Wacław Skarul: Jedziemy do Rio z szansami. Jesteśmy coraz mocniejsi

Mistrzostwa świata w kolarstwie torowym zakończyły się pełnym sukcesem. Polacy zdobyli dwa medale i osiem kwalifikacji olimpijskich. - Jesteśmy coraz mocniejsi. Wszyscy zdali egzamin - cieszy się prezes PZKol Wacław Skarul.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

WP SportoweFakty: Z mistrzostw świata w kolarstwie torowym w Londynie, które odbywały się w miniony weekend, przywieźliśmy dwa medale. Musi być pan zadowolony. W skali szkolnej: czwórka z plusem?

Wacław Skarul: Na te mistrzostwa trzeba spojrzeć przede wszystkim w kontekście celu, jakim było wywalczenie optymalnej liczby kwalifikacji olimpijskich. Udało się to i sprinterom, i średniodystansowcom, i kobietom w omnium. Pierwsze dwa przypadki zależały tylko i wyłącznie od naszych reprezentantów. Wszyscy zdali egzamin. W omnium musieliśmy czekać na wyniki rywalek, które także nam sprzyjały.

Plan został więc wykonany w stu procentach.

- Tak. Patrząc na mistrzostwa świata z tej perspektywy, udało się nam wszystko! Mamy osiem kwalifikacji olimpijskich. Dwa razy więcej niż w Londynie, gdzie pojechało czterech naszych reprezentantów.

Medale to wisienka na torcie?

- Nie ukrywam, że chcieliśmy po drodze zdobyć jakiś krążek. Prezes Związku zwykle unika odpowiedzi na pytanie o to, po ile medali jedziemy. Ja przed Londynem się złamałem i powiedziałem, że chciałbym dwóch. Sprawdziło się.

Szkoda tylko, że w Rio de Janeiro nie będzie ani wyścigu punktowego ani indywidualnego biegu na dochodzenie. A w tych konkurencjach Katarzyna Pawłowska i Małgorzata Wojtyra stawały na podium.

- To prawda. Ja zawsze mam jednak mieszane uczucia, kiedy dochodzi do dyskusji na temat olimpijskości i nieolimpijskości konkretnych konkurencji. Bo te drugie, podobno mniej prestiżowe, nie cieszące się takim zainteresowaniem, a walka o mistrzostwo świata zawsze jest walką o mistrzostwo świata! Niestety, igrzyska olimpijskie nie mogą grupować wszystkich konkurencji, bo wówczas trwałyby nie dwa tygodnie, a dwa miesiące.

Nie byłoby sukcesów bez toru kolarskiego w Pruszkowie. Łyżwiarze szybcy marzą o takim obiekcie od lat. A mówi się przecież, że dla Związku to finansowa kula u nogi.

- Nie chciałbym tak tego nazywać. Tor w Pruszkowie to raczej obiekt specjalnej troski. Jest podstawą naszych sukcesów. W ubiegłym roku na torze zdobyliśmy aż 24 medale! Jego powstanie było warunkiem sine qua non wynikowego dźwignięcia się polskiego kolarstwa torowego. I jesteśmy coraz mocniejsi. Nie pamiętam, kiedy na mistrzostwach świata zajęliśmy szóste miejsce w klasyfikacji medalowej. A mamy nie tylko sukcesy seniorów, ale także tytuły mistrzów świata w juniorach i juniorkach.

Czy dobre wyniki w Londynie będą miały przełożenie na występy olimpijskie? Jakie są nasze medalowe szanse na torze?

- Mamy je w trzech konkurencjach. W sprincie panów cztery lata temu byliśmy poza "ósemką" i do najlepszych traciliśmy sekundę. Dziś jesteśmy wicemistrzami Europy, a do strefy medalowej tracimy dwie dziesiąte sekundy. I wiemy, gdzie trzeba ich szukać. Na średnim dystansie kobiet brakuje trochę więcej, walka o medal będzie bardzo trudna. W omnium trzy zawodniczki nadają ton rywalizacji. Gosia Wojtyra w ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobiła jednak znaczący postęp i jest blisko nich.

Tor to nie wszystko, bo w Rio de Janeiro mamy jeszcze wyścigi szosowe.

- I wystartuje tam czterech naszych asów! Oczywiście z największymi nadziejami patrzę na Rafała Majkę oraz Michała Kwiatkowskiego. O trasie w Rio de Janeiro mówi się różnie. Niektórzy uważają, że prym powinni tam wieść górale. Wyścig może się jednak różnie potoczyć, dużo będzie zależało od taktyki. Liczę, że wykorzystamy atut posiadania dwóch klasowych kolarzy o nieco odmiennym profilu.

Tylu reprezentantów w kolarstwie na igrzyskach olimpijskich nie mieliśmy już dawno.

- Ośmiu "torowców" i czterech panów na szosie to pewniacy. Do tego trzy lub cztery kobiety na szosie i dwie w MTB. Możliwe, że w MTB uda się nam także zdobyć kwalifikację dla panów. Maksymalnie nasza ekipa może więc liczyć 19 osób.

Ładnie to kolarstwo nam kwitnie.

- Cztery lata temu byłem na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Wróciliśmy stamtąd z siódmym miejscem Oli Dawidowicz, bo kontuzji doznała Maja Włoszczowska. Obiecałem sobie wówczas, że na kolejne pojadę tylko, jeżeli będziemy mieli tych medalowych szans znacznie więcej. No i jadę.

Rozmawiał Kamil Kołsut

Zobacz wideo: E-sport zyskuje popularność. Niedługo Polska będzie jak Azja?
Źródło: WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×