Pierwsza porażka we własnej hali - relacja spotkania PTG Sokół Łańcut - MKS Dąbrowa Górnicza

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Ciężkiego i niełatwego spotkania spodziewali się wszyscy. Jednak nikt nie przewidział tego, co stało się w niedzielny wieczór na miejscowym obiekcie. Łańcucka hala przestała być "niezdobytą twierdzą", a miejscowy team doznał pierwszej w tym sezonie porażki na własnym terenie. Ekipa Sokoła musiała uznać wyższość MKS - u Dąbrowy Górniczej.

Spotkanie mocnym akcentem rozpoczęły obydwie drużyny, a pierwsze zdobycze punktowe należały do Bartosza Dubiela i Pawła Zmarlaka. Od samego początku trwała również wyrównana walka kosz za kosz, strata za stratę, a wynik oscylował na granicy remisu. Nikt w obydwu zespołach nie wyróżniał się na parkiecie, a każdy z zawodników starał się zdobyć punkty dla swojej drużyny. Na trzy minuty przed końcem kwarty ekipa gości jakby stanęła. Nie wpadał im praktycznie żaden rzut, a sędzia odgwizdywał faul za faulem. Łańcucianie stanowili ich zupełne przeciwieństwo i skrzętnie wykorzystywali niemoc przyjezdnych. Wszystko za sprawą Wojciecha Pisarczyka i Tomasza Fortuny, którzy nie mylili się zarówno w rzutach za trzy punkty jak i w osobistych. Dąbrowianie obudzili się dopiero na minutę przed końcem kwarty. Rzutem z półdystansu zakończył ją Piotr Zieliński. Nie wystarczyło to jednak by dogonić gospodarzy, którzy prowadzili 20:17.

Kolejne dziesięć minut spotkania to walka o każdy punkt. Ostro do pracy zabrali się goście, którzy chcieli udowodnić, że ich ostatnia porażka była tylko "wypadkiem przy pracy". Początek kwarty to "festiwal trójek" w wykonaniu obydwu drużyn. Akcja po akcji sześć punktów na konto zespołu dopisał Paweł Bogdanowicz, a Rafał Glapiński otrzymał gromkie brawa za "trójkę" z własnej połowy boiska. Po raz kolejny wynik był bliski remisu, jednak tym razem to przyjezdni byli "na plusie". Do połowy kwarty grano kosz za kosz, jednak po pięciu minutach łańcucianie jakby zapomnieli jak się gra w koszykówkę. Popełniali proste błędy, a ich rzuty nie chciały lądować w koszu rywali. Goście z Zagłębia Dąbrowskiego byli ich zupełnym przeciwieństwem. "Rozwinęli skrzydła" i zaczęli uciekać miejscowym. Wszystko za sprawą Adama Lisewskiego i Marka Piechowicza, którzy raz za razem dopisywali kolejne "oczka" na konto zespołu. Końcówka pierwszej połowy spotkania to faule i straty po obydwu stronach parkietu. Zakończył ją kolejną „trójką” Łukasz Szczypka. Podopieczni Wojciecha Wieczorka prowadzili 40:33.

Druga połowa meczu udowodniła, która z drużyn potrafi zachować "zimną krew", aż do ostatniego gwizdka. Jej początek kolejny raz obfitował w straty i faule obydwu ekip. Zarówno goście, jak i gospodarze nie mogli złapać właściwego rytmu gry. Niechlubną passę rzutem za dwa punkty przerwał Dubiel. Kolejne akcje należały już jednak do przyjezdnych. Zza linii 6,25 nie pomylili się Zmarlak i Bogdanowicz. Na boisku rozpoczęła się bitwa o każdy punkt, do której raz za razem swoje "trzy grosze" wtrącali sędziowie. Było doskonale widać, że żadna z drużyn nie podda się bez walki. Sokół próbował dogonić rywali. Po raz kolejny "za trzy" celnie przymierzył Fortuna, a Pisarczyk dopisał dwa punkty z osobistych. Gospodarze tracili wówczas tylko sześć "oczek" do przyjezdnych(44:50). Dąbrowianie nie dali im jednak odrobić strat do końca. Z półdystansu ręka nie zadrżała zarówno Lisewskiemu, jak i Krzysztofowi Kozińskiemu. Po trzydziestu minutach gry zespół z Zagłębia Dąbrowskiego prowadził 58:48.

Ostatnia odsłona meczu to całkowita dominacja MKS - u Dąbrowy Górniczej przeplatana zrywami miejscowych. Rozpoczęły ją kolejne proste błędy i straty obydwu drużyn. Szybciej właściwy rytm gry złapali przyjezdni i to do nich należały pierwsze zdobycze punktowe tej kwarty. "Za dwa" nie pomylili się Koziński i Marek Piechowicz. Łańcucianie gubili się na własnym parkiecie i oddawali wymuszone rzuty, które nie chciały lądować w koszu rywali. Dopiero na pięć minut przed końcem komplet rzutów osobistych wykorzystał Mateusz Nitsche. Na niewiele to się jednak zdało, gdyż goście czując już smak zwycięstwa nie pozwolili gospodarzom na odrobienie strat. Jakby na potwierdzenie tego Szczypka i Zieliński dopisali pięć punktów na konto zespołu. Dąbrowianie zaczęli powoli fetować kolejną Victorię, a Nitsche i Glapiński próbowali jeszcze ratować honor drużyny. Było już jednak pewne, że tym razem łańcucianie będą musieli przełknąć gorycz porażki. Mecz rzutem za dwa punkty zakończył Bartosz Czerwonka. Ekipa z Dąbrowy Górniczej "odczarowała" łańcucką halę pokonując podopiecznych Dariusza Kaszowskiego 77:62.

PTG Sokół Łańcut - MKS Dąbrowa Górnicza 62:77 (20:17, 13:23, 15:18, 14:19)

Sokół: B.Dubiel 15, T.Fortuna 11 (3x3), R.Glapiński 10 (1x3), W.Pisarczyk 9, M.Nitsche 5 (1x3), I.Chromicz 4, J.Balawender 3 (1x3), Ł.Paul 3 (1x3), B.Czerwonka 2, J.Szurlej 0, D.Kołacz 0

MKS: Marek Piechowicz 14 (1x3), P.Zieliński 12 (1x3), P.Zmarlak 11 (1x3), P.Bogdanowicz 10 (2x3), K.Koziński 10, Ł.Szczypka 8 (2x3), A.Lisewski 8, R.Basiński 4 (1x3), Marcin Piechowicz 0, G.Szybowicz 0

Źródło artykułu: