F1: Władimir Putin zakochany w Formule 1. Jeździł już bolidem, teraz chce mieć rosyjski zespół

Władimir Putin zakochał się w F1. To on sprawił, że Grand Prix Rosji odbywa się w Soczi. Co roku pojawia się na torze, mimo że czasem jego służby specjalne sprawiają problemy zespołom. Marzeniem Putina jest jednak posiadanie rosyjskiej ekipy w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Jean Todt (po lewej) i Władimir Putin Twitter / President of Russia / Na zdjęciu: Jean Todt (po lewej) i Władimir Putin
Rosja nie ma długiej tradycji w motorsporcie, ale Władimir Putin potrafił to zmienić. To jego starania doprowadziły do tego, że Formuła 1 trafiła do Soczi. Podczas gdy świat żył wojną w Donbasie i konfliktem z Ukrainą, na rosyjskim torze trwały ostatnie prace i przygotowania do wyścigu F1. Po raz pierwszy kierowcy rywalizowali w Soczi w październiku 2014 roku.

- Gdyby ktoś miał karabin maszynowy i chciał zastrzelić Putina, to stanąłbym przed nim i byłbym w stanie przyjąć kulę za niego. To dobry facet. Nigdy nie zrobił niczego złego. Wręcz przeciwnie, służył wielu ludziom i im pomógł - mówił o Putinie Bernie Ecclestone, były szef F1 (czytaj więcej o tym TUTAJ).

To właśnie Ecclestone dobił targu z Putinem. Brytyjczyk zrobił to w swoim stylu. Nie patrzył na opinię świata. Skoro Rosjanie oferowali ogromne pieniądze za organizację wyścigu F1, to podpisał umowę. Chociaż od kilku sezonów nie rządzi już F1, to dalej pojawia się na Grand Prix Rosji i obserwuje rywalizację w towarzystwie Putina.

ZOBACZ WIDEO: Stelmet Falubaz szykuje bombę transferową? Chodzi o zawodnika zagranicznego!


Putin zakochany w F1

Prezydent Rosji zakochał się w F1. To on nalegał, by Witalij Pietrow został partnerem Roberta Kubicy w Renault w sezonie 2010. Pietrow stał się wtedy pierwszym Rosjaninem w F1. Chociaż nie osiągnął sukcesu, to przetarł szlak innym. Kluczowe były w tym przypadku pieniądze - firmy powiązane z Pietrowem wpłaciły do budżetu Renault kilka milionów euro, a na karoserii żółto-czarnych samochodów pojawiły się loga m.in. Lady.

Współpraca z Renault pozwoliła nawet Putinowi zasiąść za kierownicą samochodu F1. Rosjanin na torze w St Petersburgu rozpędził się do prędkości 240 km/h. Wprawdzie jego przejazd zakończył się efektownym "bączkiem", ale nikt na to nie zważał.

Czytaj także: Kwiat bierze pod uwagę celowe złamanie przepisów w F1

Prezydentowi Rosji mogą jedynie pozazdrościć jego odpowiednicy z innych krajów. Bo ilu szefów państw może powiedzieć, że jeździło samochodem F1? Andrzej Duda, choć Orlen wyłożył ogromne miliony na współpracę z Williamsem, nawet nie siedział w pojeździe Roberta Kubicy.

Służby specjalne potrafią sprawić problem

Putin nie opuścił ani jednego Grand Prix Rosji. Zdarza się jednak, że obecność prezydenta sprawia problemy zespołom F1. Wszystko za sprawą służb specjalnych, które towarzyszą 66-latkowi na każdym kroku. Już kilkukrotnie dochodziło do sytuacji, w których zespoły F1 narzekały w Soczi na niedziałającą telemetrię i elektronikę. To efekt działań agentów i ich zagłuszaczy sygnałów.

Aby nie storpedować początku wyścigu, w ostatnich latach Putin pojawia się na torze dopiero po kilku minutach od rozpoczęcia rywalizacji w F1. Jego obecność w loży VIP od razu wyłapują kamery telewizyjne.

Czytaj także: Correa nie zgodził się na amputację stopy

W tej chwili nikt nawet nie myśli o tym, by Rosjanom zabrać rundę F1. Wręcz przeciwnie, plany są ambitne. Pojawił się nawet pomysł, by w Soczi zainstalować sztuczne oświetlenie i organizować tam nocny wyścig. Może on jednak nie doczekać się realizacji, bo Putin już ma inną koncepcję. Zgodził się na budowę toru wyścigowego F1 w pobliżu St Petersburga. To drugie największe miasto w Rosji, które ma być znacznie atrakcyjniejsze niż Soczi. Tam miałaby się przenieść stawka F1 w roku 2021 (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Putin chce zespołu w F1

Posiadanie wyścigu w kalendarzu F1 nie spełnia jednak wszystkich ambicji Putina. Nie jest tajemnicą, że rządzący Kremlem chciałby mieć swój zespół w F1. Pierwszym podejściem była współpraca SMP Racing z Williamsem. W końcu rządzący bankiem SMP bracia Rotenbergowie dorobili się fortuny za zgodą Putina. Oligarchowie żyją z nim w przyjacielskich relacjach, w dzieciństwie wspólnie trenowali judo.

SMP Racing sparzyło się na współpracy z Williamsem, przez co rosyjskiej firmy i Siergieja Sirotkina nie ma już w F1. To jednak żaden kłopot. W tym roku rozmowy ze stajnią z Grove prowadził Dmitrij Mazepin, czyli kolejny rosyjski miliarder. Mazepin chciał przejąć pakiet kontrolny Williamsa (czytaj więcej o tym TUTAJ), by umieścić w nim swojego syna - Nikitę. Negocjacje zakończyły się fiaskiem, choć zdaniem Claire Williams… w ogóle ich nie było.

- Myślę, że wkrótce w F1 pojawi się rosyjski zespół. To nie jest tak daleko od realizacji. Kiedy? Nie jestem w stanie powiedzieć, na razie to tylko moje przemyślenia - powiedział w ten weekend agencji Ria Novosti Denis Manturow, minister handlu i przemysłu.

Biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji finansowej znajduje się Williams, nie można wykluczyć scenariusza, w którym Rosjanie powrócą do rozmów o przejęciu stajni z Grove. Nie jest bowiem tajemnicą, że w F1 łatwiej kupić gotową już ekipę niż budować nową od podstaw. Williams, znajdujący się ogromnym kryzysie, byłby najłatwiejszy do nabycia.

Czy w niedalekiej przyszłości w F1 będzie rywalizować rosyjski zespół?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×