Paryż-Nicea: Chavanel był gotowy na wojnę

Po roku scenariusz jest podobny: Sylvain Chavanel (Quick Step) wygrywa etap, zdobywa koszulkę lidera, ale w wyścigu Paryż-Nicea nadchodzą góry. - To Chavanel dźwiga w tym momencie ciężar wyścigu - mówi dyrektor sportowy Astany.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

W 2008 roku po wygranej w Cannes faworyt Francuzów, wtedy w ekipie Cofidis, stracił bezpowrotnie prowadzenie w klasyfikacji generalnej podczas wspinaczki na górę Serein.

Na wtorkowym etapie tegorocznej edycji zaimponował. - Na początku było bardzo zimno. Potem się rozgrzałem. To fizjologiczne, że zaadaptowałem się do deszczu - mówił po etapie w Vichy. - Kiedy zobaczyłem, że kolarze Rabobank zbierają się na czele peletonu, zdjąłem pelerynę. Byłem gotowy na wojnę - powiedział.

- To jest taki rodzaj ścigania, który lubię najbardziej, kiedy zawodnicy są wszędzie na szosie i trudno jest atakować - przyznał.

Walka Chavanel-Flecha

Po doścignięciu uciekającej od początki czwórki zawodników (wcześniej odpadł z czoła Maciej Bodnar) na końcowych kilometrach o zwycięstwo walczyło siedmiu kolarzy. - Przeciw trójce z Rabobanku [Juan Antonio Flecha, Sebastian Langeveld i Juan Manuel Garate] to nie było proste zadanie. W małej grupie jestem w miarę szybki, ale nie mógłbym wygrać sam. Kevin [Seeldrayers] wykonał fantastyczną robotę. Podciągnął mnie do kolegi Flechy - mówił o pogoni za Langeveldem, który również atakował na ostatnim kilometrze.

Seeldrayers, od wtorku najlepszy młody zawodnik wyścigu, podziwiał swojego lidera. - Byłem tłem dla Chavanela. On jest prawdziwą maszyną - powiedział młody Belg.

- To był kolejny pojedynek Flecha-Chavanel - odniósł się Francuz do rywalizacji z hiszpańskim specjalistą od klasyków podczas ostatniej edycji Kuurne-Brussel-Kuurne. Tam Chavanel spełniał rolę, którą we wtorek miał Seeldrayers: pomógł w zwycięstwie koledze z zespołu, Tomowi Boonenowi.

- Taktycznie spisałem się dzisiaj dobrze. Jestem z siebie dumny - przyznał. - Nie jestem zaskoczony, że podczas jazdy były takie przerwy, ponieważ pedałowaliśmy na przodzie bardzo szybko.

Lider na jeden dzień?

Chavanel nie ma złudzeń, że szybko pożegna się z żółtą koszulką. - Lepiej być na czele niż nisko po trzech etapach. To nie jest tak, że nie mam już szans, ale też nie marzę o górze Lure. Postaram się stracić tam jak najmniej. To nie jest miejsce do pobicia [Alberto] Contadora i dlatego chciałem uzyskać przewagę dzisiaj - wyjaśnił.

- Na takim wzniesieniu, z nachyleniem stoku między 5 a 10 procent, wiem, że mogę coś zrobić. Byłem już w przeszłości piąty na Mont Ventoux. Mam nadzieję, że nie stracę czasu tak jak w zeszłym roku kiedy miałem już na sobie żółtą koszulkę. Jestem w lepszej formie niż wtedy. Moje morale jest ogromne w tym momencie - zapewniał.

- Połowę swojego planu wykonałem. Moim pierwszym celem było wygranie etapu. Drugi to dobra pozycja w klasyfikacji generalnej. Na kolejne etapy mamy zespół z "góralami". To naprawdę niezła ekipa - wyjaśnił.

- Zobaczymy dzień po dniu. Już sprawdzałem profile tras na kolejne dni. Wzniesienia nie są niemożliwe, a ja już spisywałem się dobrze na takich trasach w przeszłości. Czemu nie spróbować obronić koszulki? - mówił.

