#DzialoSieWSporcie. Dzień upragnionego odkupienia w księstwie Monako

Jedzie pewnie po ciasnych ulicach Monte Carlo jak nigdy. Nagle traci moc, są problemy z silnikiem. Inżynierowie bezradni, Daniel Ricciardo nie może zjechać. Musi do samego końca odpierać napór rywali.

Marcin Jaz
Marcin Jaz
Daniel Ricciardo z pucharem za zwycięstwo w GP Monako w 2018 r Getty Images / Mark Thompson / Na zdjęciu: Daniel Ricciardo z pucharem za zwycięstwo w GP Monako w 2018 r.
Daniel Ricciardo ma szczególną motywację, by wygrać legendarne Grand Prix Monako na ulicznym torze w Monte Carlo. Czuje, że jest w świetnej formie i nadszedł jego czas. Nie chce, żeby powtórzyły się błędy zespołu z przeszłości, na które nie miał wpływu. Teraz nic nie wskazuje na to, by stało się coś podobnego, jedzie pewnie jak nigdy. Jest 27 maja 2018 r. Gdy prowadzi, nagle traci moc, są problemy z baterią. Inżynierowie nie wiedzą, jak pomóc. Nie może zjechać do boksu. Demony sprzed lat znów się budzą, ale musi wytrwać w ciasnych uliczkach do samego końca.

Wpadki z przeszłości

W 2016 r. Daniel Ricciardo rusza do GP Monako z pole position. Pewna jazda na mokrym, a potem przesychającym torze i perspektywa przewagi nad mocnym duetem kierowców Mercedesa, Lewisem Hamiltonem i Nico Rosbergiem, dają nadzieję na wygraną i wejście na półkę wyjątkowych kierowców. Na 31. okrążeniu zjeżdża do boksu Hamilton, można wyrobić przewagę.

Kółko później na prośbę inżynierów zjeżdża Australijczyk. Mechanicy są kompletnie nieprzygotowani na pit stop. - Gdzie są, k***a, opony?! - krzyczy jeden z nich. Zmiana ogumienia zajmuje dziesięć sekund, zdecydowanie za długo. To sprawia, że wyjeżdża za Hamiltonem. Nie może go wyprzedzić i kończy wyścig na drugim miejscu. - Zachowaj to dla siebie. Nic, co powiesz, nie sprawi, że będzie lepiej - mówi przez radio do inżyniera po wyścigu. Potem niechętnie rozmawia z mediami.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Dwa lata później po wygranej w Chinach staje się kandydatem do walki o tytuł. Wyścig w Azerbejdżanie i kraksa z kolegą z zespołu, Maxem Verstappenem, nie dodają jednak optymizmu. - Byłem pewien, co się stało i że nie ja to spowodowałem. Sprawiono, że poczułem się winny - opowiada w dokumencie Netfliksa "Formuła 1. Jazda o życie".

Okazja na odkucie się przypada na wyścig w Monako. Nawet jeśli okoliczności są trudne, to idealne do wstania z kolan.

Dzień odkupienia

Ostatni weekend maja 2018 r., czyli kultowy wyścig o Grand Prix Monaco. Najszybszy na wszystkich treningach jest Daniel Ricciardo. Każda sesja kwalifikacyjna pada jego łupem, dzięki czemu rusza z pole position. - 50 procent zrobione, czas zakończyć to cholerstwo jutro - mówi przez radio po ostatnim okrążeniu kwalifikacyjnym.

- Dopóki nie podniosę trofeum i nie poczuję jego wagi, nie odczuję pełnej satysfakcji - przyznaje dziennikarzom po kwalifikacjach.

Pora wyścigu. Ricciardo jest mocno skoncentrowany. Wie, że wygra w Monako teraz albo nigdy, ponieważ rozważa odejście z zespołu Red Bull Racing. Start wychodzi mu świetnie. Zamyka Sebastiana Vettela z Ferrari i Lewisa Hamiltona na wejściu w pierwszy zakręt i może dalej bezpiecznie jechać na pierwszym miejscu. Utrzymuje odpowiednią przewagę, by jadący za nim Niemiec nie mógł skorzystać z systemu DRS na prostej start-meta.

17. okrążenie, pierwszy pit stop. Nerwy, niepewność, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem, czy dojdzie do błędu jak dwa lata temu. Mechanicy są jednak przygotowani. Wszystko idzie bez problemu, Ricciardo zdecydowanie ulżyło.

Kilkanaście okrążeń później jadący za nim Vettel zauważa, że zwalnia. Nie może go jednak minąć, jest za ciasno. - Tracę moc. Czy mogę coś z tym zrobić? - pyta inżyniera Australijczyk. - Awaria, nie będzie lepiej - odpowiada niezadowolony. Uszkodzony generator energii kinetycznej, czyli układ MGU-K. W prawie wszystkich przypadkach to oznacza, że silnik nadaje się do wymiany i trzeba przedwcześnie zakończyć wyścig. Zespół w garażu jest załamany.

- To moment porażki, beznadziei. Część mnie chce wyrwać kierownicę i nią rzucić. Nie ma się na to wpływu. Jeśli zacznę z łzawą historyjką, to nie pomoże - wspomina kierowca z Australii.

Ricciardo jednak jedzie dalej. Wolniej, ale jedzie i cały czas blokuje Vettela. Ekipa Red Bulla w garażu obserwuje wszystko zdenerwowana, ich kierowca może wrzucić maksymalnie szósty bieg. Z czasem są pod coraz większym wrażeniem jazdy Australijczyka.

- Myślałem o tym, że prowadzimy w Monako i mam gdzieś, jeśli silnik wybuchnie - wspomina Christian Horner, szef Red Bull Racing.

Kilka okrążeń przed metą Vettel popełnia błąd - blokuje koło na hamowaniu do zakrętu Mirabeau, tuż przed słynnym nawrotem Grand Hotel. Dzięki temu Ricciardo zwiększa przewagę. Chwilę później między nich wyjeżdża z pit stopu zdublowany Stoffel Vandoorne z McLarena. Nikt nie macha przed Belgiem niebieską flagą, czyli nie musi puszczać Vettela.

Ricciardo dowozi zwycięstwo do mety. Przez radio mówi wprost o odkupieniu. Szefowie porównują jego jazdę do triumfu Michaela Schumachera z 1995 r. - To jest zemsta za 2016 r. Zrób księciu Albertowi "shoey" (picie szampana prosto z buta, znak rozpoznawczy Ricciardo na podium - przyp. red.) - podsumowuje Horner przez radio.

Na koniec Australijczyk może rzucić się do basenu, jak każdy zwycięzca wyścigu w Monte Carlo. Triumf w GP Monako w 2018 r. to ostatnie zwycięstwo i ostatnie podium Daniela Ricciardo w Formule 1.

Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×