Komentarz eksperta po wyścigu: Ferrari szybkie na Monzie, ale… Hamilton jeszcze szybszy

Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie przedsiębiorca i szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, fachowym okiem analizuje Grand Prix Włoch.

Andrzej Prochota
Andrzej Prochota

Ciemna strona sezonu dla zespołu Lotusa trwa. Zabiegi ekonomiczne w Belgii były zdecydowanie tymczasowe i nie oznaczały końca kłopotów. Najbliższa przyszłość nadal jest niepewna. Ciężarówki teamu pojawiły się w Parco di Monza w środę wieczorem, wyjątkowo późno jak na standardy F1. Relacje z wierzycielami i ich potencjalne skutki nie były przed wyścigiem pewne nawet dla Berniego Ecclestona. Bernie przyznał jednocześnie, że zapłacił za sierpniowe wypłaty zespołu dla pracowników z własnych środków, aby czarno złote bolidy pojawiły się na torze w Spa. Dodatkowo pertraktował z najbardziej niecierpliwymi wierzycielami. Tym samym przeciwstawił się zapisom porozumienia Concorde. Lada dzień ma być ogłoszony w Lotusie administrator sądowy, którym według nieoficjalnych informacji ma być ta sama firma, która prowadziła sprawę teamu Marussia, czyli FRP Advisory. Właśnie w takiej burzliwej atmosferze Renault konsekwentnie opóźnia decyzję dotyczącą ewentualnego przejęcia Lotusa. Najwyraźniej korzystniej jest przejąć podmiot od administratora niż właściciela. Kłopoty Lotusa powoli zaczynają przybierać formę efektu domina tym bardziej, że na pertraktacjach z Renault się one nie kończą. Główny sponsor teamu, wenezuelski koncern PDVSA wstrzymał właśnie kolejne transze wynikające z kontraktu do czasu określenia planów zespołu na przyszły sezon. Paradoksalnie właśnie ta decyzja skutecznie blokuje ustalenie tych planów. Pastor Maldonado jest bowiem powiązany z PDVSA, a Romain Grosjean finalizuje właśnie rozmowy z nowym teamem Haas. W tej sytuacji każdy, kolejny dzień jest dla zarządu zespołu krokiem w nieznane. Brakuje pieniędzy na wszystko, program juniorski został zamrożony, a główne osoby teamu oficjalnie poszukują możliwości zmiany zespołu.

Jakby tego wszystkiego było mało w sobotę doszły jeszcze problemy z przemokniętymi kocami grzewczymi do opon. Na szczęście konkurencja była wyrozumiała i pożyczyła. Z kolei pole position już po raz siódmy z rzędu i jedenasty w tym sezonie należało do Hamiltona. Jego przewaga nad Rosbergiem wynosiła niewiele ponad 0,3 sekundy, czyli w normie. Problem jednak polegał na tym, że Ferrari wyraźnie przyspieszyło. Występ na torze Monza na pewno był dla teamu głównym punktem sezonu. Warto podkreślić minimalną wręcz różnice pomiędzy Raikkonenem, a Alonso. Obaj kierowcy wykonali znakomicie swoje sobotnie zadanie i dzięki temu znaleźli się na starcie pomiędzy kierowcami Mercedesa. To nie jest typowa sytuacja w tym sezonie. Ferrari jest co prawda w stanie okazjonalnie zagrozić Mercedesowi, ale z reguły strata Rosberga do Hamiltona w kwalifikacjach nawet na poziomie 0,5 sekundy oznacza po prostu drugie miejsce startowe. Oznacza pierwszy rząd, a nie drugi. W tym wypadku typowa różnica pomiędzy kierowcami Mercedesa skutkowała spadkiem nie na drugie, lecz czwarte miejsce startowe. Trzeba jednak pamiętać, że Rosberg dysponował w sobotę starą wersją silnika, co na Monzie ma wyjątkowe znaczenie. Dodatkowo, co niekoniecznie musi być czytelne dla kibiców ustawienie startowe do Grand Prix Włoch było mocno zmienione po tym jak kilka teamów otrzymało łącznie 168 miejsc startowych kary, głównie w ramach zmian silnikowych. W niektórych przypadkach były to świadome decyzje. Tak postąpiło chociażby Toro Rosso wprowadzając pakiet strategicznych zmian z pełną akceptacją wynikającej z nich kary. Oczywiście żaden z ostatnich 6-ciu samochodów na starcie nie otrzymał pełnego wymiaru kary. Zmiany w regulaminie w pierwszej połowie aktualnego sezonu oznaczają, że maksymalną konsekwencją może być przesunięcie na koniec stawki. Tak więc narzucone przez FIA spadki o 30 miejsc dla Verstappena, czy 50-ciu w przypadku Ricciardo mają w dużej mierze wirtualny charakter.

Start wyglądał dość dramatycznie za sprawą Raikkonena. Fin, pomimo startu z pierwszej linii miał problem techniczny i znalazł się natychmiast na końcu stawki. Miał mimo to dużo szczęścia. Pozostali kierowcy musieli wykazać się bardzo dobrym refleksem, aby ominąć stojący bolid Ferrari. Mało skutecznie wystartował również Rosberg. Pomimo pecha Raikkonena spadł na 6-tą pozycję. Początek wyścigu w wydaniu Raikkonena oznaczał dla Ferrari spory problem. Zespól liczył na dwóch kierowców aktywnie walczących z Hamiltonem co przy jednak pewnym deficycie szybkości w stosunku do Mercedesa było chyba jedyną możliwą taktyką walki o potencjalne zwycięstwo. Już na starcie Vettel został w tej walce sam, chociaż Raikkonen ambitnie nadrabiał straty i ku wyraźnej satysfakcji włoskich tifosi na 6-tym okrążeniu był już na punktowanej pozycji. Początek wyścigu to również dalszy ciąg dramatu Lotusa. Oba samochody teamu nie kontynuowały jazdy już po pierwszym okrążeniu.

Rosberg przez wiele okrążeń utrzymywał się na 5-tym miejscu, mając przed sobą Bottasa z zespołu Williams. Niemiec był wyraźnie szybszy, ale nie był jednak w stanie przeprowadzić ataku. Widać wyraźnie, że wyniki Williamsa to znacznie więcej niż tylko silnik Mercedesa. Rosberg wyraźnie na tej sytuacji tracił. Już na 10-tym okrążeniu zespół informował go o przegrzanych hamulcach. W tym czasie Hamilton był już 7 sekund przed Vettelem i jak zwykle w pełni kontrolował wyścig. Szybko stało się jasne, że jedyną szansą na poradzenie sobie z Bottasem będzie dla Rosberga pit stop. Mercedes ściągnął więc Niemca wyraźnie wcześnie, już na 19-tym z 53-ech okrążeń wyścigu, a przecież Monza jest tradycyjnie obiektem gdzie preferowana jest taktyka jednej wymiany opon. Zdecydowano się na wczesny postój, aby dysponując wolnym torem Rosberg mógł po serii pit stopów znaleźć się przed Bottasem. Williams zareagował na to wyzwanie i za chwilę zjechał zarówno Massa jaki Bottas. Taktyka okazała się bardzo skuteczna dla Mercedesa. Rosbergowi udało się wyprzedzić nie tylko Bottasa, ale również Massę. Tym samym był już na 3-ciej pozycji. Wrócił szybko do swojego pierwotnego tempa i sukcesywnie zaczął zmniejszać dystans do Vettela. Trzeba przyznać, że czasy jakimi legitymował się Rosberg były bardzo dobre. Przez wiele okrążeń jechał identycznym tempem w stosunku do Hamiltona pomimo starszej wersji silnika. Ten ostatni przez niemal cały wyścig był jednak poza zasięgiem rywali. Na 30-tym okrążeniu dysponował już 20-to sekundową przewagą nad Ferrari Vettela. Rosberg zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział jednak też, że Vettel jest jak najbardziej w jego zasięgu. Na 10 okrążeń przed metą brakowało mu do kierowcy Ferrari zaledwie 3-ech sekund. Chwilę później zaczęły się dziać dość nietypowe rzeczy. Na 5 okrążeń do końca Hamilton otrzymał informację radiową o konieczności maksymalnego zwiększenia tempa. W normalnej sytuacji taki przekaz nie miał prawa mieć miejsca. Hamilton dysponował w tym momencie ponad 20-sto sekundową przewagą, a do mety zostało niewiele ponad 10 kilometrów. Standardem jest w takiej sytuacji niemal spacerowe tempo i kontrolowanie parametrów bolidu. Hamilton wie o tym doskonale, jest to przecież dla niego typowa procedura w zdecydowanej większości tegorocznych występów. Komunikat był wyraźnie emocjonalny. Hamiltonowi kazano nie zadawać pytań tylko zastosować się do instrukcji. To oznacza potencjalnie duże problemy. Na kolejnym okrążeniu Brytyjczyk ustanowił najlepszy czas w wyścigu, a więc reakcja była odpowiednia. Naturalnym podejrzeniem była ewentualna konieczność dodatkowego pit stopu. Gdyby tak się stało Brytyjczyk mógłby mieć rzeczywiście problemy z utrzymaniem prowadzenia. Jednak ta wersja została jeszcze w trakcie wyścigu zdementowana przez szefostwo teamu.

Według pozyskanych przeze mnie nieoficjalnych informacji cała sprawa miała związek z ciśnieniami opon w bolidzie Hamiltona zmierzonymi tuż przed startem. Zmierzonymi oczywiście przez pracowników Pirelli jednak natychmiast przekazanymi Berniemu Ecclestonowi. Współpraca szefa Formuły 1 z włoską firmą jest niezwykle bliska. Przekonali się o tym niedawno kierowcy dostając absolutny zakaz krytyki opon po incydencie w Spa. Ciśnienia w oponach Hamiltona okazały się być minimalnie poniżej dozwolonego poziomu. FIA wszczęła dochodzenie, które może, ale nie musi skutkować karą czasową dodaną do wyniku Hamiltona. Polecenie zwiększenia tempa było zatem przede wszystkim reakcją obronną i próbą utrzymania zwycięstwa przy ewentualnym nałożeniu kary. Sprawa ma jednak zdecydowanie szerszy kontekst. W nieoficjalnych kręgach dużo mówi się o bardzo ambitnych planach Toto Wolffa na przyszłość. Plany te dotyczą potencjalnego przejęcia wpływów po Berniem Ecclestonie. Anglik zdaje sobie sprawę z ambicji szefa teamu Mercedesa i nie jest do nich bynajmniej przyjaźnie nastawiony. Należy więc mieć świadomość, że każdy błąd Wolffa będzie nie tylko zauważony, ale również wykorzystany. Wojnę z Berniem Ecclestonem toczyło wiele osób jednak najczęściej kończyło się to dla nich maało pozytywnie, by wspomnieć chociażby Rona Dennisa, czy Flavio Briattore. Wolff chciał więc również udowodnić FIA, że przy tak małych różnicach ciśnień ich wpływ na osiągi samochodu jest żaden.

Na 2 okrążenia przed końcem doszło do defektu silnika w drugim samochodzie Mercedesa. To duży pech dla Rosberga. Dziwi trochę brak jakichkolwiek informacji wyprzedzających ze strony teamu. Dało się odnieść wrażenie, że uwaga w końcówce wyścigu była zdecydowanie skupiona na Hamiltonie, chociaż było to w pełni uzasadnione. Do bezpośredniej walki o drugie miejsce zatem nie doszło i dla Vettela była to zapewne dobra rekompensata po wyjątkowym pechu w Spa, chociaż na pewno wiele osób liczyło w wydaniu Ferrari na więcej. Szczególnie na włoskiej Monzie, której przyszłość w F1 nie jest jeszcze pewna.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×