Contador nie płacze

Dotychczasowy lider i faworyt wyścigu, Alberto Contador (Astana) stracił do Chavanela ponad minutę. - Było bardzo wietrznie w końcówce, kiedy inicjatywę przejęły zespoły sprinterów. W tym momencie straciliśmy w swojej ekipie koordynację. A bez tego jest o wiele trudniej walczyć w takich warunkach - tłumaczył w Vichy 26-letni madrytczyk.

- Zobaczyłem, że nie mam kolegów. Sytuacja była bardzo trudna, ale zobaczyłem, że mam przed sobą lekki pagórek, więc przyspieszyłem - wyjaśniał Contador, który jednak nie był w stanie dogonić czołowej grupy pościgowej za uciekinierami. - To była dla mnie jedyna szansa, by uratować wyścig - żałował.

Hiszpański faworyt wykazał pewne zaniepokojenie sytuacją w klasyfikacji generalnej, czego nie zwykł uzewnętrzniać. - Odrobić ponad minutę do takiego zawodnika jak Chavanel, który też jest w wielkiej formie, jest trudne. To samo tyczy się Juana Manuela Garate, ale wciąż przed nami wiele drogi. Patrząc na klasyfikację mogło być gorzej - przyznał.

Chavanel nosi ciężar wyścigu

Nie widzi powodów do niepokoju Alain Gallopin, dyrektor sportowy Astany. - To był trudny dzień - przyznał. - Obejmując prowadzenie w klasyfikacji generalnej już pierwszego dnia wiedziałem, że zmierzymy się z takim ryzykiem. Ale ja nie mogę przeszkodzić komuś w wygraniu etapu - tłumaczył.

- Rabobank był dobrze przygotowany do akcji, a my zachowaliśmy niewystarczająco wiele uwagi. Powinniśmy sami się zorganizować szybciej. Przez ostatnie dwa dni zespół tak naprawdę nie bronił żółtej koszulki, ale co ważniejsze, zmęczenie daje się odczuć - tłumaczył.

Gallopin wierzy, że sprawy są pod kontrolą Astany. - Mogliśmy złapać oddech. Po wyścigu Dookoła Kalifornii musieliśmy nieco zrewidować nasze plany, ponieważ kontuzji doznali Leipheimer, Horner i Vaitkus - wyjaśnił Francuz. - To goście, którzy dzisiaj mogliby pomóc Alberto. Bo ani on, ani nikt inny w naszej ekipie nie jest supermanem - zakończył.

Silence-Lotto nie zachwyca

- Nasze morale nie jest poruszone z tego powodu, że nie jeździmy tak jak Quick Step - mówił Philippe Gilbert, przedstawiciel Silence-Lotto. Drugi z belgijskich teamów kategorii ProTour jest jedynym, oprócz niewidzianego nigdzie mile Fuji-Servetto, który nie odniósł jeszcze w tym sezonie zwycięstwa.

Lider grupy, Australijczyk Cadel Evans, definitywnie odpadł z rywalizacji w klasyfikacji generalnej tracą we wtorek w Vichy ponad 10 minut do Chavanela. Inna sprawa, że dwukrotny wicemistrz Tour de France wcale nie miał w Nicei ambicji.

Z dobrej strony pokazał się na trzecim etapie Jürgen Roelandts, mistrz Belgii, który uciekał od początku trasy i dotrwał w czołówce do samej mety. W "generalce" zajmuje piąte miejsce ze stratą 40 sekund do lidera.

Gilbert dołączył do ataku, który zainicjował zespół Rabobank. - Byłem w inicjującej grupie 40 zawodników. Utrzymałem tempo, gdy zostało się nas tylko 20. Między 20. a 25. km przed metą nie byłem jednak już w stanie jechać pod górę z tymi sześcioma facetami. Zabrakło mi tylko 200 albo 300 metrów - mówił Gilbert, który ukończył etap na 16. pozycji ze stratą ponad minuty do zwycięzcy.

- Nie jestem zawiedziony. Nigdy nie jeździłem dobrze w Paryż-Nicea, więc nie oczekiwałem tutaj jakiegoś cudu. Jadę z dnia na dzień. Jeżeli będzie można wykombinować coś interesującego w najbliższych dniach, wykorzystam swoją szansę, ale generalnie jestem tutaj przede wszystkim, by przygotować się do Milano-Sanremo. Najważniejsze dla mnie to nie zaliczyć upadku i nie zachorować - wyjaśnił 26-letni Belg.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×