Zagrali na czwórkę, dostali szóstkę - relacja ze spotkania JKH GKS Jastrzębie - GKS Tychy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

GKS Jastrzębie nie chcąc patrzeć na wyniki innych zespołów wciąż walczących o czołową szóstkę postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. W przedostatniej przed podziałem na grupy kolejce jastrzębianie pokonali przed własną publicznością wicemistrza Polski, GKS Tychy 4:1 (3:0, 0:1, 1:0). Wynik meczu był już praktycznie rozstrzygnięty w pierwszej odsłonie, w której Gieksa potrzebowała zaledwie sześć minut, by aż trzykrotnie wpakować krążek do tyskiej bramki.

W tym artykule dowiesz się o:

Piątkowe starcie było sporym wyzwaniem dla obecnego szkoleniowca JKH GKS Jastrzębie, Wojciecha Matczaka, który przez wiele lat był związany z tyskim GKS-em, gdzie przez wiele lat grał jako zawodnik oraz pracował jako trener. - Trochę w nieciekawej roli wystąpiłem. Zawsze to powtarzam, że urodziłem się w Katowicach, ale w tej chwili jestem tyszaninem. Jestem z GKS-em i Tychami związany bardzo poważnie. Kibicuję tej drużynie - wyjaśniał po spotkaniu Matczak.

Walczący o prawo do gry w czołowej szóstce jastrzębianie nie mieli zbyt dużych powodów do zmartwień. Gospodarze swój plany zaczęli wykonywać już w pierwszej tercji meczu. Po pierwszych, bezbarwnych kilku minutach co raz lepiej zaczęła sobie poczynać pierwsza piątka JKH, która w 9. Minucie otworzyła wynik spotkania. Wtedy też z najbliższej odległości gumę do siatki wpakował Petr Lipina, który idealnego wyłożenia zza bramki od Pavla Zdrahala po prostu zmarnować nie mógł.

Po pierwszej tercji wynik nawiązywał nieco do siatkówki, bowiem jastrzębianie zdołali jeszcze dwukrotnie trafić do siatki rywala. Najpierw liczebną przewagę wykorzystał Grzegorz Piekarski, popisując się mierzonym uderzeniem spod niebieskiej linii, by niewiele ponad dwie minuty później na 3:0 podwyższył Damian Kiełbasa. Przy bramce popularnego „Danka” sprawdziło się powiedzenie do trzech razy sztuka, gdyż asystujący mu Jakub Radwan oraz Tomasz Pastryk również próbowali swoich sił uderzając w stronę bramki Przemysława Witka.

Patrząc na piątkowe starcie z perspektywy walki bokserskiej można by druga odsłonę przypisać jako punkt na korzyść GKS Tychy, który wziął się za odrabianie strat. Jednak nie było to takie łatwe. Przy strzale Tomasza Proszkiewicza zabrakło szczęścia i guma wylądowała na słupki. Z kolei na drodze wyjeżdżających dwóch na jednego Proszkiewicza i Ladislava Pacigi stanął świetnie dysponowany tego wieczoru Kamil Kosowski. "Kosa" przy tej akcji popisał się fantastycznym szpagatem, mrożąc tym samym gumę.

Minutę później jastrzębski golkiper szansę na powstrzymanie przyjezdnych miał już jednak niewielkie. Znów ukąsił Proszkiewicz, który będąc sam na sam z Kosowskim tym razem nie spudłował i pewnie umieścił krążek między słupkami. Tyszanie, gdy złapali z rywalem kontakt starali się za wszelką cenę doprowadzić do remisu. Ten jednak był chyba poza zasięgiem aktualnego wicemistrza Polski, który mając w drugiej odsłonie mnóstwo sytuacji na zdobycie bramki albo przegrywał pojedynek z Kosowskim, albo popełniał koszmarne błędy, jak ten w przypadku Robina Bacula, który nie trafił do pustej bramki z najbliższej odległości.

W trzeciej tercji tyszanom w dalszym ciągu nie udawało się udokumentować przewagi, co skrzętnie wykorzystali gospodarze. Na niespełna trzy minuty przed końcową syrena było już po meczu. Znów skuteczną akcją popisał się czeski tercet: Zdenek, Zdrahal, Lipina. Tym razem po uderzeniu walecznego Jiri Zdenka krążek znalazł drogę do bramki strzeżonej przez Witka.

JKH GKS Jastrzębie swój plan wykonał i choć zagrał na czwórkę z przodu mógł się cieszyć z czołowej szóstki, w której Gieksa będzie rywalizować podczas drugiej części sezonu PLH. Żeby nie było zbyt radośnie po spotkaniu łyżkę dziegciu do beczki miodu dołożył szkoleniowiec JKH, Wojciech Matczak. - Już w pierwszym spotkaniu z moim zespołem zauważyłem, że wkrada się jakieś niebezpieczne rozkojarzenie. Brak jakiejkolwiek dyscypliny taktycznej. Przychodzi taki moment, że gramy dobrze i zaczynamy "fruwać". Tak nie może być. Dzisiaj mieliśmy Kosowskiego, który swoją robotę wykonał w stu pięćdziesięciu procentach. Musiał tylko raz wyciągać gumę z siatki - upominał trener.

JKH GKS Jastrzębie - GKS Tychy 4:1 (3:0, 0:1, 1:0)

1:0 - Petr Lipina (Pavel Zdrahal, Jiri Zdenek) 9'

2:0 - Grzegorz Piekarski (Sebastian Kowalówka, Maciej Urbanowicz) 11' 5/4

3:0 - Damian Kiełbasa (Jakub Radwan, Tomasz Pastryk) 14'

3:1 - Tomasz Proszkiewicz 32' 4/5

4:1 - Jiri Zdenek (Pavel Zdrahal, Petr Lipina) 58' 5/4

Składy:

JKH GKS Jastrzębie: Kosowski (Mrula - nie grał) - Wolf, Bryk, Lipina, Zdenek, Zdrahal - Piekarski, Dąbkowski, Urbanowicz, Kowalówka, Danieluk - Górny, Pastryk, Radwan, Kiełbasa, Kąkol.

GKS Tychy: Witek (Sobecki - nie grał) - Śmiełowski, Gonera, Bacul, Bagiński, Paciga - Jakesz, Kotlorz, Galant, Proszkiewicz, Woźnica - Majkowski, Sokół, Krzak, Maćkowiak, Witecki - Banachewicz, Gurazda, Krokosz, Matczak, Mejka.

Kary: JKH GKS - 6, GKS Tychy - 10 minut.

Sędziowali: Waldemar Kupiec (sędzia główny) oraz Leszek Kubiszewski, Mariusz Smura (liniowi).

Widzów: 1000.

Źródło artykułu: