Lodowisko na katalońskich szosach - komentarze po 6. etapie Tour de France

Zdjęcie okładkowe artykułu: Kolarze na trasie
Kolarze na trasie
zdjęcie autora artykułu

Kraksy będzie się pamiętać z katalońskiego etapu Tour de France bardziej niż efektowne zwycięstwo na finiszu Thora Hushovda, który wyprzedził w Barcelonie hiszpańskich kolegów po sprinterskim fachu.

W tym artykule dowiesz się o:

Hushovd przyznał, że nie wiedział, jak wygląda końcówka etapu, że nigdy się z nią nie zapoznał, mimo, iż był już w tym roku w Barcelonie w czasie wyścigu Dookoła Katalonii, również wygrywając wtedy w stolicy Katalonii etap.

- Dopiero dzisiaj [czwartek] rano ktoś, kto był tam wcześniej z kamerą pokazał mi nagranie jak wygląda mniej więcej ten finisz - zdradził norweski sprinter. - Po drugie - ciągnął - wiem, że jestem zdolny do wielu rzeczy i dlatego, jeżeli finisz jest dla mnie, potrafię się na tyle zmotywować, by wykorzystać swoje szanse.

Na pytanie o frustrację w związku z mało udanym początkiem tegorocznego Touru nie udzielił jasnej odpowiedzi. - W środę plany nie ułożyły się tak, jakbyśmy chcieli - powiedział o niepowodzeniu sprintu i ucieczce, w której nie było zawodnika Cervélo.

- Przeprowadziliśmy wtedy dyskusję w zespole. Stwierdziliśmy, że mamy bardzo dobrych zawodników, a ci rozprowadzający na finiszu mogą konkurować z Columbią. Wiedziałem, że praca się opłaci i, że liczę się w grze, bo wygrałem już w tym roku kilka sprintów, a w Tourze byłem wcześniej drugi [etap trzeci] i czwarty [drugi] - powiedział.

W 2005 roku Hushovd zdobył zieloną koszulkę najlepszego sprintera nie wygrywając żadnego etapu. Tym razem nie jest pewny czy chce o nią walczyć. - Nie wiem, czy będę w stanie rywalizować na wszystkich lotnych finiszach, bo to zależy od trasy - stwierdził. - Nie sądzę, aby Cavendish się wycofał. W ubiegłym roku był zmęczony, bo ścigał się do końca w Giro. W tym sezonie nie dojechał tam do wysokich gór - przypomniał Norweg fakty związane z obecnym liderem klasyfikacji punktowej.

Według Hushovda ekipa Cervélo spełniła swój cel w pierwszym tygodniu. - Wygraliśmy etap. Zielona koszulka jest ważna, ale teraz musimy całe swoje siły włożyć w Carlosa Sastre. On się zgodził, by koledzy pomogli mi w pierwszym tygodniu. Dlatego teraz to ja chcę mu się jak bardziej przysłużyć. Oczywiście nie będę nadawał tempa na ostatnim wzniesieniu, ale mogę być pomocny - powiedział w nawiązaniu do pierwszego z górskich etapów, w piątek z Barcelony do Andory.

Carlos Sastre, triumfator Wielkiej Pętli sprzed roku, zaliczył w czwartek upadek. - Ten etap był bardzo niebezpieczny. Sam byłem jego ofiarą, ale na szczęście to małe piwo i poza kilkoma zadrapaniami nie stało mi się nic poważnego - powiedział.

- To był kolejny stresujący dzień. Mamy szczęście, że dotarliśmy na metę bez szwanku - stwierdził z kolei Levi Leipheimer (Astana). - Gdy pada, hiszpańskie drogi zamieniają się w prawdziwe lodowiska z mnóstwem brudu i oleju - przyznał.

Upadki zaliczyło około dwudziestu zawodników. Ucierpieli Michael Rogers, David Moncoutié i Tom Boonen. - Tom czuje ból prawej kości udowej; kolarz przed nim się pośliznął, a on nie mógł na niego nie wpaść - powiedział Patrick Lefévère, team manager Quick Step. - Nie może dziać się źle każdego dnia. Nieszczęście musi się w końcu skończyć - dodał, mając na myśli środowe defekty Belga.

