Ferrari uniknęło blamażu, ale jest dalekie od ideału. Red Bull znów dał lekcję Włochom

Ferrari nie popełniło tragicznych błędów w GP Włoch, zdobyło pole position, ale w samym wyścigu mogło spisać się lepiej. Na tle rywala znów perfekcyjny okazał się duet Max Verstappen-Red Bull Racing - pisze Jarosław Wierczuk.

 Redakcja
Redakcja
podium po GP Włoch Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: podium po GP Włoch
Świątynia prędkości w historycznym Parco di Monza nie była do tej pory łaskawa dla Red Bull Racing. Tradycyjnie konkurencyjność ekipy była gorsza niż na innych obiektach. Warto to podkreślić, ponieważ szczególnie w tym sezonie była duża szansa na zmianę tej tradycji. Red Bull dysponuje bardzo mocnym silnikiem, a dodatkowo najprawdopodobniej ma najbardziej wydajny pakiet aerodynamiczny.

Demonstracja siły Red Bulla

Szanse na Monzie były dla Red Bulla ograniczone ze względu na karę, która tym razem paradoksalnie oznaczała pokaz siły. Kara przesunięcia na starcie Maxa Verstappena o pięć miejsc była bowiem oczywiście związana z wprowadzeniem przez zespół nowych części.

Czemu był to pokaz siły? Pamiętamy przecież ostatnie zmiany w silniku Verstappena. Teraz nadeszły kolejne. Red Bull nominalnie nie musiał tego robić. Czuje się jednak bardzo pewnie, a ogromna przewaga punktowa pozwala na decyzję... prewencyjną. Po prostu, ich na to stać i nie chodzi w tym wypadku o budżet.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
Różnice pomiędzy Ferrari a Red Bullem były w kwalifikacjach jak zwykle niewielkie, ale jednak Verstappen nie był w stanie zapewnić sobie prowizorycznego pole position, nawet z pominięciem ciążącej kary. Przy emocjach włoskich tifosi sobotnie popołudnie wyglądało jak małe zwycięstwo.
Verstappen wygrał piąty wyścig z rzędu Verstappen wygrał piąty wyścig z rzędu
W kwalifikacjach do domowego Grand Prix włoski zespół pokazał na co go stać. Problem w tym, że taki scenariusz znamy w aktualnym sezonie dość dobrze. Charles Leclerc wywalczył już ósme pole position w tym roku. Tak jak wielokrotnie podkreślałem, w skali sezonu Ferrari miało nieraz szybszy pakiet, a później przychodziła niedziela i powtarzające się, czasem wręcz kompromitujące błędy. Czy dodatkowa motywacja domowego Grand Prix uchroniła zespół przed blamażem?

Ferrari uniknęło blamażu

GP Włoch ostatecznie nie było blamażem w wykonaniu Ferrari, bardziej kontynuacją pewnych niedociągnięć. Jednym słowem wyścig na Monzie to kolejna data w cyklu, w którym Ferrari jest szybsze na papierze, ale nie jest w stanie wykorzystać swojej szansy w wyścigu. Po ostatnich zawodach w sieci krążyły już przecież memy obnażające bezradność strategów Ferrari i oczekiwanie względem kierowcy do podjęcia natychmiastowej, konkretnej decyzji.

Być może Mattia Binotto nie ogląda memów. Odnoszę wrażenie, że nie, bo po ich przejrzeniu w sieci mógłby mieć opory przed następującymi pytaniami do Leclerca w stylu "co myślisz o planie A?". I to w sytuacji wymagającej naprawdę błyskawicznej decyzji, bo pytanie pada w trakcie neutralizacji, a konkretnie przy zastosowaniu tzw. wirtualnego samochodu bezpieczeństwa.

Kierowca nie ma pełnych danych, od takiej analizy i formułowania na bieżąco trafnych decyzji strategicznych jest zespół. W tych tendencjach Ferrari widać jakiś uparty nonkonformizm - jak Verstappen tak, to my tak. Problem w tym, że zazwyczaj Red Bull ma niestety rację, więc czysto statystycznie obierając porównywalną strategię, Włosi mieliby więcej szans na przynajmniej równą i bezpośrednią walkę na finalnym etapie wyścigu.

