Ryszard Czarnecki: Nie dopuszczam do siebie myśli o porażce w wyborach na prezesa PKOl

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Pytał pan prezesa Jarosława Kaczyńskiego o zgodę na startowanie w wyborach?

Jesteśmy wolnym krajem wolnych ludzi i takie decyzje każdy powinien podejmować sam.

Nie konsultował pan z prezesem tej decyzji? W końcu to poważna funkcja publiczna.

Informowałem o tym fakcie nie tylko dziennikarzy i współpracowników, ale również niektórych polityków, uważając, że powinni się o tym dowiedzieć nie z mediów, a ode mnie. Pamiętajmy jednak, że to delegaci na zjazd PKOl, przedstawiciele związków sportowych decydują, kto będzie prezesem tej organizacji, a nie partie polityczne.

Według opozycji wszystko jest jasne: pana start w tych wyborach jest próbą zamachu PiS na polski sport.

Polityka rządzi się swoimi prawami. Gdy oglądałem parokrotnie piłkarskie mecze Cracovii w towarzystwie aktualnego przewodniczącego komisji sportu Ireneusza Rasia, myślałem, że jest w nim więcej ducha sportu niż działacza partyjnego. Ale jak widać, człowiek czasem się myli.

W przypadku wygrania wyborów, zrezygnuje pan z mandatu w europarlamencie?

Przecież żaden z prezesów PKOl, ani w przeszłości, jak na przykład Piotr Nurowski, który zginął pod Smoleńskiem, ani aktualnie urzędujący prezes, nie zrezygnowali ze swoich wcześniejszych stanowisk. W przypadku Piotra Nurowskiego była to przecież bardzo poważna funkcja szefa wielkiego koncernu. Jest rzeczą oczywistą, że z punktu widzenia interesów polskiego sportu i polskiego ruchu olimpijskiego lepiej, żebym dalej był wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Będę mógł wtedy wykorzystać swoje kontakty międzynarodowe dla sportowców startujących z orzełkiem na piersiach.

Nie będzie panu wtedy brakować czasu na wszystkie aktywności?

To kwestia organizacji. Jeśli chodzi o kluczowe dla oceny posła raporty i sprawozdania, jestem na pierwszym miejscu, nie tylko wśród polskich europosłów, ale wśród wszystkich 751 posłów ze wszystkich krajów Unii. Jak widać moja aktywność w Polsce, także aktywność polegająca na wspieraniu polskiego sportu nie przeszkodziła mi w pracy europosła. I odwrotnie, praca europosła nie przeszkodziła mi w społecznym działaniu na rzecz polskiego sportu. Proszę pamiętać, że w minionym roku byłem honorowym patronem takich żużlowych imprez, jak mistrzostwa świata juniorów, mistrzostwa Europy seniorów, żużlowa Liga Mistrzów, wszystkie mecze towarzyskie naszej kadry czy indywidualne międzynarodowe mistrzostwa ekstraligi. Te same imprezy - a będzie ich nawet więcej - odbędą się pod moim patronatem także w tym roku. Można pogodzić zaangażowanie w sport z Parlamentem Europejskim i byciem jego przewodniczącym.

A pensja w PKOl?

Chcę to wyraźnie podkreślić: jako szef PKOl nie wezmę ani złotówki. Nie będę na tym zarabiał, zrezygnuję ze wszelkich apanaży, pensji związanych z tą funkcją. Będę tę funkcję pełnił społecznie, ponieważ zarabiam na życie w Brukseli.

Walka o fotel prezesa PKOl to efekt tęsknoty za sportem? Ponoć jest pan autentycznym pasjonatem, na dodatek z dość bogatą przeszłością jako działacz.

Sport praktycznie od zawsze był moją wielką pasją i tak zostało do dzisiaj. W przeszłości przez osiem lat byłem prezesem i wiceprezesem żużlowego klubu WTS Wrocław, byłem też przez rok w radzie nadzorczej ekstraklasowego klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław. Społecznie pracowałem także przez trzy lata w Polskim Związku Piłki Nożnej. Mam pomysł, jak polski sport uczynić mocniejszym od strony finansowej. I stąd moja decyzja. Choć nie ukrywam, że inspiracja wyszła od środowisk sportowych, w tym od ludzi pracujących w PKOl.

Co dokładnie robił pan w PZPN?

