Euro 2016: Kamil Glik: Nauczyliśmy się, że razem wygrywamy i razem przegrywamy

- Wyszliśmy na mecz trochę niemrawo, ale z czasem odzyskaliśmy kontrolę i graliśmy na równi z Niemcami - mówił po czwartkowym meczu Kamil Glik, lider polskiej defensywy.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
PAP/EPA / TOLGA BOZOGLU

WP SportoweFakty: Nie przegrać w turnieju z Niemcami to duża rzecz.

Kamil Glik: Wykonaliśmy dobrą pracę, remis pozwala nam raczej na wyjście z grupy. Choć było 0:0 to mecz mógł się podobać. Stworzyliśmy dobre sytuacje, ale myślę, że przed meczem każdy wziąłby ten remis w ciemno.

Ale jest uczucie, że mogło być lepiej?

- Jasne. Przed meczem to jedno, ale jak się popatrzy jakie mieliśmy sytuacje, to może jakiś tam mały niedosyt jest. Ale to historia, mecz się skończył. Jeden punkt mimo wszystko jest bardzo dobry.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Kamil Kosowski o spotkaniu z Niemcami. "Powinniśmy ten mecz wygrać"

Jako lider tak mocnej defensywy, musi być pan chyba zadowolony. Również ze swojego partnera na środku, Michała Pazdana.

- Powtórzę to, co mówiłem tydzień temu. Pochwały są dla całej drużyny i jeśli coś nie idzie, to też cała drużyna bierze za to odpowiedzialność. Wszyscy już się tego nauczyliśmy. Ale fajnie, że Michał gra świetny turniej.

Pierwsze 20 minut zostaliście zdominowani. To wynik taktyki, czy po prostu tak wyszło?

- Tak się ułożył mecz. Na pewno chcielibyśmy kontrolować spotkanie. Wyszliśmy trochę niemrawo, ale nie było założenia,żeby ustawić się na 16 metrze i bronić.Tak wyszło. Ale potem odzyskaliśmy kontrolę i mecz był od tego momentu już wyrównany.

Niemcy też muszą brać ten remis z pokorą?

- Tak. Cieszy, że 4 lata po Euro 2012 doszło do tego, że Niemcy też muszą cieszyć się z remisu z nami. To fajne uczucie. Na pewno przez te kwalifikacje drużyna niemiecka nabrała do nas szacunku i już nie przyjeżdża do nas jak po swoje tylko musi się z nami liczyć.

Z tych trzech meczów, nie licząc 0:0 w rezerwowych składach w Hamburgu, który był najlepszy?

- Pod względem taktycznym ten był najlepszy. W Warszawie wygraliśmy ale mieliśmy sporo szczęścia, we Frankfurcie zagraliśmy lepiej niż w Warszawie ale przegraliśmy mecz. A w czwartek Niemcy nie stworzyli zbyt wiele sytuacji. Grali tą piłkę ładnie, ale tam była okazja Goetze na początku głową, a potem strzał Oezila w drugiej połowie. I to wszystko.

Co się stało w nogę, to coś poważnego?

- Skoro chodzę, to nic poważnego.

Ostatnio po meczu mówił pan, że to nie jest wasz Mount Everest. Dziś można powiedzieć, że kolejna baza została zdobyta?

- Tak, dokładnie. We wtorek kolejny mecz. Jedziemy dalej. Awans jest na wyciągnięcie ręki i musimy myśleć ze spokojem o kolejnych meczach, nie wybiegać za daleko w przyszłość. Więc tak jak się nauczyliśmy: "Liczy się kolejny mecz".

Ukraina już się pożegnała z turniejem. Zaskoczenie?

- Raczej myślę, że to nasze zwycięstwo z Irlandią Północną jest trochę niedocenione. Wygraliśmy 1:0, wszyscy mówią, że to obowiązek, spacerek. Ale my wiemy, rozmawiamy tak między sobą, że naprawdę sporo nas tamten mecz kosztował. Wygraliśmy cierpliwością. I myślę, że Ukrainie tego zabrakło.

A wam nie zabraknie cierpliwości do Arka Milika?

- Nie, bez przesady. Miał świetne okazje, szczególnie jedną. Na 10 takich, 9 razy by strzelił. Ale jak mówiłem, wygrywamy razem, przegrywamy razem.

Macie uczucie, że ta obrona zrobiła ogromny postęp?

- Tak. Kiedyś tych bramek traciliśmy sporo, a na turnieju nie stracić dwóch bramek w dwóch kolejnych meczach, szczególnie po naszych przejściach, to już poważna sprawa. Fajnie by było zakończyć rozgrywki grupowe bez straconej bramki.

Kogo z Niemcami było najtrudniej powstrzymać?

- Indywidualnie nigdy nie chcę porównywać, ale generalnie to drużyna nieprzyjemna, bardzo dużo się poruszają, grają między liniami, piłki za plecy, więc nie dają punktów odniesienia. Nie mają stałych zagrań, bazują na swojej jakości i takie mecze są najcięższe.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski w Paryżu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×