W GP Włoch, co stanowi już niemal tradycję, strategie obu rywali się znacząco rozjechały. Co więcej, Ferrari skorzystało z możliwości wprowadzenia alternatywnego scenariusza przy pierwszej nadarzającej się okazji, czyli właśnie w fazie wirtualnego samochodu bezpieczeństwa. Potencjalny "zysk" Leclerca został zdecydowanie uszczuplony, ponieważ już w trakcie samego pit-stopu zaczęła powiewać zielona flaga, a więc Verstappen mógł powrócić do normalnego tempa wyścigowego.

To jednak nie koniec. Charakterystycznym punktem tego wyścigu był bowiem zdecydowanie opóźniający się moment pierwszego postoju w boksach Verstappena. Max i Charles wystartowali na oponach miękkich. I tu, moim zdaniem, leży klucz do sukcesu i porażki. W ocenie, biorąc pod uwagę tor, warunki, pogodę, ustawienie samochodu, pozycję itd. konkurencyjności danej mieszanki opon i możliwości optymalnego jej wykorzystania.
Verstappen pewnie zmierza po drugi tytuł w karierze Verstappen pewnie zmierza po drugi tytuł w karierze
Po raz kolejny to właśnie Red Bull prawidłowo ocenił te parametry i "rozszyfrował" opony, a znacznie gorzej z tym zadaniem poradziło sobie Ferrari. Kiedy bowiem Ferrari myślało, że skorzysta z nadarzającej się okazji "pozbycia" się miękkich opon, bo "za moment stracą przyczepność", Red Bull spokojnie objął kurs na opóźnienie wymiany ogumienia i wydłużenie fazy wykorzystania miękkiej mieszanki. Taka decyzja okazała się najbardziej idealna.

Verstappen zjechał na pierwszy pit-stop blisko połowy dystansu, a więc wyraźnie celując w jedną wymianę opon i mimo mocno nietypowego przebiegu jak na miękkie ogumienie, nie tracił specjalnie tempa, a jeśli już to z całą pewnością strata była zdecydowanie zbyt mała, aby uzasadnić dodatkowy pit-stop.

Kuriozum całej sytuacji podkreśla reakcja Ferrari na te "rewelacje". Kiedy do Binotto i spółki dotarło, że kompletnie nietrafnie ocenili potencjał miękkich opon, na kolejnym pit-stopie, 20 okrążeń przed metą założyli Leclercowi ogumienie... miękkie. Zatem jeśli nonkonformizm to widać, że nie za wszelką cenę. Wnioski docierają szkoda tylko, że tak późno.

Kontrowersje na koniec wyścigu

Oczywiście końcówka wiązała się z dużymi kontrowersjami. Mam na myśli nie tyle samo pojawienie się samochodu bezpieczeństwa, co długość neutralizacji. Cały proces wyglądał dość dziwnie. Zwykła awaria bolidu Daniela Ricciardo nie była przecież niczym nadzwyczajnym, a nad uprzątnięciem jego samochodu niemal debatowano, bo trudno inaczej określić tempo przywrócenia toru do gotowości wyścigowej.

Zwyczajnie trwało to zbyt długo, a kiedy już obiekt był gotowy, to okazało się, że neutralizacja i tak potrwa do końca wyścigu. Kuriozum, z którego niespecjalnie byli zadowoleni włoscy tifosi.

Jednak nawet te kontrowersyjne, ostatnie sześć okrążeń nie zmienia faktu, że Verstappen po raz kolejny wygrał, powiększył przewagę punktową, nawet lekko zadrwił z Ferrari wkalkulowując w to zwycięstwo karę za wymianę podzespołów, a Red Bull zaprezentował dużo wyższą od konkurencji skuteczność strategiczną.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Ferrari ma pretensje do sędziów. Padły konkretne zarzuty
Kontrowersje na koniec GP Włoch. "Nie chcemy tego"

Czy Max Verstappen stanie się nowym dominatorem F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×