F1. Użycie gaśnic kluczowe w akcji ratunkowej. Delegat medyczny zdradza, co uratowało Romaina Grosjeana

Romain Grosjean uniknął poważniejszych obrażeń po tym, jak jego bolid eksplodował w GP Bahrajnu. Delegat medyczny FIA zdradził, że Francuzowi pomogło użycie gaśnic. - W płomieniach dostrzegłem, jak próbuje wyjść z bolidu - mówi Ian Roberts.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Romain Grosjean Twitter / Formula1 / Na zdjęciu: Romain Grosjean
Romain Grosjean spędził kilkadziesiąt sekund w płonącym bolidzie Haasa, po czym wydostał się z maszyny i od razu trafił w ręce medyków. Bardzo szybko na miejscu znalazł się bowiem samochód medyczny prowadzony przez Alana van der Merwe. Również lokalni funkcyjni zareagowali w porę i zaczęli gasić pożar, jaki powstał wskutek eksplozji.

W akcji ratunkowej udział wziął też Ian Roberts, delegat medyczny FIA. - Gdy dotarliśmy na miejsce zdarzenia, to był ogromny płomień. Bolid był rozdzielony na dwie części, a za barierą ochronną znajdowała się masa ciepła i źródło największego pożaru. Patrząc w prawo, dostrzegłem w pewnym momencie Romaina i to jak próbuje wydostać się z kokpitu - powiedział Roberts, którego cytuje "Motorsport".

- Potrzebowaliśmy jakiegoś sposobu, żeby się do niego dostać. Dlatego sprowadziliśmy funkcyjnego z gaśnicą. To wystarczyło, by odeprzeć płomienie ognia w tym miejscu. Natomiast Romain wspiął się wystarczają wysoko, abym mógł po niego sięgnąć i przeciągnąć go przez bandę - dodał Roberts.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet!

To właśnie Roberts doprowadził oszołomionego kierowcę do lekarza, który zajął się sprawdzeniem stanu zdrowia Francuza. - Powiedziałem mu, żeby usiadł. Był roztrzęsiony. Jego wizjer w kasku był osmolony, wręcz stopiony. Udało mi się zdjąć jego kask, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku - zdradził delegat medyczny FIA.

- Tam były płomienie, wdychał szkodliwy dym, mógł mieć problemy z drogami oddechowymi. Przyjrzeliśmy się też kaskowi. Patrząc na jego stan kliniczny, byliśmy zadowoleni z jego stanu, biorąc pod uwagę, że znalazł się w obliczu możliwej utraty życia - stwierdził Roberts.

Delegat medyczny FIA podkreślił, że od początku kontakt z Grosjeanem był dość normalny, co ułatwiło akcję ratowniczą. - Mówił, że czuje ból w stopach i dłoniach. Wiedzieliśmy jednak, że jest w wystarczająco dobrym stanie, by przenieść go do karetki, by tam nałożyć żele na jego oparzenia. Potem mógł trafić do centrum medycznego - podsumował.

Za udział w akcji chwalono też Alana van der Merwe, który od lat prowadzi samochód medyczny. Holender pojawia się regularnie na miejscach wypadku, jeśli czujniki wykażą, że uderzenie miało siłę przekraczającą 5G. Jednak nie zdarzyło mu się dotąd działać w tak stresowej sytuacji.

- Wiele zależy od przygotowań. Gdy dojdzie do takiej sytuacji, a nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej sceny, trzeba odpowiednio reagować. Nie widziałem takiego ognia przez całą moją karierę jako kierowca samochodu medycznego. Działałem na nieznanym sobie terytorium. Często jednak robimy jakieś ćwiczenia, rozmawiamy o różnych scenariuszach, ale to było szalone - powiedział van der Merwe.

- Gdy tam dotarliśmy i zobaczyliśmy tylko połowę bolidu, a reszty nie było widać, do tego doszła ogromna kula ognia, to mieliśmy sekundy. Nie mogliśmy wpaść w panikę. Wszystko sprowadziło się do instynktów, szybkiego myślenia i reagowania - podsumował van der Merwe.

Czytaj także:
Kierowcy F1 wstrząśnięci wypadkiem Grosjeana
Informacje ws. zdrowia Grosjeana. Noc spędził w szpitalu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×