Branża fitness zapowiadała ten fatalny scenariusz. "Teraz już nie można zamieść tego pod dywan"

Z informacji przekazanych przez rząd wynika, że działalność m.in. siłowni znów została radykalnie ograniczona. Szef Polskiej Federacji Fitness Tomasz Napiórkowski przytacza argumenty, które wskazują na to, że nie jest to dobry ruch.

Mateusz Domański
Mateusz Domański
zamknięta siłownia w Warszawie PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: zamknięta siłownia w Warszawie
Sporym echem odbija się nowe rozporządzenie rządu. Na stronie internetowej gov.pl możemy przeczytać, że na jego mocy uprawnieni do korzystania z basenów, siłowni oraz klubów i centrów fitness będą wyłącznie członkowie kadry narodowej polskich związków sportowych w sportach olimpijskich i paraolimpijskich. To już kolejne restrykcje wymierzone w branżę fitness.

- Myślę, że warto zadać sobie takie trochę retoryczne pytanie - czemu skupiamy się na obostrzeniach względem i tak już bardzo ograniczonych lub zamkniętych branż. Mam na myśli chociażby branżę beauty, gdzie dochodzi do maksymalnego kontaktu 1 na 1 - w pełnym reżimie sanitarnym, bez skupisk ludzi. Nikt tam się tłumnie nie gromadzi, bo te usługi tego nie wymagają. My tymczasem zamykamy fryzjerów i branżę beauty - przynajmniej teoretycznie tak to ma wyglądać - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness.

Później zwrócił uwagę na branżę fitness. - Mamy siłownie, które na bardzo fragmentarycznych wyłączeniach, mają może 10-20 proc. klientów. Czy są tam potężne zagęszczenia ludzi? No nie ma. Zamykamy też hotele, gdzie mamy maksymalnie po 2-3 osoby w pokoju, zazwyczaj z jednej rodziny. Tam też nie możemy mówić o gromadzeniu się ludzi, prawda? - pyta retorycznie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Dajcie już to słońce". Polska zawodniczka MMA tęskni za wakacjami

- Tymczasem otwarte pozostają sklepy wielkopowierzchniowe, gdzie - nawet kiedy wszystko jest otwarte - i tak gromadzą się ludzie. No to kiedy wszystko jest zamknięte, poza sklepami wielkopowierzchniowymi, to chyba nie muszę mówić, gdzie jest miejsce zgromadzeń. I tam jakoś tych ograniczeń nie widać... - spostrzegł Napiórkowski.

Szef PFF odwołał się do kwestii reżimu sanitarnego w dużych sklepach.

- Chyba wszyscy widzimy, że w sklepach wielkopowierzchniowych, z całym szacunkiem dla tych sklepów, ten reżim nie jest realny do skontrolowania. Przechodziłem COVID-19 i jeśli miałbym obstawiać, gdzie się zaraziłem, to postawiłbym 8/9 punktów na 10, że był to któryś ze sklepów spożywczych czy galeria handlowa, gdzie było multum ludzi i nie sposób było zachować dystans - zaznaczył.

Wymowne dane dotyczące wsparcia dla przedsiębiorców


Odniósł się też do wsparcia z rządu w dobie koronawirusa i licznych ograniczeń. - Myślę, że cały czas jeszcze bardziej musimy podkreślać kilka innych kwestii. Po pierwsze, nic się nie zmieniło w tym, że Polski na lockdown nie stać. Poza jedną rzeczą - że tym razem mamy już dokładne dane, a nie pusty slogan, jak często o tym mówiono. Chętnie te dane przytoczę - kontynuował Napiórkowski.

- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że rząd bronił się tym, że różne organizacje - w tym nasza - podawały, jakie to kwoty pomocy były przeznaczane w innych krajach na pomoc przedsiębiorcom i że nie wolno tego liczyć w liczbach bezwzględnych, bo każdy kraj ma inne PKB. I zgoda, pełna racja - podkreślił, spostrzegając, że w tym zakresie została dokonana ekspertyza. Jej autorem jest dr hab. Piotr Krajewski, kierownik Katedry Makroekonomii na Uniwersytecie Łódzkim (zobacz tutaj >>>).

Jak możemy przeczytać w tym dokumencie, "w Polsce wsparcie publiczne niezwiązane ze służbą zdrowia, realizowane w celu zminimalizowania negatywnych skutków społeczno-ekonomicznych pandemii, wynosi 12,7 proc. PKB (podana wielkość obejmuje zarówno wydatki publiczne, gwarancje, pożyczki, wsparcie kapitałowe firm jak i obniżki podatków)". W Niemczech to wsparcie wyniosło 37,7 proc. PKB, w Wielkiej Brytanii - 27 proc. PKB, a we Francji - 22,7 proc. PKB.

- Nawet w najgorszym przypadku, gdybyśmy porównywali się do Francji, to przeznaczyli dwa razy tyle, co my. A ile razy słyszeliśmy, że my daliśmy najwięcej, jeśli chodzi o stosunek do PKB - podkreślił Tomasz Napiórkowski.

Opłakane skutki zamykania siłowni i klubów fitness


Uwagę powinny zwracać nie tylko dane finansowe. Istotny jest jeszcze jeden, nawet ważniejszy aspekt - zdrowie Polaków.

- Prawie dziewięć miesięcy temu uprzedzaliśmy, że może nie za dwa czy trzy miesiące, ale na początku następnego roku, czyli tego obecnego, odczujemy skutki ograniczenia dostępu do sportu i aktywności fizycznej. Dzisiaj, kiedy spojrzymy na liczbę młodych pacjentów w szpitalach, to faktycznie ona się zwiększyła. Mówimy tu o osobach między 20. a 30. rokiem życia. Młodzi ludzie dużo częściej trafiają do szpitali i o tym się mówi - spostrzegł Napiórkowski.

Pewna kwestia - jego zdaniem - nie jest nagłaśniana. - Nie mówi się jednak o jednym ze wspólnych mianowników, który dotyczy większości tych pacjentów, a mianowicie chodzi o to, że łączy ich nadwaga i otyłość. Między innymi dlatego dużo ciężej przechodzą COVID-19. W wyniku otyłości i nadwagi powstają różne inne choroby współistniejące. Teraz już nie można zamieść tego pod dywan i powiedzieć, że w tej chwili jesteśmy mądrzy, bo fakty są takie, że mówiliśmy to już dziewięć miesięcy temu - przypomniał.

Gdy branża fitness zapowiadała taki problem, niewiele osób w to wierzyło. Twierdzono, że ludzie mogą poszukać alternatyw, które zapewnią im odpowiednią dawkę aktywności fizycznej.

- Wiele osób mówiło wtedy, że wyolbrzymiamy i że to nie będzie miało wpływu. A jednak ma. W takich sytuacjach wolelibyśmy nie mieć racji, ale okazało się, że powiedzenie, że sport to zdrowie, należy traktować jako fakt, bez względu na to, co mówią ludzie. Mamy pierwsze efekty ograniczania dostępu do aktywności fizycznej od prawie roku, bo nie możemy mówić o pełnym dostępie od właśnie takiego czasu. Mamy ludzi młodych, którzy są otyli czy mają nadwagę i choroby współistniejące. Być może byłoby ich mniej, gdybyśmy się nimi zajęli odpowiednio wcześnie, ale nie dostaliśmy takiej szansy lub była ona bardzo utrudniona - zaznaczył Napiórkowski

Puenta jest krótka, ale wymowna. - Czy chcemy, czy nie - sport to zdrowie. Można mieć jedynie nadzieję na to, że o ile do tej pory nasz obecny rząd nie do końca wsparł propagowanie aktywności fizycznej, to może zmieni zdanie. Liczymy jednak na to, że przede wszystkim nastąpi uświadomienie społeczeństwa, jak bardzo jest to ważne. Oczywiście wtedy, gdy ludzie będą już mogli korzystać z naszych usług w pełnym zakresie - podsumował szef Polskiej Federacji Fitness.

Czytaj także:
Transfery. Ojciec Erlinga Haalanda kontynuuje podróż. Ujawniono, co planuje
Serie A. Afera we Włoszech. Juventus zawiesił trzech zawodników

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×