Skuteczna rehabilitacja Bacula - relacja z meczu GKS Tychy - Pol-Aqua Zagłębie Sosnowiec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po wygranej w Krakowie i powrocie na pierwsze miejsce w tabeli PLH, zespół GKS-u Tychy nie zwalnia tempa. Nowy- stary lider tym razem wygrał w u siebie z Zagłębiem Sosnowiec w obfitującym w zaskakujące zmiany wydarzeń meczu.

W tym artykule dowiesz się o:

W tym sezonie po raz pierwszy od początku lat dziewięćdziesiątych wprowadzono zmianę w przepisach rywalizacji play- off. Zespół, który w sezonie zasadniczym wygra więcej meczów w bezpośrednim starciu ze swoim przeciwnikiem , do zwycięstwa w najważniejszej części sezonu potrzebuje jednej wygranej mniej niż rywal. To powoduje, że drużyny grają nie tylko o miejsca w rozstawieniu przed play- off i rywalizacja jest ciekawa do końca sezonu.

Po dzisiejszym zwycięstwie tyszanie w tej rywalizacji prowadzą z sosnowiczanami 4:2.

Hokeiści GKS-u mieli prawo czuć obawy przed dzisiejszym meczem. Zagłębie gościło w Tychach dwukrotnie w tym sezonie i dwa razy było górą. Za to w Sosnowcu, twierdzy najtrudniejszej do zdobycia przez GKS w poprzednich latach z całej ligi, trzykrotnie wygrywali tyszanie.

Tym razem jednak to gospodarze zaczęli mecz najlepiej jak tylko można. Co prawda bardzo szybko karę otrzymał Krzysztof Śmiełowski, ale niemrawe próby wjechania do tercji GKS-u przez zawodników Zagłębia zakończyły się szybkim kontratakiem gospodarzy i bramką Adama Bagińskiego, który przedarł się lewą stroną i posłał krążek w przeciwległy róg bramki Tomasza Rajskiego. Kilka minut później ten sam zawodnik, będący ostatnio w znakomitej dyspozycji, na pełnej szybkości wjechał do tercji gości, minął dwóch rywali, ale tym razem Rajski nie dał się zaskoczyć.

Tyszanie nie zwalniali i w ciągu trzech kolejnych minut najpierw Robin Bacul i Tomas Jakes strzelali groźnie sprzed niebieskiej linii, a następnie przed bramkarzem Zagłębia znalazł się Tomasz Wołkowicz, ale na tablicy wciąż wynik się nie zmieniał. Gdy wydawało się, że kolejne bramki dla GKS-u to kwestia czasu, skrzydłowy Zagłębia - Piotr Sarnik wywalczył grę w przewadze, a gdy goście mieli jednego zawodnika więcej na lodzie, tym razem nie zmarnowali okazji. Teddy Da Costa zza bramki podał do Vladimira Luki, a najskuteczniejszemu zawodnikowi ligi pozostało tylko dołożenie kija. Tercja, w której zdecydowaną przewagę mieli gospodarze zakończyła się więc remisem.

Hokeiści Zagłębia, wolno snujący się po lodzie w pierwszych dwudziestu minutach, drugą tercję zagrali wreszcie odważniej i wydawało się, że w rywalizacji tych dwóch drużyn tendencja wygrywania drużyn gości zostanie podtrzymana. W 26 minucie kolejną asystę zaliczył Teddy Da Costa, choć sędziowie zgodnie z przepisami zaliczyli mu bramkę. Francuski Łącznik drużyny z Sosnowca wystrzelił w łyżwę Tomasza Proszkiewicza, który większość spotkania z konieczności zagrał na obronie, a odbity krążek całkowicie zmylił Arkadiusza Sobeckiego.

