Paweł Poljański: Wkurzyłem się, gdy kazali mi zwolnić

Paweł Poljański był ogromnym wsparciem dla Rafała Majki podczas wyścigu Vuelta a Espana. - Wkurzyłem się, gdy kazali mi poczekać na Rafała, ale takie jest moje zadanie - powiedział nam 25-letni kolarz.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Rafał Majka przeszedł do historii jako drugi Polak, który znalazł się na podium wielkiego touru. Cieniem lidera Tinkoff Saxo był Paweł Poljański. To on pomagał 26-letniemu kolarzowi trudnych chwilach i podczas męczących górskich etapów.

Jeszcze dwa lata temu Poljańskiego w ogóle nie było w zawodowym cyklu. W tym roku zajął 9 miejsce w Tour de Austria i 53 w Tour de Pologne. W obu pracował na swoje konto, ale z drugiego występy nie był zadowolony.

WP SportoweFakty: Jesteś zadowolony ze swojego występu na Vuelcie?

Paweł Poljański: To dopiero mój drugi sezon zawodowy. Wykonywałem jednak swoją pracę najlepiej jak potrafiłem. Dawałem z siebie wszystko na Vuelcie, aby pomóc Rafałowi. Cieszę się, że pomagając Rafałowi udawało mi się jechać z najlepszymi kolarzami, bo nie ma na świecie lepszych od Joaquina Rodrigueza, Alejandro Valverde.

Nie jest chyba łatwo być pomocnikiem?

- Jestem jeszcze młody. Jak wspomniałem, to dopiero mój drugi sezon w peletonie. Zdawałem sobie z tego sprawę, że będę pomocnikiem. Pogodziłem się z tym. Ale czy będę to robił cały czas? To się może jeszcze pozmieniać. Możliwe, że będę dostawał więcej szans, by być liderem.

Łatwiej ci pomagać, wiedząc, że robisz to dla Rafała?

- Z Rafałem znamy się od dawna. Ścigaliśmy się razem w wyścigach juniorskich. Rafał doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile sił muszę wkładać w to, aby go prowadzić.

Często podkreślasz swój staż w peletonie. Doświadczenie jest tak ważne?

- W kolarstwie potrzebny jest czas, żeby się sporo nauczyć. Nie jest tak, że przychodzisz z młodzieżowego ścigania do zawodowego peletonu i nagle wygrywasz. Przez dwa lata zdążyłem się jednak sporo nauczyć i to powinno zaprocentować.

Na Vuelcie długo dotrzymywałeś kroku najlepszych. Ba, niekiedy sam dyktowałeś tempo dla liderów i dopiero w końcówce ci odjeżdżali.

- Bardzo ciężko jest z nimi zostać w samej końcówce. Niemniej z roku na rok czuję się coraz silniejszy. Teraz tak wyszło, bo miałem więcej siły. Poza tym Rafał przechodził przez to samo. On też na początku pracował dla innych i też był w końcówkach widzialny. Z biegiem czasu tak się stało, że i on został liderem.

Kilkakrotnie podczas Vuelta atakowałeś. 

- Miałem szansę na wygraną w jednym etapie. Była wtedy spora szansa, ale dwóch kolarzy mi odjechało i nie udało się ostatecznie wygrać. Cały czas szukam swojej okazji na zwycięstwo etapowe. Do tej pory jeszcze się nie udało. Może w przyszłym roku.

Na jednym z etapów musiałeś też zwolnić i poczekać na Rafała. Jak na to zareagowałeś?

- To był właśnie jeden z tych etapów, kiedy zaatakowałem. Czułem się wtedy mocny, ale dostałem informację, że mam poczekać i pomóc Rafałowi gonić Aru i Rodrigueza. Nie powiem, wkurzyłem się wtedy, ale z drugiej strony taka jest moja praca. Taki był mój cel na ten wyścig, aby pomagać jemu i starałem się wywiązać z tego najlepiej jak potrafię.

Czujesz się coraz bardziej doceniany? Kiedy mówi się sukcesie Rafała Majki, wspomina się również twój wkład.

- Zauważyły to nie tylko polskie media, ale też zagraniczne. Na sukces jednego kolarza pracuje ośmiu pozostałych, którzy są mu podporządkowani. U nas było tak, że miałem zostawać z Rafałem na ostatnie kilometry i robiłem co mogłem dla kolegi.

W ubiegłym roku jak pomagałeś Rafałowi na Giro to zająłeś 50 miejsce. Teraz zakończyłeś wyścig na 35 pozycji. Sam zanotowałeś spory progres.

- Prawdę mówiąc nie patrzę na to, które zająłem miejsce. Po prostu wykonuję swoją pracę. Zresztą w moim przypadku jest inaczej. Dla mnie jazda indywidualna na czas była tak naprawdę dniem odpoczynku. Musiałem po prostu zaoszczędzić jak najwięcej sił. Dla pomocników jest to zatem plus, bo możemy odpocząć trochę więcej niż liderzy. To się też przekłada na to, że mamy więcej energii na kolejnych etapach.

Dwa lata temu nie było cię w zawodowym peletonie. Sporo się od tamtej pory zmieniło.

- Kiedyś moim marzeniem było wystartować w Pro Tourze. To się spełniło. Kolarstwo traktuję jako zawód, który jest też moją pasją. Każdy dzień musi być podporządkowany pod trening lub pod wyścig. Ale cieszę się z tego co robię i myślę, że będzie coraz lepiej.

Liczysz, że coraz częściej będziesz dostawał szansę pracować na swoje konto?

- Byłem już liderem grupy w tym roku na Tour de Pologne, ale nie wywiązałem się ze swojej roli jak chciałem. Co prawda szefostwo teamu było zadowolone, ale ja nie. To jednak dopiero mój drugi rok ścigania w peletonie i wciąż sporo przede mną. Nie wiem, co będzie dalej, ale cieszę się z tego, że z roku na rok mój poziom rośnie.

W przyszłym roku będziesz znowu wsparciem dla Rafała?

- Nie mam pojęcia jaki będzie kalendarz na przyszły rok. Zapewne będzie taki sam jak Rafała, czyli Giro i Vuelta. Ale są też inne wyścigi, gdzie - jak rozmawiałem z szefostwem - liderem mam być też ja. Ale jakie to będą starty, tego dopiero się dowiemy.

Co z twoim kontraktem?

- Niektórzy już napisali, że przedłużyłem z Tinkoff Saxo, ale prawda jest taka, że nie podpisałem jeszcze kontraktu. Poza tym dostałem oferty z innych grup. Nie jest zatem jeszcze przesądzone, gdzie będę jeździł, bo tego kontraktu w rękach nie mam. Jestem jednak zadowolony z tego, że widzą mnie inne największe drużyny na świecie.

Biorąc pod uwagę twój postęp, to niewykluczone, że za kilka lat będziesz konkurował w wielkim wyścigu z Rafałem.

- Na pewno nie chcę być przez całą karierę pomocnikiem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×