Najczarniejszy moment F1 od lat. "Mam nadzieję, że widzę coś takiego ostatni raz"

Tegoroczne GP Japonii mogło zakończyć się tragedią, po tym jak w trakcie wyścigu na tor wyjechał dźwig. W ostrych słowach o wydarzeniu z Suzuki wypowiedział się Sergio Perez. - To nie powinno było się zdarzyć - zaznaczył Meksykanin.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Sergio Perez Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Sergio Perez
Od niedzieli w Formule 1 trwa dyskusja związana z wyjazdem na tor dźwigu, który został wysłany do boju, po tym jak na pierwszym okrążeniu GP Japonii rozbił się Carlos Sainz. Ciężki sprzęt oraz co najmniej jeden funkcyjny pojawili się na nitce wyścigowej w momencie, gdy bolidy mknęły po torze ze sporą prędkością.

Padający deszcz sprawił, że widoczność była niemal zerowa, dlatego mogło dojść do tragedii podobnej do tej z 2014 roku, kiedy to Jules Bianchi w deszczowym GP Japonii uderzył w dźwig zabierający z pobocza samochód Adriana Sutila. Francuz wskutek wypadku doznał poważnych obrażeń głowy i zmarł kilka miesięcy później.

- To nie powinno było się zdarzyć, niezależnie od warunków. Nie powinniśmy byli widzieć dźwigu na torze. Przecież nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Mam nadzieję, że ostatni raz widzę coś takiego. Jakikolwiek ciężki sprzęt nie powinien wyjeżdżać do akcji, gdy na torze są jeszcze bolidy - powiedział Sergio Perez, cytowany przez motorsport.com.

Kierowca Red Bull Racing zwrócił uwagę na fatalne warunki panujące w momencie wyjazdu na tor dźwigu. Dlatego nawet w błahej sytuacji któryś z kierowców mógłby stracić kontrolę nad samochodem i uderzyć w 12-tonowy pojazd. - Gdy wyjeżdżaliśmy na pola startowe, to tor wyglądał dobrze. Później na okrążeniu formującym też. Jednak potem warunki się pogorszyły, więc przerwanie wyścigu było słuszną decyzją - ocenił Perez.

- Poczekanie z późniejszym restartem wyścigu też było dobrą decyzją. Jednak wyjazd dźwigów na tor to był najczarniejszy, najgorszy moment w F1 od lat - dodał kierowca Red Bulla.

Co ciekawe, widoczność na Suzuce była tak fatalna, że część kierowców nie była nawet świadoma tego, że przemknęła obok dźwigu na torze. Dopiero w alei serwisowej, po przerwaniu rywalizacji czerwoną flagą, zawodnicy zaczęli o tym rozmawiać i wysyłać między sobą prywatne wiadomości na własnej grupie na WhatsAppie.

- Nawet nie wiem, w którym miejscu rozbił się Carlos. Nie widziałem tego dźwigu. Widoczność była zerowa. To był najgorszy moment tego wyścigu. Musimy to zrozumieć i wyciągnąć wnioski - powiedział Fernando Alonso, kierowca Alpine.

Podobne spostrzeżenia miał Daniel Ricciardo. - Chciałbym powiedzieć, że widziałem ten dźwig po fakcie, że dopiero po jego minięciu zdałem sobie z tego sprawę. Tak jednak nie było. Dopiero gdy wróciłem do alei serwisowej i zobaczyłem powtórki, to zacząłem się nad tym zastanawiać, czy może coś faktycznie minąłem. Naprawdę trudno było to dostrzec - powiedział kierowca McLarena.

Również Lance Stroll i Guanyu Zhou przyznali, że nie mieli pojęcia o tym, że przejeżdżają obok 12-tonowego dźwigu.

Czytaj także:
Red Bull złamał przepisy F1! Co z karą?
Formuła 1 ma gigantyczny problem. Sędziowanie nigdy nie było tak fatalne

Czy FIA wyciągnie wnioski ws. wydarzeń z GP Japonii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×