Tajemniczy audyt w Polskim Związku Kolarskim. CCC żąda ujawnienia jego wyników

- Sam prezes Dariusz Banaszek sprowadził firmę, która miała skontrolować finanse związku. Teraz nie chce pokazać wniosków z kontroli - mówi nam członek zarządu PZKol., Franciszek Harbacewicz.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
KACZKOWSKA Justyna, PAWŁOWSKA Katarzyna, PIKULIK Daria, PŁOSAJ Nikol (ME 2016) PAP / Panoramic / KACZKOWSKA Justyna, PAWŁOWSKA Katarzyna, PIKULIK Daria, PŁOSAJ Nikol (ME 2016)

Kilka tygodni temu pisaliśmy o kontrowersyjnej decyzji Polskiego Związku Kolarskiego, który zatrudnił firmę zewnętrzną do audytu finansowego. W środowisku krążyły plotki o tym, że godzina pracy kontrolerów miała kosztować... 1000 zł (słownie: tysiąc złotych!).

- Zapytałem, po co wydajemy pieniądze na taką kontrolę, skoro zupełnie niedawno przechodziliśmy audyt finansowy, który nic nie wykazał - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty we wrześniu 2017, Tadeusz Jasionek, członek zarządu PZKol.

Odpowiedź prezesa Banaszka? Do końca września miała być zorganizowana specjalna konferencja, podczas której miał zostać pokazany efekt prac audytorów. Mamy prawie połowę listopada. Konferencji jak nie było, tak nadal nie ma. - Jest problem z ujawnieniem wyników - poinformował nas inny członek zarządu PZKol, Franciszek Harbacewicz.

6 listopada prezes Banaszek został wezwany przez członków zarządu kolarskiej federacji do ujawnienia dokumentu. Odmówił.

ZOBACZ WIDEO: Kamil Glik: Gra z trzema obrońcami będzie dobrym sprawdzianem

Nasze informacje potwierdza były sponsor PZKol - firma CCC. - Ostatni zarząd Polskiego Związku Kolarskiego, który odbył się 6 listopada, nie przyniósł żadnych decyzji co do ujawnienia danych z audytu - powiedziała nam Daria Sulgostowska, kierownik ds. Komunikacji w CCC. - W związku z tym prezes Dariusz Miłek (jedne z najbogatszych Polaków) uznał, że nie ma już partnerów do współpracy po drugiej stronie. Niemniej jednak nadal żądamy ujawnienia wyników audytu.

Dlaczego wyniki audytu są aż tak... "gorące"? Dlaczego opozycja chce ich ujawnienia, a prezes Banaszek robi wszystko, aby temu zapobiec? Rąbka tajemnicy udzieliła Sulgostowska. - Znamy wstępne rezultaty tej kontroli i nie są one pozytywne - przyznała. - Stąd, jak już pisaliśmy w oświadczeniu, nasza decyzja o wycofaniu się ze współpracy. Straciliśmy zaufanie do zarządu Polskiego Związku Kolarskiego.

Pat trwa. 10 listopada pracownicy PZKol. opublikowali oświadczenie, w którym piszą m.in.: "Prezes Dariusz Banaszek, płacąc wysoką cenę i ryzykując stanowiskiem, jako pierwszy w historii przeciwstawił się szkodliwym układom funkcjonującym w polskim kolarstwie (...) Obecnie w biurze Związku nie ma osób kierujących się własnym interesem prywatnym (...) Prezes (...) może liczyć na nasze pełne poparcie w podejmowanych decyzjach.".

Pod dokumentem złożono kilkanaście podpisów. - Nie dziwię się takiej akcji - skomentował Harbacewicz. - Już kiedyś zauważyłem, że pracownicy biura PZKol. wyglądają na totalnie podporządkowanych prezesowi.

Harbacewicz zapowiedział, że w poniedziałek, 13 listopada, roześle mailowo pismo do wszystkich członków zarządu z prośbą o zwołanie walnego zgromadzenia delegatów, podczas którego byłoby - między innymi - głosowanie nad udzieleniem absolutorium prezesa PZKol. Jest jednak problem. - Wedle prawnej opinii, jeżeli którykolwiek z członków zarządu nie odpowie na mojego maila, wówczas głosowanie staje się nieważne. Boje się, że choćby prezes Banaszek nie odpowie na moją wiadomość - tłumaczy Harbacewicz.

Jakie jest wyjście z sytuacji? - Na początku grudnia mamy zaplanowany zarząd w Pruszkowie - mówi Harbacewicz. - Wtedy spróbujemy zwołać zgromadzenie delegatów.

Czy rezygnacja Dariusza Banaszka z funkcji prezesa PZKol zmieni sytuację w kolarstwie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×