Polski karting potrzebuje pomocy Roberta Kubicy. Bez tego nie doczekamy się kolejnego kierowcy w F1

- Nie jestem żadnym mistrzem - mówi o sobie Robert Kubica. Ze względu na jego osobę wiele dzieci zaczęło uprawiać karting. Koszty są jednak ogromne i potrafią wynieść nawet 0,5 mln zł rocznie. Dlatego tak trudno będzie nam o kolejnego Kubicę w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Bartosz Grzywacz podczas zawodów kartingowych Materiały prasowe / Na zdjęciu: Bartosz Grzywacz podczas zawodów kartingowych
Gdy w Gdyni odbywała się kolejna edycja Verva Street Racing, zaproszono na nią przedstawicieli młodego pokolenia i kartingowców, którym marzy się pójście śladami Roberta Kubicy i zaistnienie w F1. Dla wielu dzieci krótka rozmowa z mistrzem i pozowanie do wspólnego zdjęcia były najszczęśliwszymi chwilami w życiu.

- Jakim mistrzem? Ja nie jestem żadnym mistrzem - odpowiadał Kubica, który w ubiegły czwartek zapowiedział odejście z Williamsa po sezonie 2019. Oznacza to, że w przyszłym roku Polaka ponownie zabraknie na polach startowych w Formule 1.

Czytaj także: Spłonęła ciężarówka polskiego zespołu 46Team. Ogromne straty

Kubica był do tej pory jedynym Polakiem w F1, ale realia w kraju przez ostatnie lata nieco się zmieniły. Pojawienie się krakowiana w królowej motorsportu przed laty sprawiło, że zapanował boom na karting. Na naszych oczach rośnie pokolenie kierowców, którego nie można zmarnować, bo być może gdzieś kryje się nowy Kubica.

ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu

- F1 jest na szczycie motorsportu, ale są też inne kategorie, w których przecież można zaistnieć - przypomina Kubica.

Kubica wzorem dla młodzieży

W tej chwili karting nie jest już sportem nieznanym dla Polaków. Mamy ok. 160-180 zawodników regularnie biorących udział w zawodach w różnych kategoriach wiekowych. - Byłem jednym z pierwszych polskich kartingowców wyjeżdżających w świat. To jest fajne, że tych dzieciaków jest teraz więcej, bo ten sport przed 20 laty był bardzo egzotyczny. Rozwinął się jednak w kraju, a ja robię się coraz starszy. Młodzież jest nam potrzebna - mówi Kubica o nowym pokoleniu kierowców.

Niektórzy rodzice alarmują jednak, że liczba kierowców spada, co ma związek z ogromnymi kosztami jakie pochłania karting i kiepskimi perspektywami. Dlatego tak ważna jest tutaj rola Kubicy. Biorąc pod uwagę, że w przyszłym sezonie F1 zabraknie go na polach startowych, pojawiają się głosy, że powinien mocniej zaangażować się w szukanie swoich następców.

- Na pewno pomogłaby nam wizyta Roberta na torze podczas jednej z rund Rok Cup Poland w 2020 roku. Dla tych dzieciaków to wielka sprawa móc pokazać Robertowi swoje umiejętności, a sam fakt jego zainteresowania może poszerzyłby grono o nowe talenty - mówi nam Grzegorz Grzywacz, którego syn Bartosz od kilku lat próbuje sił w kartingu.

Włochy lepsze niż Polska

Kubica wypłynął na szerokie wody za sprawą odważnej decyzji ojca, który zaciągnął kredyty i zdecydował się postawić na rozwój syna poza granicami Polski. W tym aspekcie przez lata wiele się nie zmieniło. Nasza infrastruktura nadal pozostawia sporo do życzenia - mamy tylko pięć obiektów, na których odbywają się zawody (Stary Kisielin, Słomczyn, Poznań, Toruń i Bydgoszcz).

- Polska jest doskonałym miejscem, żeby rozpocząć swoją karierę i nabrać szlifów w prawdziwym ściganiu. Potem zostaje wyjazd do Włoch, gdzie na zawody nawet lokalne zjeżdżają się zawodnicy z całego świata i są one transmitowane w internecie i włoskiej telewizji. U nas tego nie ma. Ich liczebność jest kilkukrotnie większą niż ta na zawodach kartingowych w Polsce i poziom jest o wiele wyższy - tłumaczy nam Grzywacz.

Najmłodsi przygodę z kartingiem mogą zacząć w wieku 5-6 lat. Istnieje w nim bowiem podział na grupy wiekowe i od nich uzależniona jest moc i masa sprzętu. - Im wyższa kategoria, tym większe są wydatki związane ze startami. Na sam początek w dwóch najmniejszych seriach trzeba wydać 25 tys. zł. To wystarczy na gokarta i podstawowy sprzęt typu kombinezon, kask, buty, rękawiczki - zdradza nam Grzywacz.

Jego syn Bartosz wkrótce skończy 13 lat. Tylko w tym sezonie został drugim wicemistrzem Polski w kategorii Mini Rok oraz drugim wicemistrzem kartingowej serii Rok Cup Poland. Dlatego koszty zaczynają rosnąć. - Sam start w jednych zawodach w Polsce to od 6 do 9 tys. zł. Trzeba wydać na mechaników, dojazd, wpisowe, noclegi i opony. Do tego zużywa się wiele elementów gokarta - wylicza Grzywacz.

Biorąc pod uwagę, że sezon w Polsce składa się z kilku rund, to przejechanie go wymaga budżetu na poziomie 100-150 tys. zł. Jeśli ktoś myśli o podróżach do Włoch i odbywaniu tam treningów, karting potrafi być studnią bez dna. Można wydać pół miliona złotych, można też przekroczyć okrągły milion.

Liczą na pomoc Kubicy

Powrót Kubicy do F1 wzbudził na nowo zainteresowanie tym sportem, Orlen wydał też ogromne pieniądze na sponsoring Williamsa. Jednak nie zmieniło się jedno - w kartingu nadal brakuje sponsorów. Firmy wolą bowiem zainwestować w "gotowego" kierowcę. Pieniądze wydane na dziecko mogą się bowiem nie zwrócić. Ponadto karting jest nieobecny w głównych mediach, przez co zwroty reklamowe są minimalne.

- Karting opiera się na pieniądzach rodziców, którzy są pierwszymi sponsorami. Zdobycie sponsora który choć w części pokryje koszty startów jest wielkim sukcesem. Orlen wspiera sprzętowo poprzez zakup opon dla trzech najlepszych zawodników w każdej kategorii. Biorą oni również udział w imprezach typu Verva Street Racing lub Moto Show - zdradza kulisy współpracy Grzywacz.

Na początku października we włoskim Lonato odbędą się kartingowe mistrzostwa świata. Jak co roku, weźmie w nich udział kilku reprezentantów Polski. Poprzednimi występami udowodnili oni, że należą do ścisłej światowej czołówki. W zeszłym roku w finałach A kilku kategorii, czyli na najwyższym możliwym szczeblu, reprezentowało nas aż 19 kierowców.

Czytaj także: Robert Kubica odzyskał uśmiech

Nazwiska większości z tych kartingowców nic nie mówią jednak przeciętnemu Kowalskiemu. W tym aspekcie pomocny może być Robert Kubica. Tak jak Nico Rosberg czy Fernando Alonso, którzy założyli swoje zespoły wyścigowe i promują młode talenty, taką samą drogę mógłby obrać krakowianin.

- Jako rodzice liczymy, że kiedyś to się stanie. Zawodnik z akademii Rosberga zdobył mistrzostwo świata podczas zawodów w Finlandii w tym roku. Robert swoim nazwiskiem branduje w tej chwili tylko wózki gokartowe. Temat akademii Roberta to pewnie jednak melodia przyszłości, bo na teraz ważniejsza dla niego jest jego własna kariera - kończy Grzywacz.

Czy Polska w niedalekiej przyszłości doczeka się kolejnego kierowcy w F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×