Czy warto obejrzeć 51. Super Bowl? Ta rozmowa z pewnością pomoże ci podjąć decyzję

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Powiedziałeś, że futbol amerykański ma źródło w rugby i piłce nożnej. Rugby kojarzy mi się z pasją, charakterem, szaleństwem. Faceci nie mają ochraniaczy, walczą o każdy metr boiska, rzucają się na siebie, dzieje się! A futbol amerykański? Mamy 22 gości, którzy są tak szczelnie obudowani ochraniaczami, że gdybym wyszedł tak ubrany do ringu z Władimirem Kliczką, to Ukrainiec nie mógłby mnie znokautować. Skąd więc u Amerykanów przeświadczenie, że ich futbol to sport dla twardzieli? Rugby nigdy nie widzieli?

- Nie ma wątpliwości, że rugbiści to twardziele, ale futbol jest jeszcze bardziej niebezpieczną grą. Zderzenie biegnących na siebie z pełną prędkością ponad stukilogramowych sprinterów bez ochraniaczy mogłoby się skończyć, w najlepszym przypadku, poważną kontuzją. Dość powiedzieć, że w 1904 roku w USA na boiskach zginęło przynajmniej 18 zawodników. Wtedy ekwipunek ochronny był szczątkowy. Takie potworne żniwo spowodowało, że prezydent Theodore Roosevelt nakazał reformę dyscypliny pod rygorem jej całkowitego zakazu. Wracając do obecnego kształtu gry, pamiętajmy też, że w każdym momencie gry każdy z zawodników narażony jest na potężne, często nadciągające "znikąd" uderzenie. Jeśli masz ochotę zweryfikować swoją odważną tezę, zapraszam w imieniu klubów Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego na trening, po którym nabierzesz szacunku do futbolu amerykańskiego i zawodników uprawiających tę wyjątkowo wymagającą dyscyplinę.

No dobra, może lekko przerysowałem z tym Kliczką. Super Bowl to głównie liczby, którymi jesteśmy atakowani. Niby wszystko jest takie "naj". Zweryfikujmy. Oglądalność tego wydarzenia to grubo ponad 100 milionów w samych Stanach. Robi wrażenie.

- Nieprawdaż?

Niby tak. Jednak mam jedno "ale". Przecież Amerykanów jest trzy razy więcej. Jeżeli przeniesiemy te liczby do naszego kraju, to mniej więcej 13 milionów Polaków powinno oglądać najważniejsze mecze piłkarskie. A ogląda więcej, nawet ponad 15 milionów. Ten wynik Super Bowl nie jest więc wyjątkowy.

- Dla Amerykanów Super Bowl to święto bez względu na to, które drużyny zagrają w tym spotkaniu. Oczywiście NFL chciwie zaciera ręce, jeśli o mistrzostwo walczą zespoły z dużych i bogatych rynków, ale przecież nie zawsze tak się dzieje. Myślę, że na USA trzeba patrzeć bardziej nie jak na homogeniczny kraj, ale odnosić ją do Europy, która składa się z kilkudziesięciu państw. Czy wyobrażasz sobie, że w poniedziałek po finale Ligi Mistrzów kilkanaście procent mieszkańców Polski nie idzie do pracy albo dowleka się do niej tylko po to, by podbić kartę i przeżyć do fajrantu? A swoją drogą, skoro trzymamy się liczb to np. finał Ligi Mistrzów, w której w 2011 zagrał Manchester United, w Wielkiej Brytanii oglądało 11,5 miliona widzów, czyli mniej niż jedna piąta populacji tego kraju. Zeszłoroczny finał Ligi Mistrzów, Real - Atletico, oglądało w Polsce 3 miliony osób, to przecież nawet nie 1/10 łącznej liczby mieszkańców naszego kraju.

Jak w 2013 roku w finale Ligi Mistrzów grało trzech Polaków, oglądalność tego meczu wyniosła w naszym kraju już ok. 7,5 mln widzów. Ok, pozostańmy w temacie liczb. Reklamy. Mówi się, że przy Super Bowl osiągają rekordowe ceny. Miliony dolarów za 30-sekundowe spoty. Odbieram to znowu jako megalomanię Amerykanów.

- Myślisz, że reklamodawcy wydają za oceanem horrendalne kwoty na reklamy bez chłodnej kalkulacji biznesowej? Jest popyt, to i jest podaż. Mnie ceny reklam podczas Super Bowl nie podniecają. Bardziej intrygujące jest to, jak potężną maszynę (także do robienia pieniędzy) stworzyli szefowie NFL. Tylko 256 meczów sezonu zasadniczego, a przychody roczne zbliżające się do 15 miliardów dolarów - czyli prawie trzy razy więcej niż w piłkarskiej Premier League - trzeciej najbogatszej lidze sportowej świata (drugi stopień podium okupuje Major League Baseball). Najtańszy bilet na Super Bowl - czyli największą imprezę korporacyjną na świecie - za około 4000 dolarów, średnia cena wejściówki jest pewnie na pułapie 10 000 dolarów, a NRG Stadium w Houston w Teksasie może pomieścić 72 000 widzów. Dopiero te liczby przemawiają do świadomości.

