Paula Gorycka: Limit pecha wyczerpałam
Dwie rundy startów w pucharze świata (w RPA i Australii) ma za sobą Paula Gorycka. I z obu wróciła mocno niezadowolona. - To nie były udane starty - mówi zawodniczka 4F Racing Team
Reprezentantka Polski uważa, że organizatorzy czasami stawiają zbyt wiele sztucznych przeszkód na trasie, przez co wyścigi stają się coraz bardziej ekstremalne. - Zaczęło się to mniej więcej od 2009 roku. Na początku to był 1-2 elementy na całej rundzie. Teraz zdarza się, że prawie cała trasa jest przygotowana sztucznie. Tak było na przykład w Londynie. Sama idea budowania sztucznych elementów jest dobra, bo można stworzyć miejsca widowiskowe dla kibiców i mediów oraz fajne do jazdy dla samych zawodników. Mam jednak wrażenie, że od pewnego czasu organizatorzy przesadzają ze skalą trudności tych przeszkód. Chociażby jump w Australii był taki jakie spotyka się w downhillu. Tyle, że my nie jeździmy w ochraniaczach, a upadki mogą nieść ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Dopóki kończy się na sińcach, otarciach i jakichś prostych złamaniach, to nikt nic nie mówi – pytanie czy faktycznie te trasy powinny być tak ekstremalne. Moim zdaniem runda ma być selektywna zarówno fizycznie, jak i technicznie, ale nie ekstremalna - uważa Gorycka.
Za niecały miesiąc (6. czerwca) w niemieckim Sankt Wendel odbędą się mistrzostwa Europy. Gorycka przebywa na zgrupowaniu we włoskim Livigno, gdzie pod okiem trenera Andrzeja Piątka szlifuje formę na jeden z najważniejszych w tym roku wyścigów. Czy po pechowych startach w RPA i w Australii marzeniem Goryckiej jest bez defektowe przejechanie trasy i możliwość rywalizacji z najlepszymi kolarkami górskimi? - Marzeniem to są satysfakcjonujące mnie i mojego trenera wyniki - mówi ze śmiechem Gorycka i dodaje: - Mam nadzieję, że wyczerpałam limit pecha i słabszych dni na ten sezon, a kolejne wyścigi pokażą gdzie faktycznie jestem w porównaniu z zawodniczkami ze światowej czołówki.