Formuła 1 wraca z wakacji. Hamilton z Vettelem o tytuł, inni o przetrwanie

Formuła 1 wraca z wakacji. W trakcie ich trwania działo się tak wiele, że kibice zapomnieli o rywalizacji na torze. Tymczasem ciągle nierozstrzygnięty pozostaje pojedynek o tytuł mistrzowski między Lewisem Hamiltonem a Sebastianem Vettelem.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
start do wyścigu F1 Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Przed wakacjami w F1 działo się sporo. Lewis Hamilton otrzymał na tacy dwie wygrane, dzięki czemu został zdecydowanym liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Brytyjczyk ma 24 punkty przewagi nad Sebastianem Vettelem. Różnica między dwoma pretendentami do tytułu jest na tyle niewielka, że Hamilton nie może jeszcze przymierzać królewskiej korony.

Vettel może sobie pluć w brodę, bo miał wszystko w swoich rękach. Prowadził wyścig w Niemczech, a następnie kierowcy mieli rywalizować na Węgrzech, gdzie tor sprzyja samochodowi Ferrari. Tyle, że na Hockenheim popełnił kosztowny błąd i wypadł z toru, zaś na Hungaroringu plany pokrzyżowały mu deszczowe kwalifikacje. To doprowadziło do sytuacji, w której to on musi gonić.

Sytuacja wygląda inaczej niż przed rokiem, gdy to Niemiec udawał się na wakacje jako lider mistrzostw świata i wielu wróżyło mu przerwanie dominacji Mercedesa. Tak się jednak nie stało, bo kierowca Ferrari popełnił szereg błędów w wyścigach rozgrywanych w Azji. 31-latek przekonuje, że tym razem będzie inaczej.

Punkt zwrotny w F1

Vettel ma coś, czego nie miał przed rokiem. Znacznie bardziej konkurencyjny samochód. W minionej kampanii stajnia z Maranello dogoniła Mercedesa, ale gdy tylko dochodziło do rywalizacji na torach, gdzie potrzebna była duża moc maksymalna, niemiecki producent wygrywał z dziecinną łatwością. Obecnie to Ferrari dysponuje najlepszym silnikiem w F1 i jest punktem odniesienia dla innych.

ZOBACZ WIDEO: Janusz Gołąb: Denis Urubko na K2 miał pretensje o śmieszne rzeczy. To było kuriozalne

W Mercedesie mają tego świadomość, dlatego też Hamilton nie popadał w euforię przed wakacjami. - Nie trzymam jeszcze pucharu za mistrzostwo w rękach. Jest o wiele za wcześnie na to. Widzieliście wzloty i upadki jakie notowaliśmy w tym roku. Raz to ja traciłem kilka punktów, później byłem z przodu. Nie sądzę, aby to był moment, w którym jestem zdecydowanym faworytem. Przed nami ciągle długa droga. Do rozegrania dziewięć wyścigów. W nich może wiele się wydarzyć - mówił po Grand Prix Węgier aktualny mistrz świata.

W drugiej fazie sezonu Vettel i Hamilton będą toczyć pojedynek o to, kto popełni mniej błędów. Kluczowa będzie też niezawodność, bo Niemca do tej pory omijały problemy z samochodem. Za to Brytyjczyk przekonał się, że konstrukcja Mercedesa nie jest już tak udana jak wcześniej. Z powodu awarii hydrauliki nie ukończył on kwalifikacji do Grand Prix Niemiec, wcześniej problemy miał też w Austrii.

- Tegoroczna rywalizacja jest jak wahadło. Raz jest po stronie jednego, raz po stronie drugiego. W tej sytuacji kluczowa jest regularność, zdobywanie punktów w każdym wyścigu. W Niemczech nie ułatwiłem sobie zadania, ale taki jest motorsport - ocenił sytuację Vettel.

Rola "pomocników"

Hamiltona i Vettela łączy fakt, że obaj grają pierwsze skrzypce w swoich zespołach. Na Węgrzech widzieliśmy wkurzonego Valtteriego Bottasa, po tym jak Mercedes poświęcił jego wyścig, by Fin przez znaczną część dystansu blokował kierowcę Ferrari. W ten sposób pomógł Hamiltonowi w odniesieniu zwycięstwa.

- Ten wyścig, biorąc pod uwagę start z drugiej pozycji, był dla Valtteriego idealny, jeśli chodzi o rolę "pomocnika". Nie mówię tego w kontekście sytuacji, jaką mamy w mistrzostwach, ponieważ nie mamy podziału na kierowcę numer jeden i dwa. Jednak tym razem Valtteri ścigał się tak, by wesprzeć Lewisa - powiedział Toto Wolff, szef Mercedesa na Węgrzech.

