Z cyklu sportowe przesłuchania: Janusz Wojnarowicz - czołowy polski judoka

W czwartej części "Sportowych przesłuchań" prezentujemy wywiad z Januszem Wojnarowiczem - jednym z najlepszych polskich judoków ostatnich lat, uczestnikiem IO w Londynie i wielokrotnym medalistą ME.

Maciej Mikołajczyk
Maciej Mikołajczyk

Janusz Wojnarowicz podczas igrzysk w Londynie odpadł już w pierwszej rundzie. Polak może mówić jednak o sporym pechu. Nasz czołowy judoka wylosował najgorzej, jak tylko mógł, trafiając na "dzień dobry" Teddy'ego Rinera, który w mieście nad Tamizą w imponującym stylu sięgnął po olimpijskie złoto.

Zobacz:
Olimpijskie przesłuchania

Sportowe przesłuchania: Część I
Sportowe przesłuchania: Część II
Sportowe przesłuchania: Część III

Maciej Mikołajczyk: Jak i kiedy zaczęła się twoja przygoda z judo?

Janusz Wojnarowicz: Przygodę z judo rozpocząłem dość późno, bo w wieku piętnastu lat. Mój pierwszy trener - Ryszard Dziewulski z PKS Katowice otwierał sekcję judo w mojej szkole podstawowej. Na inauguracji roku szkolnego chodził on po klasach i zapraszał na treningi. Gdy wychodząc, zobaczył mnie, to powiedział: "Ty masz przyjść na pewno, bo inaczej sam po Ciebie przyjdę".

Próbowałeś swoich sił w zapasach? Lubisz walkę w parterze?

- Ostatnimi czasy coraz bardziej (śmiech). U nas mówi się, że do parteru trzeba dojrzeć i ja od kilku lat rzeczywiście polubiłem ten rodzaj walki.

Czołowi polscy judocy z Pawłem Nastulą na czele rozpoczynają w ostatnim czasie kariery w MMA. Może i wkrótce Ty pójdziesz w ślady kolegów po fachu?

- Raczej nie. To nie droga, którą dla siebie widzę. Nie mogę jednak całkowicie tego wykluczyć, bo nie wiadomo, co przyniesie życie.

Sambo, brazylijskie jiu-jitsu, a może grappling. Która z tych konkurencji twoim zdaniem najszybciej powinna wejść do programu IO i dlaczego?

- Hmm. Ciężko powiedzieć. Teraz w sporcie stawia się na widowisko. Nie wiem, czy ludzie przyjęliby tak dobrze walkę w parterze. Wiele osób po prostu by tego nie rozumiało.

Zdobywałeś wielokrotnie medale na mistrzostwach Europy i igrzyskach wojskowych. Jaki z tych sukcesów utkwił Ci najbardziej w pamięci? - Myślę, że pierwszy medal z mistrzostw Europy w Mariborze w 2002 roku. Wtedy trener powiedział do mnie: "Teraz, jak wszedłeś na podium, to już będziesz na nim siedział". Jak się później okazało - po części miał rację. Od tego czasu dosyć regularnie potwierdzałem swoją formę na turniejach i imprezach mistrzowskich. Przepisy w judo cały czas się zmieniają. Co byś w nich skorygował, aby judo stało się dla widza jeszcze bardziej atrakcyjne? - Ciężko coś mi na ten temat powiedzieć. Mi osobiście zmiany nie przeszkadzają i potrafię się do nich dostosować. Sam nie wiem, jak przeciętny widz ma zrozumieć zasady, gdy wielu zawodników ma z tym problemy (śmiech). Wydaje mi się, że powinien być duży nacisk na to, aby więcej rzucać. Ile czasu w tygodniu poświęcasz na treningi? - Trenuję od poniedziałku do piątku po dwa treningi dziennie, trwające od półtora do dwóch godzin czasu. W soboty robię tylko jeden około dwugodzinny trening. Jak oceniasz obecną kondycję polskiego judo? W minionym roku po raz czwarty z rzędu wróciliśmy z igrzysk bez medalu w tej dyscyplinie… - Niestety, chociaż medal był bardzo blisko. Wydaje mi się, że nie jest tak źle. W końcu piąty zawodnik igrzysk olimpijskich i siódme miejsce to nie są aż takie złe wyniki. Wiem, że każdy chciałby "pudła" tak, jak to było w przeszłości, ale nie zawsze można wygrywać. Jestem dobrej myśli. Paweł Zagrodnik pokazał się w Londynie z bardzo dobrej strony, a to przecież wciąż młody zawodnik. Uważam, że w Rio będzie w jeszcze lepszej formie. Jakie są twoje plany na najbliższe lata? Jak myślisz - "dociągniesz" do Rio? - Raczej nie. Wiem, że wielu ludzi ze środowiska mówi, że ciężki może dłużej, ale w Brazylii miałbym już trzydzieści sześć lat, a to już dla mnie za dużo. Trzeba powoli kończyć i zająć się rodziną. Najważniejszym moim startem będą w tym roku MŚ właśnie w Rio. Chcę powalczyć tam o medal. Mam już sześć krążków z ME, ale z tej imprezy nie przywiozłem jeszcze żadnego.
W wolnym czasie grasz w futbol amerykański. Widzisz jakieś podobieństwa pomiędzy nim, a judo? - To wspaniały sport i pewnie gdybym wychował się w USA, to byłoby to moje główne zajęcie. Niestety ostatnimi czasy mało gram, a do IO poświęcałem się w całości judo i starałem się eliminować ryzyko kontuzji. Podobieństw między tymi dyscyplinami jest kilka, jak choćby "tackling". Jest to takie przewracanie przeciwnika.

Startowałeś na kilku ostatnich igrzyskach. Jaką z tych olimpijskich walk zapamiętałeś najlepiej?

- Myślę, że najbardziej tą ostatnią z Rinerem i niestety nie są to pozytywne wspomnienia.

Na czym polega fenomen twojego rywala z Londynu?

- Ma doskonałe warunki fizyczne i potrafi świetnie przygotować się do ważnych startów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×