Byłem wiceprzewodniczącym wydziału zagranicznego w czasie walki o Euro 2012. Do dzisiaj pamiętam zupełnie niebywałe negocjacje w Larnace na Cyprze. Wówczas Cypryjczyk był jednym z członków Komitetu Wykonawczego UEFA i moje rozmowy z nim, aby ów cypryjski działacz poparł kandydaturę Polski i Ukrainy, były dość niesamowite. Dobrze, że wziąłem ze sobą jako świadka ówczesnego ambasadora Polski na Cyprze.

Co znaczy niesamowite?

Wie pan, spuśćmy na to zasłonę miłosierdzia. Powiedzmy, że ten Cypryjczyk funkcjonował w sporcie w sposób odległy od standardów skandynawskich.

Rozpoczął pan pracę w PZPN w 2005 roku, czyli w czasie, gdy wybuchła w polskiej piłce afera korupcyjna. Gorący czas.

Z PZPN zacząłem współpracować jeszcze zanim ta afera wybuchła. Nie byłem w szoku, gdy sprawa wyszła na jaw. Wielu z nas wiedziało, że w polskim futbolu działo się wtedy źle lub bardzo źle. Stąd moja decyzja o kandydowaniu wówczas na prezesa związku. W prawyborach wśród klubów ekstraklasy zabrakło mi jednego głosu, aby zostać jednym z trzech oficjalnych kandydatów na prezesa PZPN. Wszystko dlatego, że na spotkanie w Warszawie nie dojechał ówczesny wiceprezes Polonii Bytom. Cóż, Konrad Adenauer wygrał jednym głosem wybory na kanclerza Niemiec, a ja jednym głosem przegrałem prawybory na prezesa PZPN.

To był wówczas beton w pełnej krasie?

Nie chcę mówić źle o ludziach, nie mam takiego zwyczaju, ale rzeczywiście szereg osób tkwiło wtedy jeszcze w dawnych czasach.

Dużo się zmieniło od tamtego momentu w polskiej piłce?

Jest dużo dobrej zmiany, wielu nowych ludzi i polska piłka w sensie sportowym, organizacyjnym oraz w sensie czystości jest w dużo lepszej kondycji.

Po drugich wyborach na prezesa PZPN, w których nie udało się panu wygrać, powiedział pan: więcej próbował nie będę. Podtrzymuje pan te słowa?

Tak.

Dlaczego?

Lubię chodzić na mecze piłki nożnej i w przypadku zwycięstwa w wyborach jako prezes PKOl na pewno będę się konsultował z PZPN, ale ten etap w moim życiu po prostu uważam za zamknięty.

Lubi pan wracać pamięcią do czasów pracy w WTS Wrocław?

Jak to w sporcie, było raz na wozie, raz pod wozem, ale istotnie zdobyliśmy wicemistrzostwo kraju, zajmowaliśmy wysokie miejsca w tabeli, nigdy nie spadliśmy z ligi. Choć sezon po mojej rezygnacji z funkcji w zarządzie wrocławskiego klubu drużyna wywalczyła tytuł mistrza. Z tego powodu zawsze tkwiło we mnie poczucie niespełnienia. Wspominam jednak ten czas bardzo dobrze i cieszę się, że dzisiaj mój syn, który jest już drugą kadencję posłem, a aktualnie także wiceprzewodniczącym komisji spraw zagranicznych, jest w radzie tej samej Sparty Wrocław.

Z zamiłowania do żużla wzięła się pana znajomość ze Zbigniewem Bońkiem, prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, a prywatnie również wielkim fanem tej dyscypliny?

Zibiego bardzo szanuję i prywatnie bardzo lubię. Rzeczywiście, wśród piłkarzy i byłych piłkarzy był to jeden z największych fanów żużla, a szczególnie swojego krajana z Bydgoszczy, Tomasza Golloba, do którego ja też mam wielką słabość.

Widział pan na Twitterze wpisy prezesa Bońka na temat pana walki o fotel prezesa PKOl?

Widziałem, nawet przed kilkoma dniami, gdy zamieściłem zdjęcie sprzed Parlamentu Europejskiego, napisał do mnie: widzę cię na prawo i lewo, a co z wyborami w PKOl? Odpisałem mu, że dziękuję za pamięć. Miło, że o mnie pamięta, ja o nim też.

Czytaj inne teksty autora

Czy Ryszard Czarnecki byłby dobrym prezesem PKOl?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×