W 25 minucie Tomasz Koszarek pomknął środkiem, strzelił z nadgarstka, a krążek po ramieniu Sobeckiego wpadł do tyskiej bramki. Głośne Jeeeest środkowego drugiej formacji Zagłębia niosło się po tyskim lodowisku. Z głośników odezwały się dzwony, co miało chyba zmobilizować gospodarzy i przypomnieć, że to ostatni dzwonek na lepszą grę i zwycięstwo w tym spotkaniu.

Tyszanie jednak razili nieskutecznością, a prym w marnowaniu stuprocentowych okazji wiódł Robin Bacul, który w tej tercji trzy razy (!) znalazł się oko w oko z bramkarzem Zagłębia, ale albo Rajski bronił, albo krążek mijał bramkę gości. Jednak w 37 minucie znakomite podanie Adama Bagińskiego wykorzystał Sławomir Krzak, mieszcząc krążek między parkanami Rajskiego a słupkiem bramki.

Bohaterem trzeciej tercji i całego spotkania był ten, który jeszcze przed chwilą był w hokejowym piekle. Jednak w przeciągu trzech minut Robin Bacul z piekła znalazł się w siódmym niebie, a nie było to jego ostatnie słowo w tym meczu. Dwa razy podawał Ladislav Paciga, dwa razy z podań kolegi korzystał czeski napastnik GKS-u. Najpierw pięknym uderzeniem z bekhendu pod poprzeczkę, a następnie strzałem po lodzie obok słupka wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

I gdy wydawało się, że goście po tych ciosach się nie podniosą, znowu geniuszem błysnął Teddy Da Costa, urzeczywistniając powiedzenie "do trzech razy sztuka". Najpierw trafił w słupek tyskiej bramki, chwilę później jego strzał w ekwilibrystyczny sposób wybronił Sobecki. Jednak za trzecim razem się nie pomylił i będący pod koniec spotkania niemal cały czas na tafli zawodnik Zagłębia samotnym rajdem i chytrym strzałem doprowadził do dogrywki.

Obie drużyn zaczęły pięciominutową dogrywkę grając w trójkę, ponieważ kary otrzymali Tomasz Proszkiewicz i Teddy Da Costa. Z lodu musiał zjechać Vladimir Luka, po ostrym wejściu Michała Kotlorza. Najlepszą okazję do rozstrzygnięcia miał Paciga, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Rajskim. O zwycięstwie GKS-u Tychy zadecydowały więc rzuty karne, a jedynym pewnym egzekutorem wśród wszystkich okazał się- a jakże!- Robin Bacul.

GKS Tychy - Zagłębie Sosnowiec 5:4 (1:1, 1:2, 2:1; 0:0, k: 1:0)

1:0 - Adam Bagiński (Michał Kotlorz) 3'

1:1 - Vladimir Luka (Teddy Da Costa) 16'

1:2 - Teddy Da Costa 26'

1:3 - Tomasz Koszarek (Jarosław Różański, Kamil Duszak) 35'

2:3 - Sławomir Krzak (Adam Bagiński) 37'

3:3 - Robin Bacul (Ladislav Paciga) 47'

4:3 - Robin Bacul (Ladislav Paciga, Tomasz Proszkiewicz) 50'

4:4 - Teddy Da Costa (David Galvas) 60'

decydujący karny: Robin Bacul.

Składy:

GKS: Sobecki; Śmiełowski - Kotlorz, Matla - Sokół, Jakesz - Mejka; Paciga - Parzyszek - Bacul, Witecki - Garbocz - Proszkiewicz, Woźnica - Bagiński - Wołkowicz, Matczak - Krzak - Galant.

Zagłębie: Rajski; Galvas - Bychawski, Duszak - Dronia, Kuc - Marcińczak, Gabryś - Podsiadło; Luka - T. Da Costa - Bernat, Różański - Koszarek - Podlipni, Opatovsky - Sarnik - M.Kozłowski, Ślusarczyk - T.Kozłowski - Jaros.

Kary: GKS - 14, Zagłębie - 12.

Widzów: 1 500.

Źródło artykułu: