Sytuacja jest dramatyczna. Pierwszy tak poważny pożar od wyborów

Polskie kolarstwo ma duży problem. I to tuż przed startem igrzysk olimpijskich w Paryżu. Pomoc zapowiedziało ministerstwo sportu, na którego czele od prawie 100 dni stoi Sławomir Nitras. Mimo deklaracji ministra sprawa nadal nie została rozwiązana.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Na zdjęciach: Sławomir Nitras (PAP/Marian Zubrzycki), w kółku Mateusz Rudyk (Getty/Sam Mellish / Contributor) Materiały prasowe / Na zdjęciach: Sławomir Nitras (PAP/Marian Zubrzycki), w kółku Mateusz Rudyk (Getty/Sam Mellish / Contributor)
Mateusz Rudyk, nasza największa nadzieja na medal olimpijski w Paryżu, jeżeli chodzi o kolarstwo torowe, nie ma ani złotówki na przygotowania ze związku i resortu sportu. Nie ma również pieniędzy na start jego koleżanek i kolegów z toru w kwalifikacjach olimpijskich. Więcej szczęścia mają reprezentanci Polski w kolarstwie szosowym i górskim - sprawa jest już przesądzona i wiemy, jaką liczbę zawodników możemy wysłać do Paryża.

Pracownicy Polskiego Związku Kolarskiego od stycznia 2024 nie otrzymali jeszcze ani jednej pensji. Nikt nie płaci za nich składek ZUS-owskich, nie odprowadza podatku. W jednym z holenderskich hoteli "wisi" niezapłacona faktura za pobyt naszej reprezentacji podczas mistrzostw Europy (chodzi o ME w kolarstwie torowym w Apeldoorn, impreza odbywała się w dniach 10-14 stycznia). A to wszystko na niewiele ponad cztery miesiące przed igrzyskami olimpijskimi.

PKOl zerwał umowę


O dramatycznej sytuacji w polskim kolarstwie pisaliśmy w WP SportoweFakty wielokrotnie. To my ujawniliśmy jesienią 2017 roku seksaferę (oskarżony Andrzej P. został już w jednej sprawie skazany prawomocnym wyrokiem, a w dwóch pozostałych trwa jeszcze proces). Od tego momentu kolejne władze związkowe doprowadziły do sytuacji, że obecnie PZKol ma około 20 mln zł długu oraz zablokowane przez komorników konta bankowe.

ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia

Od 2018 roku finansowanie dyscypliny - a to kilkanaście milionów złotych rocznie - płynęło przez konta bankowe Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz Wielkopolskiego Związku Kolarskiego. Dzięki takiemu rozwiązaniu (które wynika z przepisów ministerialnych) dyscyplina miała zapewnioną kroplówkę: nasi reprezentanci mogli wyjeżdżać na międzynarodowe zawody, trenować, a młodzież i dzieci szlifowały swoje umiejętności w szkółkach i klubach. Od 1 stycznia 2024 roku system się załamał.

Powód? Nieoficjalnie PKOl postanowił zerwać umowę po naszym artykule, w którym opisaliśmy, jak kolarskie władze z pieniędzy publicznych opłacają pracę prywatnej kancelarii podatkowej (TUTAJ więcej szczegółów >>). A prezes Wielkopolskiego Związku Kolarskiego - Lucjusz Wasielewski - pokłócił się z obecnymi władzami PZKol i zapowiedział, że nie jest już zainteresowany pomocą dyscyplinie.

Minister obiecał, minister milczy


W jaki sposób ministerstwo sportu zamierza teraz finansować kolarstwo? Mimo tego że mamy już prawie połowę marca, to nadal tego nie wiadomo. Według obowiązujących przepisów tylko PKOl i związki sportowe mogą finansować dyscyplinę.

Pierwsza raban podniosła "Gazeta Wyborcza". Na jej łamach 1 marca pojawił się materiał, w którym trener Mateusza Rudyka mówił m.in.: "Prawda jest taka, że kolarstwo stanęło, nie istnieje (...) Ktoś za marnotrawstwo powinien iść do więzienia. Gdyby nie to, że obiecałem wytrwać do igrzysk, to już by mnie nie było!". Więcej szczegółów tej bulwersującej sprawy znajdziesz TUTAJ >>.

Jeszcze tego samego dnia, w reakcji na wszystkie zarzuty z tego artykułu, minister Sławomir Nitras podczas briefingu prasowego w Gorzowie Wielkopolskim obiecał: "już od poniedziałku (4 marca - przyp. red.) problem będzie rozwiązany". Od tej wypowiedzi minęło 10 dni, od terminu, w którym miało nastąpić rozwiązanie problemu tydzień. Do tej pory nic się nie zmieniło.

Zapytaliśmy ministerstwo sportu, co się dzieje w tej sprawie. Nasz mail został wysłany 4 marca. Nie otrzymaliśmy dotąd odpowiedzi: ani z Biura Komunikacji ministerstwa, ani od Aleksandry Chalimoniuk, która pełni funkcję rzeczniczki prasowej ministerstwa sportu.

Od 1 marca - czyli zapowiedzi rozwiązania problemu - minister Nitras w social mediach (platforma X, dawny Twitter) opublikował aż 48 wpisów (stan na godz. 8:00, 11 marca). W ani jednym nie odniósł się do sprawy polskiego kolarstwa.

Skomentował w tym czasie m.in. zachowanie prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, opublikował zdjęcie z Justyną Kowalczyk, pokazał najnowsze sondaże wyborcze.

Wielkopolski Związek: nie było kontaktu ze strony ministerstwa

Skontaktowaliśmy się z szefem Wielkopolskiego Związku Kolarskiego - Lucjuszem Wasielewskim. To właśnie jego związek miał - wg słów Nitrasa ze wspomnianego briefingu prasowego - zastąpić PKOl i zapewnić finansowanie polskiemu kolarstwu na rok 2024.
Mateusz Rudyk to jedna z naszych największych nadziei medalowych podczas IO w Paryżu. Mateusz Rudyk to jedna z naszych największych nadziei medalowych podczas IO w Paryżu.
- Nie było żadnego kontaktu ze strony ministerstwa - zapewnia w rozmowie z WP Wasielewski. - Nikt nie dzwonił, nie mamy żadnego maila. Mnie się w głowie nie mieści, że cztery miesiące przed igrzyskami mamy takie problemy.

Dlaczego ministerstwo nie skontaktowało się z WZKol-em? Czy chodzi o to, że Wasielewski jesienią 2017 roku mówił podczas jednego ze spotkań o seksaferze: "co nas to w ogóle obchodzi?", dając tym samym świadectwo, jakie ma podejście do oskarżeń na tle seksualnym? Według naszych informatorów Nitras nie znał tej sprawy, kiedy ogłaszał, że błyskawicznie rozwiąże problem polskiego kolarstwa. Dowiedział się o niej z... social mediów, więc nakazał znalezienie innego rozwiązania. Najwidoczniej poszukiwania trwają.

Jeszcze się tak nie paliło


To jedna z najpilniejszych spraw, który musi rozwiązać nowy minister. W ciągu prawie 100 dni jego pracy w żadnym związku sportowym jeszcze się tak nie paliło. Brak reakcji będzie skutkować tym, że część polskich kolarzy nie zdoła wywalczyć biletu do Paryża.

Otóż w kolarstwie torowym trwają właśnie kwalifikacje. Od 15 do 17 marca w Hongkongu zostanie rozegrany Puchar Narodów. Tam naszych reprezentantów nie będzie. Pojadą tylko niektóre zawodniczki, a i to tylko dlatego, że pomogą im macierzyste kluby. Nie PZKol, nie ministerstwo. Jest to o tyle ważne, że to jedna z dwóch ostatnich szans, by wywalczyć prawo startu w Paryżu.

Ostatnią szansą będzie start w Kanadzie, w połowie kwietnia. Z tym, że odpuszczając swój udział w Hongkongu, wielu Biało-Czerwonym start w Kanadzie będzie musiał wyjść bezbłędnie. Tylko wtedy awansują na tyle w hierarchii Międzynarodowej Unii Kolarskiej, by wywalczyć bilety do Paryża. To dość skomplikowana procedura, a brak finansowania "nie prostuje" drogi naszym reprezentantom.

Wystosował apel. Czy to coś da?


Opieszałość ministerstwa skutkuje również tym, że Mateusz Rudyk zamiast ze spokojną głową realizować plan przygotowany przez trenera, dopinać szczegóły sprzętowe, zastanawia się, czy przez igrzyskami będzie miał jeszcze jakiś obóz przygotowawczy. A jeżeli nawet tak, to czy zapłaci za niego klub, czy może on sam będzie musiał wyłożyć prywatne pieniądze. W takiej atmosferze będzie ciężko o medal.

Dlatego obecne władze PZKol (konkretnie prezes Fundacji Wspierania Polskiego Kolarstwa oraz przewodniczący Komisji Rewizyjnej związku - Michał Jackowiak) wystosowały apel do ministra Nitrasa. Czytamy w nim m.in.: "rozumiem wyzwania związane z okresem przejściowym po ostatnich wyborach parlamentarnych, ale nie możemy pozwolić, aby przekładało się to na zaniedbywanie wsparcia dla kolarstwa".
Fragment listu Michała Jackowiaka do ministra sportu. Fragment listu Michała Jackowiaka do ministra sportu.
22 marca 2024 minie symboliczne, pierwsze 100 dni nowego rządu, kierowanego przez Donalda Tuska. Czy minister Nitras będzie się mógł do tego czasu pochwalić ugaszeniem pożaru w polskim kolarstwie? Pytanie pozostaje ciągle otwarte.

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czy polskie kolarstwo "przywiezie" z Paryża jakikolwiek medal olimpijski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×