Michał Szydlik z Salzburga: Jacek Gmoch niczym mitologiczny bóg

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jacek Gmoch to jeden z najbardziej znanych polskich trenerów za granicą. Prawdziwą gwiazdą jest w Grecji. Przed meczem Rosja – Grecja w Salzburgu, gdy tylko pojawił się w centrum prasowym, greccy dziennikarze otoczyli go niczym mitologicznego boga.

W tym artykule dowiesz się o:

Do meczu pozostawało jeszcze ponad cztery godziny. Chwilę wcześniej pojawiłem się w Stadium Media Center. Szybkie rozeznanie co, gdzie jest, zajęcie miejsca i odebranie biletu. Zwykła rutynowa czynność. Po kilku minutach w sali pojawił się Trener Gmoch, który jest ekspertem greckiej telewizji. Do Salzburga przyjechał, by współkomentować wieczorny mecz z Rosją. Kiedy wszedł do centrum prasowego głowy wszystkich zapracowanych do tego momentu żurnalistów, podniosły się. Razem z kolegą Konradem wstaliśmy, by się przywitać. - Cześć chłopaki - odparł ciepło. Zamieniliśmy kilka zdań. Poruszyliśmy oczywiście kwestię występu Polaków oraz wymieniliśmy opinię na temat wieczornego spotkania pomiędzy Grecją a Rosją.

Naprawdę sympatyczny facet. Zanim się obejrzeliśmy dookoła nas stała już pokaźna grupa dziennikarzy, którzy czekali, aż skończymy rozmowę. W rękach mieli przygotowane aparaty, a w oczach zniecierpliwienie. Nie spodziewałem się tak żywej reakcji na wizytę pana Jacka. Wśród oczekujących dziennikarzy byli przede wszystkim Grecy, ale również Rosjanie, Holendrzy i Turcy. Znajomy słowacki dziennikarz z australijskiej telewizji doskoczył tylko szybko do mnie, by zapytać w jakich językach może rozmawiać z trenerem. Trener Gmoch uśmiechnięty nie odmówił nikomu wspólnej fotografii czy krótkiego wywiadu. Widać było, że dla wielu żurnalistów było to niezwykłe doświadczenie.

To naprawdę miłe uczucie, gdy rodak jest tak gorąco witany przez ludzi z zagranicy. W środku pojawia się taka narodowa duma. Szkoda jedynie, że w Polsce niektórzy potrafią go docenić i często szydzą z jego ekspertyz w czasie telewizyjnych transmisji.

Z Salzburga – Michał Szydlik

Źródło artykułu: