Awaria silnika mogła pogrzebać szanse Sebastiana Vettela na tytuł
Tydzień po kompromitującej kraksie dwóch bolidów Ferrari na torze w Singapurze, włoski zespół otrzymał kolejny cios w Malezji, po tym jak posłuszeństwa odmówił silnik Sebastiana Vettela.
Wszystko rozpoczęło jeszcze w trzecim treningu, gdy problem z elektroniką zmusił go do przed wczesnego powrotu do alei serwisowej. Gdy wskazano źródło awarii zdecydowano o wymianie silnika na nowy, mimo ledwie kilkudziesięciu minut przerwy przed kwalifikacjami.
Mechanicy Ferrari uwijali się jak w ukropie i były mistrz świata zdążył ostatecznie na start sesji Q1, której to...nie ukończył po awarii jednostki napędowej. - Straciłem moc już po pierwszym sektorze i musiałem się wycofać - powiedział Vettel.
- Monitorowaliśmy silnik przez cały czas i było widać, że coś jest z nim nie tak, nie udało się nam tego naprawić, dlatego nie chcieliśmy wracać na tor. Chłopaki w moim garażu pracowali dzisiaj jak szaleni. Szkoda, że ostatecznie nie mogliśmy powalczyć o lepszą pozycję, głównie ze względu na nich - dodał.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Małysz już zapomniał o rajdach? Nic bardziej mylnego- Nie oczekujesz takiego przebiegu dnia, w momencie, gdy czujesz, że twój samochód jest szybki i mogłeś być na pole position lub przynajmniej o nie powalczyć - powiedział Vettel.
- Wyścig jest wciąż otwartą sprawą. Udało nam się zachować świeże opony, to trochę pomoże. Pozycja startowa nie jest najlepsza, ale nigdy nie wiesz co wydarzy się w niedzielę. Zachowuję więc spokój i skupiam się na wyścigu - podsumował.