Grzegorz "Szpero" Dziamałek: po meczach czuję się jakbym przebiegł maraton

Esport w naszym kraju rozwija się w oszałamiającym tempie. Szacuje się, że w przyszłym roku wartość rynku przekroczy 50 milionów złotych. O zawodzie gracza i przyszłości rozmawialiśmy z zawodnikiem Kinguin - Grzegorzem "Szpero" Dziamałkiem.

Szymon Łabiński
Szymon Łabiński
Grzegorz SZPERO Dziamałek, obecnie zawodnik zespołu adwokacik Materiały prasowe / Na zdjęciu: Grzegorz SZPERO Dziamałek, obecnie zawodnik zespołu adwokacik

WP SportoweFakty: Jak zaczęła się Twoja przygoda z esportem?

Grzegorz "Szpero" Dziamałek: W Counter-Strike'a zacząłem grać w 2003 roku. Jak większość osób w tamtych czasach po prostu grałem dla zabawy ze znajomymi, w kafejkach internetowych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to esport. Z czasem jednak zobaczyłem, że są różne turnieje, na których można coś dorobić, wtedy zacząłem się bardziej interesować całym zjawiskiem.

Spodziewałeś się, że scena Counter-Strike'a rozwinie się do takich rozmiarów jak teraz? Zdecydowanie nie. Oczywiście miałem nadzieję, że będzie lepiej niż na początku, ale nigdy nie spodziewałem się aż takiego obrotu spraw. Myślę, że to wszystko dzięki nowej wersji Counter-Strike Global Offensive, którą zaczęło napędzać VALVE (twórca gry - przyp. red.).

Jak wyjaśniłbyś osobom, które nie są związane z esportem, o co chodzi w profesjonalnym Counter-Strike'u? Jakiś czas temu, w jednej z telewizji, podczas wywiadu z zawodnikiem Virtus.pro, dziennikarz usilnie starał się przedstawić grę, jako coś brutalnego.

My, jako gracze, porównujemy się do zwykłego sportu drużynowego. Fakt - nie przemęczamy się tutaj fizycznie, ale przecież są i takie sporty "tradycyjne". Ogólnie mówiąc, polega to na współpracy w drużynie, eliminowaniu przeciwnika taktycznie i umiejętnościami indywidualnymi. Kończąc trening czy pojedynki jestem często wykończony emocjonalnie i czuję się jakbym przebiegł maraton, bo jak w każdym sporcie musimy dawać z siebie wszystko. To nie jest dla nas już zabawa w kafejce, a chęć stania się najlepszym. Odnośnie brutalności, to myślę, że każdy z nas powinien zdawać sobie sprawę z tego, co wirtualne, a co realne. My eliminujemy wyłącznie wirtualnie, a są takie sporty (np. sporty walki), w których naprawdę stosowana jest przemoc. Wszystko zależy od punktu widzenia i bycia obiektywnym.

A jak jesteście postrzegani przez osoby starsze, dla których po prostu siedzicie przed komputerem i gracie? Rzadko spotykam się z negatywnymi komentarzami. Kiedyś było to zdecydowanie częstsze. Teraz esport wchodzi w mainstreamowe media, więc jest o tym coraz głośniej. W większości ludzie są raczej zafascynowani, bo to coś nowego. Zawsze słyszę słowa, że super robić to co się lubi i jeszcze na tym zarabiać.
Zawód profesjonalnego gracza jest trudny? Jak się chce być w czymś najlepszym, to zawsze jest to trudne. Każdy z nas gra już wiele lat, poświęciliśmy masę rzeczy, na początku nic z tego nie mieliśmy. Teraz jest trochę inaczej. Mamy już z tego profity, więc w 100% oddajemy się treningowi. Trudno jest być w czołówce, ponieważ każdy chce tam być, cały czas trzeba ćwiczyć i poprawiać pewne elementy. Do tego dochodzi presja, opinia publiczna i tak dalej, musimy być na to odporni.

Kariera twoja i twoich kolegów z drużyny nabiera tempa. Ostatnio w półfinale WESG pokonaliście Virtus.pro, jesteście coraz bliżej najlepszej dziesiątki rankingu HLTV. Czego twoim zdaniem brakuje do osiągania takich sukcesów regularnie? Pomimo świetnego wyniku w Chinach odpadliście na samym początku w kwalifikacjach do IEM Katowice 2016.

Chciałbym zaznaczyć, że najlepsze zespoły są wszędzie zapraszane. Nawet gdy mają słabszą formę to i tak nie wypadną z rankingu ponieważ dostają punkty z udział w turniejach, więc naprawdę ciężko jest się przebić, trzeba wygrać kilka prestiżowych turniejów. Jeśli chodzi o nas to fakt, ostatnio gramy coraz lepiej i zaskakujemy najlepsze drużyny na świecie. Myślę, że patrząc na umiejętności i taktykę jesteśmy już na najwyższym poziomie, reszta siedzi w głowie. Jeśli chodzi o kwalifikacje do IEM'a to nie ma co owijać w bawełnę - takie zawody to ciężka przeprawa dla teoretycznie mocniejszych drużyn. Dla słabszych to wielka szansa, że się pokazać i zawodnicy takich zespołów są na prawdę mocno zmotywowani. Ciężko gra się z drużyną, której się nie zna. Niestety, ale po prostu zlekceważyliśmy rywala.

Finał WESG to wasz największy sukces w karierze?

Wydaje mi się, że tak. Po pierwsze był to turniej z wielką pulą nagród. Po drugie, jako pierwsza drużyna z historii polskiego esportu wyeliminowaliśmy Virtus.pro z turnieju LAN-owego.

Na koniec powiedz czego zabrakło Virtus.pro w finałach Eleague i jeśli miałbyś obstawiać to kogo byś wybrał jako triumfatora turnieju w Katowicach, który odbędzie się za niespełna miesiąc?

Chłopakom zabrakło przede wszystkim szczęścia. Mecz był bardzo wyrównany i o zwycięstwie decydowały detale. Odnośnie IEM'a to ciężko stwierdzić, kto wygra po ostatnich zmianach w czołowych drużnych. Scena się bardzo wyrównała i tak na prawdę ciężko cokolwiek przewidzieć.

Rozmawiał Szymon Łabiński

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: "krata" na brzuchu? Jurkowski pokazał, jak szybko ją zrobić

Czy esport będzie wkrótce stawiany na równi z tradycyjnym sportem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×