"Byłem przerażony". Dramat lidera Ferrari wisiał w powietrzu
Zacinający się pedał gazu sprawił, że Charles Leclerc przeżywał trudne chwile w końcówce GP Austrii. - Byłem przerażony - przyznał Monakijczyk, który obawiał się, że po raz kolejny awaria pozbawi go zwycięstwa w F1.
Podczas, gdy u Sainza zawiódł silnik, Leclerc miał problemy z zacinającą się przepustnicą. W efekcie Verstappen zaczął niwelować straty do Monakijczyka. - Byłem przerażony - powiedział lider Ferrari w Sky Sports, po tym jak ostatecznie udało mu się zwyciężyć w GP Austrii.
Lider ekipy z Maranello zdradził, że pedał gazu w jego samochodzie utknął w zakrętach w położeniu 20-30 proc., przez co było mu "bardzo trudno" idealnie pokonywać kręte sekcje toru. - To był bardzo dobry wyścig, bo mieliśmy niezłe tempo i stoczyliśmy kilka fajnych pojedynków z Maxem. Jednak sama końcówka była niesamowicie trudna. Miałem kłopoty przy jeździe z małą prędkością - dodał Leclerc.
ZOBACZ WIDEO: #dziejewsporcie: tak wyglądają wakacje reprezentanta PolskiKierowca Ferrari został zapytany o to, czy awaria Sainza wywołała u niego dodatkowy niepokój. - Tak, bo to dziwne zachowanie się pedału gazu pojawiło się w tym samym czasie, więc miałem to z tyłu głowy - wyjaśnił.
- Wiedziałem, że to nie problem z silnikiem, że to pedał gazu dziwnie się zachowuje. Nie wracał do startowej pozycji. Na szczęście udało się dojechać do mety - dodał.
Dla Leclerca triumf w GP Austrii oznacza przerwanie fatalnej passy, która trwała od połowy kwietnia. Wtedy kierowca Ferrari po raz ostatni stał na najwyższym stopniu podium F1. Później dwukrotnie Monakijczykowi w odniesieniu wygranej przeszkadzały awarie. Jego bolid odmawiał posłuszeństwa w Hiszpanii i Azerbejdżanie, gdy znajdował się na czele stawki.
Dodatkowo w Monako i Wielkiej Brytanii kierowca Ferrari stracił szansę na zwycięstwa za sprawą błędnej strategii ekipy. - Potrzebowałem tego sukcesu. Ostatnie wyścigi były trudne nie tylko dla mnie, ale też dla zespołu. Chcieliśmy pokazać, że mamy odpowiednie tempo i stać nas na wygraną - podsumował Leclerc.
Czytaj także:
Koszmarny wypadek Guanyu Zhou. Alfa Romeo się tłumaczy
Red Bull wybrał lidera. Nie będzie bratobójczej walki w zespole