Czy Red Bull pozwoli na wewnętrzną walkę? Verstappen może mieć niespodziewanego rywala
Max Verstappen jest już mistrzem świata sezonu 2022, ale w Red Bullu aspiracje do tytułu zgłasza też Sergio Perez. W tym roku się nie udało, ale czy zespół w kolejnym dopuści Meksykanina do walki o mistrzostwo? - zastanawia się Jarosław Wierczuk.
Mistrzowskie aspiracje Pereza
Zaintrygowała mnie wypowiedź Pereza po wyścigu w Japonii. Czuć było w tym wywiadzie pewien niedosyt, niespełnioną ambicję, może nawet z nutą żalu. Jasno powiedział, że chce w przyszłym roku walczyć z Verstappenem o tytuł. To znamienne, że słowa te padły właśnie w momencie zdobycia przez Holendra drugiego tytułu.
Red Bull nie powinien ignorować takich sygnałów. Dyplomatycznie i powściągliwie, ale Perez dał jednak do zrozumienia, że nie chciałby, aby w planach i ambicjach zespołu o nim zapominano. Pytanie tylko, czy oczekiwania Meksykanina mają jakiekolwiek podstawy realności. Z pewnością taka deklaracja robiła wrażenie, tylko czy aby na pewno również na zespole? Czy Red Bull będzie chciał coś z tym zrobić?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: plaża na Florydzie, a tam Polka. Zachwytom nie ma końcaBiorąc pod uwagę, że jest to już drugi rok ewidentnej pomocy Pereza względem Verstappena, a nie widać specjalnie perspektyw na bardziej liberalne podejście teamu, na jak długo zostanie mu cierpliwości? Wszakże jego kontrakt wygasa z końcem sezonu 2024.
Czy Red Bull jednakowo traktuje kierowców?
Czy podczas GP USA na Circuit of the Americas mieliśmy poprawę w tempie Pereza? Niekoniecznie. Nie mam przekonania, że różnica, choćby w tempie kwalifikacyjnym Verstappen-Perez, wynikała jedynie z możliwości kierowcy. Można było odnieść wrażenie, że w sensie specyfikacji, konkurencyjności obu swoich bolidów Red Bull, po zdobyciu tytułu na Suzuce nic nie zmienił. Nie ma co ukrywać, to nie był idealny wyścig w wykonaniu "czerwonych byków".
Meksykaninowi przez cały weekend w Austin brakowało swoistej "kropki nad i" pod względem szybkości, w wyścigu wystarczyło spojrzeć na końcowe pozycje Pereza i Leclerca w stosunku do ustawienia na starcie, żeby ów deficyt stał się oczywisty. W przypadku Verstappena popełniono z kolei fatalny błąd na jednym z pit-stopów.
GP USA było jednak dla Red Bulla bardzo wyjątkowym, symbolicznym wyścigiem. Wydawać by się mogło, że dopiero co przypieczętowali tytuł Verstappena, a po przybyciu na COTA nadeszła tragiczna wiadomość o śmierci legendarnego założyciela firmy Red Bull - Dietricha Mateschitza. Ogromna strata i pewnie lekki znak zapytania co do przyszłości - może nie teamu Red Bulla, ale Alpha Tauri być może tak.
Mercedes miał swoją szansę
Przed startem GP USA pewne było, że strategia w Teksasie będzie stanowić wyzwanie. Nawierzchnia w Austin jest bardzo specyficzna, o strukturze drobnych kamieni, mocno obciąża opony, a zatem pojedynczy pit-stop w zasadzie od początku można było wykluczyć. Nie obyło się również bez kolizji i emocji, z dwukrotnym wyjazdem na tor samochodu bezpieczeństwa.
Tym razem Mercedes był realnie, w skali pełnego wyścigu, szybszy od Ferrari i miał niemal takie same tempo jak Verstappen. Holender nie był oczywiście zadowolony z obrotu spraw, ale natychmiast przeszedł do kontrofensywy. Musiał uporać się z Leclercem, błyskawicznie uzyskał najlepszy czas okrążenia, a następnie rozpoczęła się jego fascynująca pogoń za Hamiltonem.
Walka jak za starych dobrych czasów, z której 25-latek wyszedł zwycięsko, ale to nie było zwycięstwo łatwe. Walczono o każdą setną sekundy, a obaj kierowcy dostali ostrzeżenie o kilkukrotnym przekroczeniu limitów toru. Jedno więcej oznaczałoby karę pięciu sekund.
Tak chyba po prostu musiało być. Red Bull, a przede wszystkim Verstappen, oddał hołd założycielowi firmy w najlepszy możliwy sposób, w fenomenalnym, historycznym stylu. Symboliki dopełnia fakt detronizacji Ferrari i zapewnienia sobie przez Red Bull tytułu konstruktorów. GP USA to bez wątpienia jeden z ciekawszych wyścigów sezonu.
Czytaj także:
Przerażający wypadek w GP USA. Bolid Fernando Alonso pofrunął w powietrze
Ważne rozmowy w F1 wstrzymane. Winna śmierć właściciela Red Bulla