Pruszkowianie odprawieni z kwitkiem - relacja spotkania PTG Sokół Łańcut- MKS Znicz Basket Pruszków

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Łańcucka hala w środowy wieczór odleciała niczym katowicki Spodek podczas Ligi Światowej. Wszystko za sprawą emocjonującego spotkania pomiędzy ekipą miejscowego Sokoła, a gośćmi z Pruszkowa. Górą okazali się gospodarze pokonując przyjezdnych 64:55. Potwierdzili oni tym samym, że słusznie są nazywani rewelacją początku sezonu.

Początek spotkania ewidentnie należał do gospodarzy, którzy po minucie prowadzili 6:0. Wszystko za sprawą Rafała Glapińskiego i Bartosza, Dubiela, którzy nie pomylili się zarówno zza linii 6,25 jak i przy wykonywaniu rzutów osobistych. W kolejnej akcji w rzucie za trzy punkty ręka nie zadrżała Tomaszowi Fortunie. Wówczas sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Łańcucianie jakby stanęli, a za odrabianie strat zabrali się goście, którym na boisku wychodziło praktycznie wszystko. Najpierw akcję 2+1 wykorzystał Tomasz Briegmann, a chwilę po nim sześć "oczek" dla zespołu zdobył Grzegorz Radwan. Na tablicy wyświetlił się remis - 9:9. Wówczas do gry wróciła ekipa Sokoła. Rozpoczęła się walka punkt za punkt, strata za stratę, z której zwycięsko wychodziła raz jedna, raz druga drużyna. Ostatnie trzy punkty w tej kwarcie zdobył Grzegorz Malewski, dzięki któremu pruszkowianie prowadzili 19:18.

Druga odsłona spotkania to dwie zupełnie różne drużyny – grający chaotycznie i bez pomysłu Sokół Łańcut oraz skupiony i pragnący zwycięstwa Znicz Basket Pruszków. Kwarta rozpoczęła się niecelnymi rzutami po obydwu stronach boiska. Niemoc punktową na korzyść gości przełamali dopiero Michał Świderski i Malewski, którzy dopisali cztery "oczka" na konto drużyny. Łańcucianie zupełnie nie mogli złapać rytmu gry. Mylili się w prostych sytuacjach, a ich rzuty nie chciały lądować w koszu rywali. Podopieczni Romana Skrzecza korzystali z tego jak tylko mogli i z każdą chwilą powiększali swoją przewagę. Zza linii 6,25m. nie pomylił się Briegmann i przyjezdni prowadzili 26:18. Pierwsze punkty dla miejscowych w połowie kwarty zdobył Ireneusz Chromicz. Na niewiele to się jednak zdało, gdyż przyjezdni nie odpuszczali, a gospodarze grali niezwykle nerwowo łapiąc faul za faulem. Właśnie po faulach łańcucian na linii rzutów osobistych ręka nie zadrżała zarówno Malewskiemu jak i Michałowi Aleksandrowiczowi. W końcówce pierwszej połowy meczu obudzili się gracze Sokoła. Za trzy nie pomylili się Glapiński i Dubiel, a osobiste wykorzystał Chromicz. Nie wystarczyło to jednak, by dogonić rywali, którzy po dwóch kwartach prowadzili 40:28.

Kto myślał, że jest już po emocjach był w kolosalnym błędzie. Zmiana stron podziałała mobilizująco na podopiecznych Dariusza Kaszowskiego, którzy od pierwszych sekund wzięli się do pracy. Najpierw z półdystansu trafił Fortuna, a w kolejnej akcji za trzy nie pomylił się Glapiński. Goście w dalszym ciągu nie odpuszczali. Za dwa punkty trafili zarówno Aleksandrowicz jak i Malewski. Jednak tym razem łańcucianie nie spoczęli na laurach. Zacieśnili szyki obronne i gonili rywali jak tylko mogli. Po raz kolejny dali o sobie znać Fortuna i Glapiński, którzy dopisali cztery "oczka" na konto drużyny. Przyjezdni z każdą sekundą stawali się zupełnym przeciwieństwem gospodarzy - łapali faul za faulem i tym razem to ich rzuty nie chciały lądować w koszu rywali. Ekipa Sokoła korzystała z niemocy gości jak tylko mogła. Akcja po akcji za trzy trafili Wojciech Pisarczyk i Fortuna, a na linii rzutów osobistych nie pomylił się Jacek Balawender. Końcówka trzeciej odsłony to walka o każdy kosz. Rzutami osobistymi zakończył ją Jaromir Szurlej, który wyprowadził miejscowych na prowadzenie 52:51.

Gospodarze czując smak zwycięstwa postanowili nie wypuszczać go z rąk. Ostatnią część spotkania rozpoczął Szurlej zdobywając dwa punkty dla zespołu. Od tej pory rozpoczęła się na boisku prawdziwa bitwa, do której raz za razem wtrącali się sędziowie. Goście, chcąc jeszcze odwrócić koleje spotkania na swoją korzyść postanowili walczyć o każdy punkt. Nie za bardzo im to wychodziło, gdyż pierwsze "oczka" w tej odsłonie zdobyli dopiero po czterech minutach gry. Łańcucianie, chcąc jeszcze powiększyć przewagę nad ekipą z Pruszkowa starali się jak tylko mogli, by ich rzuty lądowały w koszu przeciwników. Najpierw z półdystansu nie pomylił się Łukasz Paul, a chwilę po nim również za dwa trafił Dubiel. Końcówka meczu to festiwal niecelnych rzutów oraz fauli po obydwu stronach parkietu. Za piąte przewinienie boisko był zmuszony opuścić Marcin Ecka, a Dubiel dzięki temu powiększył jeszcze przewagę drużyny o dwa rzuty osobiste. Mecz zakończył się rzutem za dwa punkty Malewskiego oraz gromkim dziękujemy kibiców, którzy dopingowali swoich ulubieńców od początku do końca.

PTG Sokół Łańcut - MKS Znicz Basket Pruszków 64:55(18:19, 10:21, 24:11, 12:4)

Sokół: R. Glapiński 17 (3x3), T. Fortuna 14 (3x3), B. Dubiel 14 (1x3), I. Chromicz 5, J. Szurlej 5, J. Balawender 4, W. Pisarczyk 3 (1x3), Ł. Paul 2

Znicz: G. Malewski 20 (1x3), G. Radwan 13 (3x3), T. Briegmann 11 (1x3), M. Świderski 5 (1x3), M. Aleksandrowicz 4, M. Ecka 2, A. Sulinski 0, J. Czech 0, D. Czubek 0, A. Bajer 0

Źródło artykułu: