Rzuciła wszystko, bo zapragnęła być zawodowym sportowcem. Jest blisko spełnienia marzenia

Historia 28-letniej Agaty Flis brzmi tak nierealistycznie, że aż trudno uwierzyć, że zdarzyła się naprawdę. Teraz Polka może być inspiracją dla tysięcy ludzi.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Agata Flis Facebook / Agata Flis
Agata Flis dzięki niesamowitej determinacji jest na ostatniej prostej do spełnienia marzenia, czyli startu w jednym z najbardziej prestiżowych wyścigów kolarskich na świecie - Vuelta Espana.

Nie było i nie jest jej łatwo. Po pierwsze, to wychowanka domu dziecka, która - choć nie miała żadnego kontaktu ze sportem - postanowiła zostać zawodowcem i rywalizować ze światową czołówką. Po drugie, obecnie w drużynie kontynentalnej ściga się za darmo. Żeby móc utrzymać się podczas przygotowań, wzięła kredyt.

Jeszcze pięć lat temu nie miała nawet roweru szosowego, a kolarstwo znała tylko z telewizji. Teraz Polka z Oławy założyła zbiórkę i wierzy, że dzięki niej zdoła dokończyć sezon bez dodatkowych długów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bus utknął w błocie, a wtedy piłkarze... Zobacz to sam!
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Po co to pani robi? Ma pani 28 lat, miała pani pracę, a tu nagle taki zwrot. Agata Flis, zawodniczka Farto BTC Womens Cycling Team: Codziennie mam takie myśli. Zdaję sobie sprawę, że nie mam zabezpieczonej przyszłości i choć żyję z kredytu, to i tak pieniędzy z trudem wystarcza na jedzenie. Gwarancji sukcesu nie mam żadnej, bo przecież na co dzień ścigam się z zawodniczkami, w które inwestowane są setki tysięcy euro. Mimo gigantycznego obciążenia psychicznego, kocham kolarstwo i chcę spełnić swoje marzenie.

Naprawdę wierzy pani, że zdoła nadrobić wieloletnie zaległości i ścigać się na równi z czołowymi zawodniczkami?

W kobiecym kolarstwie wiek nie ma znaczenia. Najlepszą kolarką świata jest 40-letnia Annemiek van Vleuten, a ona też największe sukcesy zaczęła osiągać zaledwie kilka lat temu. Jeśli tylko będę miała pieniądze, by trenować, to wierzę, że mogę osiągnąć sporo. W tym roku uczę się bardzo dużo w każdym wyścigu, a już sam start z elitą podczas siedmiodniowego Vuelta Espana Femenina będzie gigantycznym wyróżnieniem. Niewiele Polek przede mną dostąpiło tego zaszczytu. To niesamowite, bo przecież jeszcze rok temu byłam bez drużyny i mogłam tylko marzyć o rywalizacji z najlepszymi. Marzenia jednak się spełniają.

Jak to w ogóle możliwe, że w tym roku zadebiutuje pani w jednym z najbardziej prestiżowych wyścigów na świecie, skoro jeszcze niedawno nie miała nawet roweru szosowego.

W 2018 roku z ciekawości po raz pierwszy w życiu wzięłam udział w Półmaratonie Warszawskim. Byłam w kiepskiej formie, a jedynym celem było wtedy po prostu dobiegnięcie do mety. Przy okazji wizyty w Warszawie przypadkowo odwiedziłam także Bike Expo. To właśnie tam po raz pierwszy w życiu usiadłam na rowerze szosowym i... wymyśliłam sobie, że będę się ścigać z zawodowcami. Poczułam, że to jest to, co chcę robić w życiu.
O karierze kolarskiej Agata Flis zamarzyła dopiero jako 23-latka. Mimo to udało jej się spełnić marzenie O karierze kolarskiej Agata Flis zamarzyła dopiero jako 23-latka. Mimo to udało jej się spełnić marzenie
Miała pani wtedy 23 lata. Nie za późno na takie marzenia?

Zawsze lubiłam sport, ale wcześniej nie trafiłam na dyscyplinę, która wciągnęłaby mnie aż tak mocno. Miesiąc po wizycie w Warszawie kupiłam najtańszy rower szosowy, jaki był w sklepie, a i tak wydałam na niego prawie wszystkie oszczędności. Pieniędzy nie starczyło na kask, buty i inne akcesoria. To wszystko musiałam kupować stopniowo w kolejnych miesiącach, czy nawet latach.

Jak na pani pomysły zareagowała rodzina?

Nie mam rodziny. Mama zmarła, gdy miałam sześć lat, a dzieciństwo spędziłam w rodzinie mojego stryjka, a potem w domu dziecka. Ostatecznie brat mojej zmarłej mamy nie dał rady i musiałam zmienić środowisko. Nie chcę jednak, by ludzie traktowali mnie inaczej z tego powodu. Nie miałam łatwego życia, ale już sobie z tym poradziłam. Nie wspominałam o tym przy okazji zbiórki, bo nie chcę, by ludzie pomagali mi tylko dlatego, że miałam trudniejsze dzieciństwo.

Ma pani kogoś, z kim może porozmawiać?

Mam grupę przyjaciół, którzy mnie wspierają. Niektórzy uważają, że jestem zupełnie szalona, ale ja tylko wysłuchuję ich opinii i robię swoje. Moim marzeniem jest wygrać profesjonalny wyścig, a przede wszystkim móc utrzymać się tylko z jazdy na rowerze.

Czym zajmuje się pani na co dzień?

Jeszcze do niedawna pracowałam fizycznie w Oławie w fabryce pralek w dziale produkcji lub montażu. Moje zadania polegały na kontroli pralek oraz pakowaniu ich przed wysyłką. W dziale montażu zajmowałam się z kolei składaniem urządzeń na początkowym etapie. To była bardzo trudna fizyczna praca. Gdy zaczęłam jeździć na rowerze, miałam coraz więcej wydatków, więc pracowałam więcej niż kiedykolwiek wcześniej.

To znaczy?

Pracowałam sześć, siedem dni w tygodniu. Brałam dodatkowe zmiany w nocy, czy w weekendy, bo były lepiej płatne. Wszystko dopasowywałam jednak tak, by codziennie znaleźć czas na kolarstwo. Zimą jeździłam codziennie po 2-3 godziny, a latem nawet po 3-4 godziny. Poniżej 15 godzin treningowych tygodniowo praktycznie nie schodziłam. Przez pierwsze trzy lata sama układałam plan treningowy i nawet nie myślałam o zatrudnieniu trenera, bo po prostu nie było mnie na to stać. Kolarstwo sprawiało mi radość i wierzyłam w swoje marzenia.
Polka poza startami na szosie zajmuje się także e-sportem. Jest reprezentantką Polski w kolarstwie na platformie Zwift i ściga się wirtualnie z innymi zawodniczkami Polka poza startami na szosie zajmuje się także e-sportem. Jest reprezentantką Polski w kolarstwie na platformie Zwift i ściga się wirtualnie z innymi zawodniczkami
Po zaledwie dwóch latach treningów zadebiutowała pani w mistrzostwach Polski elity i zajęła 16. miejsce. W 2020 roku rywalkami były zawodniczki, które kolarstwo trenowały od wielu lat, a pani zdołała przyjechać do mety w pierwszej grupie. To wszystko brzmi jak bajka.

To był mój pierwszy start w tak poważnym wyścigu, bo wcześniej brałam udział tylko w kilku wyścigach amatorów. Z gloryfikowaniem tego osiągnięcia nie ma jednak co przesadzać, bo obiektywnie tempo wyścigu było niskie i dlatego udało mi się utrzymać w czołówce.

Do dziś pozostaje to pani największym sportowym sukcesem, a mimo to udało się dostać do drużyny kontynentalnej i regularnie startować w zagranicznych wyścigach niższej rangi. Jak do tego doszło?

Już pod koniec zeszłego roku zaryzykowałam i trafiłam do grupy w Belgii, dzięki czemu mogłam wystartować w kilku wyścigach UCI. Drużyna niestety została rozwiązana, a ja wróciłam do fabryki pralek. Nie poddałam się jednak i ciągle wysyłałam setki maili do różnych klubów i pytałam, czy nie potrzebują ambitnej zawodniczki na kolejny sezon. Wielu dyrektorów sportowych pewnie się uśmiechnęło, gdy zobaczyło taką wiadomość, ale na końcu metoda okazała się skuteczna. Władze hiszpańskiego Farto BTC Womens Cycling Team odpowiedziały na maila.

Negocjacje były szybkie?

Nie było żadnych negocjacji. Byłam tak szczęśliwa, że ktoś zgodził się, abym dołączyła do jego drużyny, że w ogóle nie zajmowałam się negocjacjami. Poznałam warunki i od razu podpisałam umowę.

Dzięki temu mogła pani w końcu definitywnie rzucić pracę w fabryce?

Za jazdę dla Farto-BTC nie dostaję żadnych pieniędzy. Po podpisaniu umowy musiałam wziąć kredyt w banku na kilkanaście tysięcy złotych, by stać mnie było na przeprowadzkę do Hiszpanii. Pożyczyłabym więcej, ale nie miałam zdolności kredytowej. Drużyna zaoferowała mi rower, wynajęła mieszkanie i opłaca wyjazdy na zawody. Za wszystko inne muszę płacić sama. I tak jestem szczęśliwa, bo trenuję w świetnych warunkach i regularnie ścigam się z najlepszymi. Na razie jeszcze odstaję od czołówki, ale robię postępy.


Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

[b]Czytaj więcej:
[/b]Koledzy uhonorowali Protasiewicza
Tłumaczą brak transmisji z Niemiec

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×