Po raz trzeci lepszy GKS - relacja z meczu Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po niemal dwóch miesiącach udało się w końcu dograć szlagierowe spotkanie pomiędzy Aksam Unią Oświęcim a GKS Tychy. Lepsi okazali się goście, którzy zwyciężyli w stosunku 3:1. - <i>O końcowym wyniku zadecydowały dwa nasze błędy w obronie. Naszą mocną stroną nie była też skuteczność</i> - podsumował <b>Ladislav Spisiak</b>, trener Aksam Unii.

W tym artykule dowiesz się o:

Trenerski duet oświęcimskiej Unii przewidywał, że o losach spotkania zadecyduje jedna bramka. Ladislav Spisiak i Sławomir Wieloch niewiele się pomylili, bo ich podopieczni przegrali dwoma bramkami, choć przez większą część meczu to właśnie "Unici" dyktowali tempo, stworzyli więcej sytuacji strzeleckich, lecz nie potrafili ich wykorzystać.

Mecz przerwany 29 października, z powodu incydentów na trybunach, rozpoczął się od kary Wojciecha Wojtarowicza (odsiadywał na ławce kar wykluczenie zarobione przez Petera Gallo) i rzutu karnego, którego egzekutorem miał być Lukasz Riha. Czeski napastnik trenował najazdy przed spotkaniem, ale nie znalazł sposobu na Piotra Jakubowskiego. - Ćwiczyłem na treningach wiele zwodów, w tym ten na backhand, ale niestety nie udało się zdobyć bramki - rozłożył ręce wyraźnie smutny Riha. Czeski skrzydłowy miał jednak wiele pretensji do sędziego: - Ewidentnie zepsuł dzisiejsze widowisko. Szkoda, że mylił się tylko na naszą niekorzyść. Na jaką ocenę zasłużył? Moim zdaniem na "minus dwa" - przyznał.

Szybka wymiana zdań

Po słabszej pierwszej tercji, w drugiej oświęcimianie podkręcili tempo. Efekt był natychmiastowy. Szybkimi podaniami rozmontowywali tyską defensywę i w krótkim czasie stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji. Zdecydowanie najlepszą z nich zmarnował Robert Krajci. Słowacki skrzydłowy po dokładnym, trzydziestometrowym podaniu Lukasa Rihy stanął oko w oko z Piotrem Jakubowskim, ale nie potrafił znaleźć sposobu na tyskiego bramkarza. Inna sprawa, że Krajci nie zdecydował się na podanie do nadjeżdżającego Jakubika.

Cztery minuty później oświęcimianie objęli prowadzenie. Sprawy w swoje ręce wziął Mariusz Jakubik, precyzyjnie dobijając uderzenie Kowalówki. Kibice eksplodowali, a ogromna, biało-niebieska sektorówka dumnie powiewała. - Taka jest rola napastnika. Udało mi się umieścić krążek w siatce i bardzo się z tego cieszę - przyznał waleczny skrzydłowy, który był chyba najlepszym zawodnikiem w szeregach Aksam Unii.

Jednak radość oświęcimskich kibiców i hokeistów trwała zaledwie przez 82 sekundy. Gapiostwo defensorów doskonale wykorzystał Jakub Witecki, który spokojnie przyjął krążek, przełożył go na backhand i ze stoickim spokojem trafił do siatki. - Szkoda, że rywal tak szybko doprowadził do wyrównania. To trafienie troszkę podcięło nam skrzydła - stwierdził Ladislav Spisiak.

Nie zabrakło także ostrych starć pod bandami i krewkiej wymiany zdań. Pod koniec drugiej tercji nerwy puściły Adrianowi Kowalówce i Sławomirowi Krzakowi.

Zdecydowała skuteczność

Po zmianie stron optyczną przewagę uzyskali oświęcimianie i już na początku drugiej tercji mogli ponownie wyjść na prowadzenie. Szczęścia zabrakło jednak Peterowi Tabackowi i dobijającemu strzał Słowaka Waldemarowi Klisiakowi. W 47. minucie kibice chwycili się za głowy. Marek Modrzejewski wyprzedził tyskiego defensora i w efektowny sposób zagrał do Lukasa Rihy, ale czeski skrzydłowy fatalnie spudłował. - Ciąży nade mną jakaś klątwa. Mam ogromne problemy z wstrzeleniem się w bramkę - kręcił głową.

Tyszanie byli za to zabójczo skuteczni. W 55. minucie zdobyli swojego drugiego gola i było już po meczu. - Wykorzystaliśmy gapiostwo oświęcimskich obrońców. Paciga wypatrzył nieobstawionego Vitka, a Josef musiał tylko odpowiednio dołożyć kij. Nie byłoby tej bramki, gdyby nie perfekcyjne odebranie krążka - zanalizował Dominik Salamon.

Trener Spisiak w końcówce postawił wszystko na jedną kartę. Ściągnął bramkarza i wprowadził do gry dodatkowego napastnika, jednak ten manewr nie przyniósł efektu. Oświęcimianie na dodatek stracili trzeciego gola, którego na swoje konto zapisał Adrian Parzyszek.

- Ten mecz mógł mieć inny przebieg, ale na nasze szczęście karnego nie wykorzystał Riha. Może zagraliśmy troszkę słabiej na początku trzeciej tercji, ale ważne jest to, kto zdobył trzy punkty - podsumował drugi trener GKS Tychy.

- Mieliśmy pięć albo sześć dogodnych sytuacji i nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Wtedy trzy punkty na pewno zostałyby w Oświęcimiu. Mogę być zadowolony z tego, że walczyliśmy ambitnie przez drugą i trzecią tercję. O błędach w obronie i braku skuteczności w ataku nie ma sensu rozmawiać - ocenił Ladislav Spisiak.

Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy 1:3 (0:0, 1:1, 0:2)

1:0 - Mariusz Jakubik (Adrian Kowalówka, Wojciech Wojtarowicz) 27'

1:1 - Jakub Witecki (Adam Bagiński, Michał Woźnica) 28'

1:2 - Josef Vitek (Ladislav Paciga, Michał Garbocz) 55'

1:3 - Adrian Parzyszek (Ladislav Paciga) 60', 5/6

Aksam Unia: Witek - A. Kowalówka (2), Zatko; Jaros, Tabacek (2), Klisiak - Gabryś, Flasar, Riha, Jakubik (2), Krajci (2) - Dronia (2), Piekarski (2); Modrzejewski (2), Stachura, Wojtarowicz (2).

Trener: Ladislav Spisiak

GKS Tychy: Jakubowski - Gonera, Kotlorz; Paciga, Parzyszek, Vitek - Sokół (2), Jakes; Bagiński, Witecki, Woźnica (2) - Majkowski, Csorich; Galant (2), Garbocz, Krzak (4) oraz Banachewicz (2).

Trener: Jiri Sejba

Sędziowali: Kępa - Wieruszewski, Klich

Kary: 16-12

Źródło artykułu: