Mark Webber: Kubica to cholernie twardy gość

12 października do polskich księgarni trafi autobiografia Marka Webbera "Moja Formuła 1". Były kierowca Red Bulla sporo miejsca poświęcił Robertowi Kubicy, z którym rywalizował w latach 2006-2010.

Maciej Rowiński
Maciej Rowiński
Mark Webber i Robert Kubica AFP / Na zdjęciu: Mark Webber i Robert Kubica

Mark Webber zadebiutował w Formule 1 w 2002 roku, karierę w najlepszej serii wyścigowej zakończył po 13 latach. Ostatnie trzy sezony jego startów w F1 stały pod znakiem ostrej rywalizacji z zespołowym kolegą z Red Bulla Sebastianem Vettelem. Australijczyk nigdy nie został mistrzem, najbliżej zdobycia tytułu był w dramatycznym sezonie 2010, kiedy losy mistrzostwa rozstrzygnęły się w ostatnim wyścigu.

Australijczyk po odejściu z F1 przesiadł się do wyścigów długodystansowych, reprezentując barwy Porsche. Webber w swojej książce odkrywa kulisy padoku Formuły 1, w bezkompromisowy sposób opisuje aroganckiego Vettela, bezwzględnego Michaela Schumachera, czy "cholernie twardego" Roberta Kubicę.

Webber sporo miejsca poświęcił polskiemu kierowcy, o którym pisze, w przeciwieństwie do wielu innych rywali z toru, w samych superlatywach.

Fragment książki "Moja Formuła 1":

"Oprócz Fernando Alonso niewielu było kierowców, z którymi udało mi się nawiązać relację na naprawdę osobistym poziomie. Należał do nich Robert Kubica. To jedyny Polak, który kiedykolwiek został zwycięzcą Grand Prix (wygrywając wyścig w Kanadzie w 2008 roku). Między Robertem a mną istnieje wiele podobieństw. Do F1 dostał się najtrudniejszą możliwą drogą i musiał w tym celu opuścić swoją ojczyznę. Obaj jesteśmy wysocy, co dla niego również stanowiło pewien problem w kokpicie bolidu, a poza tym, podobnie jak ja, nigdy nie miał czasu na wygłupy w padoku, więc zawsze mieliśmy o czym porozmawiać.

Robert był - i nadal jest - prawdziwym wojownikiem i niezwykle utalentowanym człowiekiem. To cholernie twardy gość, który zasłużył absolutnie na wszystko, co mu się w życiu przytrafiło - poza koszmarnym wypadkiem z lutego 2011 roku, kiedy nieomal zginął, a w rezultacie musiał przedwcześnie zakończyć karierę w F1. Do tragedii doszło podczas rajdu na Riwierze Włoskiej, gdzie Robert startował dla frajdy. Wystarczy rzucić okiem na zdjęcia jego Skody, przebitej wzdłuż przez kawał metalowej barierki. Od razu staje się jasne, jak niewiele brakowało. Odwiedziliśmy go w szpitalu, gdzie przeszedł siedmiogodzinną operację ręki i dłoni. Ciężko się na niego patrzyło, gdy leżał w łóżku. Oczywiście znałem to doświadczenie z autopsji, ale Robert sprawiał wrażenie strasznie przybitego. Trochę się wtedy załamał, co bardzo źle wpłynęło na Ann. Nie mogła patrzeć na dobrego znajomego w takim stanie - tak bezbronnego i załamanego. Pamiętam, jak jeszcze przed tym wypadkiem razem z Robertem jedliśmy kolację na Monzie. Już wtedy mi opowiadał, że Formuła 1 mocno go rozczarowuje i że bardzo lubi jeździć w rajdach. Pokazał mi przy okazji trochę notatek z tras. Na pierwszy rzut oka było widać, że to go naprawdę pasjonuje. Jestem przekonany, że prędzej czy później zostałby mistrzem świata, i to prawdopodobnie nie raz. Nie mam też wątpliwości, że Robert może ze spokojem spoglądać w lustro."

ZOBACZ WIDEO: KSW: Materla zwycięża i chce szybkiego powrotu


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×