Reakcja 28-latka była natychmiastowa. - Określenie mnie rolą "pomocnika" boli. Po drugie, nie widzę żadnych pozytywów w tym występie. Oczekiwałem lepszego rezultatu - komentował Fin.

Bottas ciągle ma matematyczne szanse na tytuł mistrzowski. Z dorobkiem 132 punktów zajmuje czwartą pozycję w mistrzostwach. - Póki mam szansę na mistrzostwo, będę walczyć. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, zespół zadecyduje co jest najlepsze dla niego - mówił enigmatycznie przed tym weekendem.

Fiński kierowca sam chyba do końca nie wierzył we własne słowa, ale w podobnej sytuacji znajduje się jego rodak w Ferrari. Wprawdzie Kimi Raikkonen najpewniej po przerwie wakacyjnej otrzyma nowy, dwuletni kontrakt z włoskim zespołem, ale jego zadaniem będzie pomaganie Vettelowi. O ile jeszcze w Austrii zespół pozwolił mu dojechać do mety przed Vettelem, o tyle na Węgrzech musiał ustąpić koledze.

- Mam go przepuścić? Powiedzcie mi dokładnie co mam zrobić! - denerwował się przez radio Raikkonen, gdy otrzymywał niejednoznaczne komunikaty od swoich inżynierów.

Walka w środku stawki

Przerwa wakacyjna przyniosła spore zawirowania, jeśli chodzi o układ w środku stawki. Gdy rywalizacja na Węgrzech dobiegała końca, Force India znajdowało się pod zarządem komisarycznym, a losy zespołu były mocno niepewne. Ekipę z Silverstone udało się uratować, dzięki czemu stawka F1 nie skurczyła się o dwa samochody. Problemy z przejęciem teamu przez Lawrence'a Strolla sprawiły jednak, że od Belgii na listach startowych widnieje Racing Point Force India. To nowy podmiot, który startuje z zerowym dorobkiem punktowym.

To dobra wiadomość dla takich ekip jak Haas, Renault czy McLaren, bo ubył im rywal w walce o czwarte miejsce. Hindusi przed wakacjami mieli bowiem na swoim koncie 59 punktów i zajmowali szóste miejsce w mistrzostwach.

- To dla nas rozpoczęcie nowego, ekscytującego rozdziału. Zaledwie kilka tygodni temu nasza przyszłość była mocno niepewna, zagrożonych było 400 miejsc prac. Teraz mamy wsparcie nowych inwestorów, których liderem jest Lawrence Stroll. Pokłada on ogromną wiarę w ekipę, naszą wiedzę i dostrzega nasz potencjał - ogłosił w czwartek Otmar Szafnauer, dyrektor nowo powstałego zespołu.

Ruchy transferowe

Dopełnienie formalności związanych z przejęciem Force India przez Strolla sprawia, że w najbliższych tygodniach gorąco będzie nie tylko na torze, ale również poza nim. Polscy kibice będą trzymać kciuki za scenariusz, który ma doprowadzić do ponownych startów w F1 Roberta Kubicę. Czy to możliwe? Tak, ale pod pewnymi warunkami.

Tym najważniejszym jest transfer Lance'a Strolla do ekipy ojca. To kwestia czasu. Dziennikarz Tobi Gruner z "Auto Motor und Sport" spekulował, że jeśli w Belgii spełnione zostaną wszystkie formalności, to Kanadyjczyk może wylądować w Racing Point Force India już w Grand Prix Włoch. Musimy jednak pamiętać, że wyścigi na Spa i Monzie dzieli ledwie tydzień. Dlatego do konkretnych ruchów może dojść dopiero przed Grand Prix Singapuru.

Jeśli wydarzenia potoczą się po myśli Kubicy, to tej jesieni otrzyma on szansę startów w Williamsie. 33-latkowi trudno będzie o punkty, bo Brytyjczycy nadal pozostają najsłabszą ekipą w F1. - Im głębiej kopiesz, tym więcej problemów odnajdujesz - stwierdził ostatnio Paddy Lowe, zapowiadając dalsze prace nad znalezieniem bolączek związanych z tegorocznym samochodem.

Decyzję w sprawie kierowców musi też podjąć Haas, gdzie na wylocie jest Romain Grosjean. Szefowie amerykańskiej ekipy powtarzali, że zadecydują o losach kierowców po wakacjach. Szybko może się też wyjaśnić sytuacja Stoffela Vandoorne'a. McLaren miał już zakomunikować Belgowi, że jego przygoda ze stajnią z Woking dobiega końca. Jeśli Esteban Ocon będzie musiał zrobić miejsce dla Lance'a Strolla w Racing Point Force India, to młody Francuz zastąpi Vandoorne'a w McLarenie.

Kto zostanie mistrzem świata F1 w tym roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×