Wiesz, jaka jest przewaga piłki nożnej nad futbolem amerykańskim?

- Słucham.

Dzieciaki w każdym zakątku ziemi mogą w każdej chwili pograć w piłkę. Nie potrzebują boiska, nie potrzebują bramek, nie potrzebują nawet kolegów. Wystarczy piłka, ściana, może dwa kije, które wbija się do ziemi jako słupki i można godzinami kopać, marząc o wielkiej karierze. A futbol amerykański?

- Prócz odmiany kolizyjnej jest też bezkontaktowa odmiana tego sportu - futbol flagowy. W tej wersji powalenie zawodnika zastąpione jest zerwaniem jednej z przyczepionych do paska kokardek. W związku tym ta odmiana jest bezpieczna i można ją uprawiać wszędzie i ze wszystkimi - także w bardzo wąskich składach. Futbol w wersji "kanonicznej" jest rzeczywiście dużo bardziej wymagający, także sprzętowo. W Ameryce nawet kilkuletnie brzdące ganiają po boisku w przydużych kaskach, w których wyglądają czasem jak maskotki. W tym najmłodszym wydaniu ochraniacze wyglądają rzeczywiście bardziej jak dekoracja, a nie ekwipunek zabezpieczający.

Europejscy kibice przeżywają mecze, ubierają się w barwy klubowe, mają szaliki, śpiewają, tańczą, są jednością. A co się dzieje na trybunach NFL? Popcorn, pizza, cola...

- ... hamburgery, walentynki i Halloween (śmiech). A tak poważnie, kibice drużyn futbolu amerykańskiego też śpiewają i dopingują, wspólnie czując wielką miłość do swojego klubu. Z tą różnicą, że nawet jak są przemieszani z fanami rywali, a nie wydzieleni, bądź wtrąceni do stadionowej klatki, to i tak zachowują się przyzwoicie. Pamiętam jak prawie 10 lat temu będąc na meczu futbolu akademickiego w USA jeden z amerykańskich kompanów naszej eskapady, podczas meczu wyjazdowego wniebogłosy zagrzewał swoją drużynę, mimo iż w otoczony był hordą kibiców ekipy przeciwnej. W pierwszej chwili myślałem, że nie wyjdziemy z tego cało, ale jak się okazało kibice rywali potrafili - choć trzeba przyznać, że niechętnie - uszanować "innowiercę". Swoją drogą warto odnotować, że w pierwszej dywizji NCAA mecze na stadionach ogląda średnio ponad 43 tysiące widzów (128 drużyn!) - a mówimy o sporcie amatorskim - przynajmniej oficjalnie.

Może jednak zerknę choć na chwilę na 51. Super Bowl. Kto tam w ogóle gra? Jakie zespoły?

- Już mówiłem: Atlanta Falcons i New England Patriots.

To rzeczywiście najlepsze zespoły ligi, czy niespodzianka?

- Sokoły i Patrioci to ekipy, które najbardziej zasłużyły na awans do wielkiego finału. Ekipy te mają w tym sezonie łączny bilans 28-7. Mimo iż faworytem jest zespół z Nowej Anglii, to ekipa ze stanu Georgia miała dużo trudniejszą drogę do Super Bowl. Falcons zagrają w Super Bowl dopiero drugi raz w swojej historii. Sokoły jeszcze nie miały szansy podnieść trofeum imienia legendarnego trenera Vince’a Lombardiego. Po drugiej stronie boiska będzie najbardziej zaprawiona w super bowlowych bojach ekipa - dziewiąty występ Patriotów w najważniejszym meczu sezonu to rekord NFL.

Jaki typujesz wynik?

- Amerykańscy komentatorzy mają zwyczaj nie typować wyników spotkań, które potem komentują. Ale co tam, zwyczaje europejskie są inne. Myślę, że w Super Bowl, który będę miał przyjemność komentować w Eleven Sports, nieznacznie wygrają Patrioci a w całym meczu zobaczymy pół tuzina przyłożeń.

Dzięki za rozmowę.

- Czyli co? W poniedziałek rano będziesz niewyspany?

Powiem tak: mogę dać kredyt zaufania i poświęcę pół godziny na Super Bowl. Jak się wciągnę, ale szczerze, to nie liczyłbym na to, obejrzę do końca. Jak nie będzie "chemii", idę spać i możesz do mnie w poniedziałek dzwonić o siódmej rano.

- Trzymam za słowo.

Rozmawiał Marek Bobakowski



Kto wygra 51. Super Bowl?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×