1. kolejka Rundy Kwalifikacyjnej Euroligi: zwycięstwa gospodarzy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pierwsza kolejka Rundy Kwalifikacyjnej Euroligi 2009/2010 za nami. Za największą niespodziankę można uznać porażkę Benettonu Treviso. Podopieczni Franka Vitucciego nie sprostali BK Ventspils na Łotwie i w rewanżu u siebie będą musieli wygrać różnicą przynajmniej sześciu punktów. W pozostałych trzech spotkaniach również zwyciężali gospodarze, choć różnicą najwyżej dwóch oczek.

W tym artykule dowiesz się o:

Choć znaleźli się tacy, którzy twierdzili, że francuska ekipa nie ma większych szans w starciu z belgijskim mistrzem, przed piątkowym rewanżem w lepszej sytuacji znajdują się podopieczni Philippe Herve. Głównie dzięki świetnie rozegranej czwartej kwarcie, gdyż po trzydziestu minutach Spirou prowadziło już 46:30 i wydawało się, że spokojnie dotrwa do ostatniego gwizdka sędziego. Entente tymczasem rzuciło na szale swoje ostatnie siły i (przewaga sięgała wówczas już dwudziestu oczek) następne minuty wygrało 16-0. Walka rozpoczęła się więc od nowa. Na punkty Jerry’ego Johnsona odpowiadał Austin Nichols albo Cedrick Banks i na kilkadziesiąt sekund przed końcem Spirou wygrywało 53:50. Dwa oczka zdobył ponownie Johnson i choć Belgowie wiedzieli, że już nie przegrają tego spotkania, zależało im na obronieniu ostatniej akcji, tak by do rewanżu podchodzić z jak najkorzystniejsze pozycji. Nichols oszukał jednak defensywę rywala i trafiając za trzy, zmniejszył rozmiary porażki oraz spowodował, że to jego klub znalazł się w lepszym położeniu.

Spirou Charleroi - Entente Orlean 55:53 (13:14, 13:11, 20:5, 9:23)

(Johnson 10 (2x3, 6 as., 5 str.), Broyles 9 (2x3), Jacobson 9 (3x3), Lalić 8 - Nichols 14 (2x3), Covile 13, Banks 12 (2x3, 5 zb.)

Skazywani na pożarcie Łotysze pokazali sporą wolę walki oraz ambicje i pokonali bardziej utytułowanego, a także faworyzowanego rywala z Włoch różnicą pięciu oczek. Zaliczka przed rewanżem nie jest może największych rozmiarów, lecz powoduje, że koszykarze Benettonu podejdą do piątkowego spotkania z lekką nerwowością. Trener Frank Vitucci nie ukrywał bowiem, że liczy na dwa zwycięstwa swojego zespołu, tymczasem teraz nie może być niczego pewnym. Stało się tak, gdyż fantastyczne zawody we wtorek rozegrał Aaron Pettway. Były środkowy Kageru Gdynia zanotował imponujące double-double w postaci 20 punktów oraz 17 zbiorek, a do tego trzykrotnie blokował rywali (ranking 38!) i właściwie zdominował w całości strefę podkoszową. Goście obudzili się w ofensywie dopiero w ostatniej odsłonie, w momencie gdy przegrywali już różnicą dwunastu oczek. Dobrze wówczas zaczął grać Sandro Nicević, który zakończył spotkanie z dorobkiem 11 punktów i który sprawił, że Łotysze nie wygrali wyżej, niż powinni biorąc pod uwagę przebieg meczu.

BK Ventspils - Benetton Treviso 78:73 (27:17, 20:17, 21:22, 10:17)

(Pettway 20 (17 zb., 3 bl.), Jurevicius 13 (1x3, 7 zb.), Bertans 12 (1x3), Strelnieks 11 (2x3) - Hackett 13 (1x3), Nicević 11, Neal 11 (10 zb.))

Gdyby zawodnicy J.D. Jacksona grali przez całe spotkanie tak, jak prezentowali się w pierwszej części meczu (17:7), Alba Berlin nie miała być podstaw by liczyć na wywiezienie z Francji korzystnego rezultatu. Gospodarze oddali jednak pałeczkę przeciwnikom i ci po punktach Juliusa Jenkinsa wyszli na prowadzenie 59:53 na dwie minuty do końca. Wówczas jednak ponownie dał znać o sobie niesamowity Marc Salyers. Amerykanin zdobył siedem oczek z rzędu i Sarthe wygrywało 60:59. Faulowany Rashard Wright wykorzystał rzut wolny, po czym to samo uczynił Esteban Batista i to Franzuci mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Ze zwycięstwa, które jednak nie przesądza niczego, bowiem jednopunktowa zaliczka przed rewanżem w berlińskiej hali o2 to żadna zaliczka. Póki co jednak koszykarze z Le Mans mogą patrzeć w przyszłość z optymizmem, gdyż część ekspertów podkreślała, że nie nawiążą walki z niemieckim potentatem. Okazało się iż nawiązali, a wielka w tym zasługa wspomnianego Salyersa, który zdobył 28 punktów, trafiając dwukrotnie z dystansu. W obliczu bardzo słabo grających koszykarzy rezerwowych (7 zawodników rzuciło do spółki 20 oczek), dyspozycja ta była kluczowa dla losów spotkania.

Sarthe Le Mans - Alba Berlin 61:60 (17:7, 17:20, 17:21, 10:12)

(Salyers 28 (2x3, 4 zb.), Batista 13 (6 zb.) - Chubb 16 (5 zb.), Jenkins 15 (3x3), Bajramović 8 (1x3))

W bratobójczym pojedynku dwóch greckich zespołów lepsza we wtorek okazała się ekipa Arisu Saloniki. Podopieczni Andrei Mazzona zwycięstwo zawdzięczają doświadczonemu Nikosowi Hatzivrettasowi. Jeszcze kilka minut przed końcową syreną, gospodarze prowadzili bowiem 58:52 i 62:57. Dzięki trafieniom Jareda Homana i Billy’ego Keysa, a także dzięki czwartemu faulowi Keydrana Clarka, goście objęli jednak prowadzenie 67:66 na minutę przed końcem. Seria niecelnych rzutów po obu stronach parkietu spowodowała, że w poczynania obu zespołów wkradł się chaos, który szybciej opanowali gospodarze niesieni dopingiem tysięcy fanów. Przy jednopunktowym prowadzeniu dwa rzuty wolne miał Kostas Kaimakoglou, lecz ku uciesze kibiców uczestnik EuroBasketu 2009 spudłował oba, piłka szybko trafiła w ręce Hatzivrettasa, a ten trafił za trzy. Na 0,4 sekundy przed końcem meczu... Mimo jednak, że Aris wygrał, sprawa awansu do kolejnej rundy pozostaje otwarta. Wszak drugie spotkanie rozegrane zostanie w Atenach.

Aris Saloniki - Maroussi Ateny 69:67 (9:17, 21:12, 22:23, 17:15)

(Betts 15 (11 zb.), Clark 15 (3x3), Hatzivrettas 14 (2x3), Kakiouzis 9 (1x3, 6 zb.) - Homan 13 (10 zb.), Keys 10 (1x3), Batis 9 (2x3))

Źródło artykułu: