał wyrzucić złoty olimpijski medal do rzeki Ohio.Po trzydziestu sześciu latach odzyskał medal podczas turnieju w Atlancie (1996). To była jedna z najbardziej rozczulających scen tamtych igrzysk, publiczność nie potrafiła ukryć łez. Podczas koszykarskiego meczu Stanów Zjednoczonych z Jugosławią Ali odebrał krążek z rąk przedstawiciela MKOLu. Poważna twarz zmagającego się z rozległą chorobą Parkinsona mistrza nagle rozpromieniała, uśmiechnął się szeroko i pocałował medal. Następnie wpadł w objęcia koszykarzy
"To my, Amerykanie, jesteśmy dzikusami"
W 1963, na kilka miesięcy przed zdobyciem tytułu zawodowego mistrza królewskiej dywizji, wstąpił do radykalnego ugrupowania "Nation of Islam" i zmienił imię na Muhammad Ali (ukochany Allacha). Nie godził się z historią Stanów Zjednoczonych naznaczoną naznaczona niewolniczą pracą czarnoskórych, a swoje poglądy podkreślał przy każdej możliwej sposobności.
Wyjątkową okazję do eksponowania swojego stanowiska miał w 1974 roku, gdy w Zairze spotkał się z Georgem Foremanem w walce, w której próbował odzyskać pas mistrza świata wszechwag. Ogromne pieniądze dyktatora Mobutu Sese Seko i spryt promtora Dona Kinga spowodowały, że wielki pojedynek mógł odbyć się w Afryce. A tam, wśród czarnych, Ali czuł się jak ryba w wodzie.
Sensacyjnie udało mu się znokautować Foremana i powrócić na tron, a kulisy "Grzmotów w dżungli", czyli największej pięściarskiej batalii w historii szerzej opisywaliśmy tutaj.
Na następnej stronie przeczytasz o spotkaniu Alego z dyktatorem Iraku, Saddamem Husseinem. "Największy" zirytował prezydenta USA. W słusznej sprawie.