- To było ważne, by być na przedzie - powiedział Jose Joaquin Rojas (Caisse d'Epargne), trzeci na mecie w Barcelonie. - Oczywistym było, że będą kraksy. Na półtora kilometra przed kreską straciłem kilka miejsc. Musiałem jechać sprintem już na ostatnim kilometrze, by znaleźć się w pierwszej piątce. Dokładnie kiedy tam dotarłem, zaatakował Pozzato. Brakowało mi już tchu. Na 100 m przed metą ciągle próbowałem szczęścia, ale nie dało się wiele dzisiaj [czwartek] zrobić z kimś tak mocnym jak Hushovd - tłumczył hiszpański sprinter.

Brakło zmian Millarowi

David Millar w 1997 roku podpisał pierwszy zawodowy kontrakt z zespołem Cofidis, co dziś skutkuje chociażby tym, że może porozumiewać się za pomocą języka francuskiego. - Odkąd wyjechaliśmy z domu znałem wszystkie drogi - mówi o Gironie, która jest europejską kwaterą ekipy Garmin-Slipstream. - Prawie wszyscy członkowie zespołu tam mieszkają. To było dziwne wyruszać do etapu spod domu - mówi Szkot, który w marcu na ostatnim etapie Paryż-Nicea złamał obojczyk.

32-letni dziś Millar po ataku na 30 km przed metą jechał po swoje czwarte zwycięstwo etapowe w Wielkiej Pętli. Poprzednio triumfował w 2000, 2002 i 2003 roku. To był jednak pierwszy okres jego kariery, sprzed dwuletniej dyskwalifikacji. - Jakby były zmiany, to byłoby możliwe - mówi o opadnięciu z sił w końcówce. - Ale na ostatnich kilometrach drogi były szerokie, od ośmiu do dziesięciu metrów, gdzie peleton mógł się zorganizować. Już w Barcelonie pomyślałem sobie: "Niech to cholera" - opowiada.

Niezbyt dobrze, mimo zapewnień z wcześniejszych dni, czuł się Sylvain Chavanel (Quick Step), jeden z czwórki uciekinierów szóstego etapu. - To był ciężki dzień - przyznaje. - Szybko odjechaliśmy, ale ucieczka była mocna. Zamieniliśmy czterdzieści stopni temperatury na deszcz. Kiedy Millar zaatakował, nie próbowałem za nim iść. Nie czułem się już dobrze - mówi Francuz.

Najwięcej dla siebie "wyciągnął" z ucieczki Stéphane Augé (Cofidis), który zdobył koszulkę najlepszego wspinacza. - Nie myślałem, żeby odjechać od peletonu dla tej koszulki. To stało się naturalnie, ale kosztowało mnie strasznie dużo sił - powiedział.

Niespodziewane wyznanie złożył tymczasem Lance Armstrong (Astana). - Nie było dotąd wielu dni, kiedy żałowałem swojej decyzji o powrocie do rywalizacji, ale dzisiaj [czwartek] był jeden z tych dni. Spędziliśmy cały dzień upadając w swoim gronie na niebezpiecznych zjazdach i śliskich jezdniach. Słowem, które najlepiej opisuje ten dzień jest "strach" - powiedział siedmiokrotny król Wielkiej Pętli.

- Zobaczyliśmy, że Astana ma wyjątkową możliwość kontroli wyścigu. Końcówka przeistoczyła się w coś naprawdę zwariowanego i było trudno utrzymać się na przodzie z powodu dużej liczby kraks. Droga była naprawdę niebezpieczna, ale zrównoważyła to liczba widzów. Świetnie jeździło na tym etapie po hiszpańskich szosach - wyraził się prawdziwie patriotyczne, choć niekoniecznie zgodnie ze stanem faktycznym Sastre.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)