Evans: Nie można przygotować się do bycia liderem Tour de France

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- <i>Nic nie może przygotować kolarza do tego, co czeka go po założeniu żółtej koszulki</i> - mówi o utraconym, a upragnionym trykocie zwycięzcy Tour de France Australijczyk Cadel Evans, który w lipcu znów postara się o triumf w "Wielkiej Pętli".

W tym artykule dowiesz się o:

Evans rozpoczął sezon w wyścigu Dookoła Andaluzji. W niedzielę czeka go pierwsze poważne ściganie w nowym sezonie: wyścig Paryż-Nicea. - Stawka jest mocna. To będzie interesujące zmierzyć się w górach z Frankiem Schleckiem czy Contadorem - mówi dziennikowi "L'Equipe".

- Kluczem przed tym sezonem było to, by odnaleźć się psychicznie - opowiada o tym, co robił w przerwie zimowej. - Nie były to jednak przygotowania relaksacyjne. Sezon 2008 zakończyłem z kontuzją kolana odniesioną podczas Tour de France. Wziąłem udział w Ruta del Sol, ale poświęciłem temu wyścigowi mniej uwagi niż rok temu, kiedy wygrałem tam etap. Nie prezentuję tego samego poziomu co w zeszłym roku - wyjaśnia.

Nie wystąpi w Giro

Media pospieszyły się z ogłoszeniem jego udziału w Giro d'Italia na stulecie. - Cały czas się z tego śmieję - przyznaje. - W grudniu, gdy siedziałem cicho w Australii nagle ogłoszono, że wystąpię w Giro. Nie wiedziałem skąd ta informacja pochodziła. Musiałem porozumieć się z władzami zespołu. Naprawdę chciałem utrzymać taki program występów, jaki mi najbardziej pasuje: Ruta del Sol, Paryż-Nicea, wyścig Dookoła Kraju Basków, Dauphiné Libéré i Tour. Giro nie jest tutaj dobrą alternatywą - wyjaśnia.

Z podaniem informacji o rzekomym udziale Evansa w "różowym wyścigu" podało kierownictwo Silence-Lotto. - Ujawnił to Marc Sergeant [manager zespołu] - zdradza australijski kolarz. - Ale nie możemy oczekiwać, że potraktuję serio występ w Giro a potem spróbuję wygrać Tour de France. Byłem dwukrotnie drugi w Tourze, zespół powinien być z tego powodu usatysfakcjonowany. Wiem, co działa na mnie najlepiej. Chcę się dalej doskonalić, ale w ramach swojego, wciąz tego samego programu - tłumaczy.

Decydujący upadek

Evans wraca do "Wielkiej Pętli" 2008. - Musimy pamiętać, że decydującym wydarzeniem dla mnie na Tourze w zeszłym roku był upadek na pierwszym etapie w Pirenejach. To kosztowało mnie dużo nerwów i siły na dalszą część wyścigu. W takich warunkach, ukończyć klasyfikację generalną na drugim miejscu, było dobrym wynikiem. Gdyby nie ten upadek, myślę, że zdobyłbym żółtą koszulkę - mówi.

Żółtą koszulkę w ubiegłorocznej edycji Touru założył po etapie z metą na Hautacam, ale stracił ją po pięciu dniach. - Nic nie może przygotować kolarza do tego, co czeka go po założeniu żółtej koszulki. Pojawia się wtedy tyle stresu. Ale to było dla mnie dobre doświadczenie. Przypominam, że wystąpiłem na Tour de France cztery razy - wyjaśnia.

Podczas ostatniej edycji Tour de France Evans był krytykowany za bierną postawę. - Na Tourze koledzy będą mnie ochraniali. Gdy zobaczymy jednak, że coś dzieje się wokół nas, wokół żółtej koszulki, to byłoby zupełnie irracjonalne. Trudno, bym zamknął się w mydlanej bańce. Będę wtedy musiał wykonać swoją robotę: ruszyć do przodu, by wygrać wyścig.

Nowi pomocnicy

Zespół Silence-Lotto chciał przed sezonem pozyskać specjalistów od jazdy w górach, których w kadrze brakuje. - Pierwszym pomysłem było zatrudnienie Bernharda Kohla [najlepszy "góral" ostatniej edycji Tour de France, miał pozytywny wynik kontroli dopingowej już po wyścigu], ale to była zła decyzja. Podsunąłem włodarzom kilka nazwisk, ale nie zadziałali. W każdym razie myślę, że ekipa została wzmocniona transferami Thomasa Dekkera [z Rabobanku], Sebastiana Langa [Gerolsteiner] i Charlesa Wegeliusa [z Liquigas] - tłumaczy Evans.

Z belgijskiej ekipy odszedł jednak Robbie McEwen, rodak Evansa. - Myślę, że Greg van Avermaet może być wartościową postacią dla nas w drużynowej jeździe na czas - lider nie rozpacza po stracie absolutnie topowego sprintera świata.

Evans nie obawia się rywalizacji z zespołem Astana, który posiada w swoich szeregach gwiazdy kolarstwa: Alberto Contadora i Lance'a Armstronga. - To dobre dla kolarstwa, bo przyciąga uwagę większej ilości ludzi i mediów. Z osobistego punktu widzenia, oni będą w centrum uwagi i wcale nie będę z tego powodu niezadowolony - wyjaśnia.

Źródło artykułu: