Kolejny team na kolanach przed Rosą - relacja ze spotkania Rosasport Radom - Znicz Basket Pruszków

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Już dawno mecz koszykówki w Radomiu nie wywoływał takiego zainteresowania. Wszak podopieczni Piotra Ignatowicza w przeciągu trzech lat z kopciuszka zmienili się w team, który rozdaje karty w rozgrywkach o Puchar Polski. Dobrze to wróży również przed kolejnymi spotkaniami - tym razem w lidze.

Gdy przed meczem Mirosław Krzysztofik, kierownik drużyny Znicza żartował z przyjmującego rozgrzewający masaż Piotra Kardasia, że niepotrzebnie tak poważnie szykuje się do gry, playmaker Rosy odparł: - To po to, żebyśmy mogli świętować po awansie. Żarty żartami, ale koszykarze z Radomia podeszli do spotkania jak do meczu o życie. - Dla wielu z nas była to bowiem życiowa szansa - przyznał Konrad Michałek, młodzieżowiec Rosy. I w pełni została ona wykorzystana.

Co prawda, to goście pierwsi zdobyli punkty w meczu, a konkretnie Grzegorz Malewski, ale po kilku minutach radomianie wypracowali sobie sporą przewagę. Paweł Wiekiera i Artur Donigiewicz zwłaszcza w defensywie spisywali się perfekcyjnie. - A i w ataku szło nam tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Stąd prowadzenie do przerwy 10 punktami - uzupełnił Kardaś.

Ekipie z Pruszkowa nie pomogła zmiana rozgrywającego - na placu zameldował się Dominik Czubek, ani coraz częstsze próby rzutów z dystansu. Gdy w pierwszych sekundach drugiej połowy na plac gry wszedł Piotr Ignatowicz, zanotował pięć punktów w kilkanaście sekund, a przewaga radomian oscylowała wokół 15 "oczek", wydawało się, że jest już po meczu.

Okazało się jednak, że emocje dopiero się zaczęły. Z minuty na minutę team Rosy oddawał inicjatywę w ręce gości, a nieprzygotowane rzuty kończyły się "pudłami". Tomasz Briegmann tymczasem wespół z kolegami wrzucili drugi bieg i niemal zniwelowali różnicę. Na trzy minuty przed końcem przegrywali już tylko pięcioma oczkami. Chwilę później na świetlnej tablicy wynik wskazywał zaledwie jednopunktowe prowadzenie gospodarzy.

Wtedy do boju radomian pociągnęli kibice, którzy chyba po raz pierwszy od czasu, gdy na zaplecze ekstraklasy awans uzyskiwali koszykarze lokalnego AZS-u Politechnika sprawili, że rywalom, a ściśle Janavorowi Wheaterspoonowi nie wytrzymały nerwy. Miał on bowiem piłkę w swoich rękach i zdecydował się grać niemal do końca meczu. Na osiem sekund przed końcową syreną zdecydował się jednak na rzut. "Pudło" oznaczało jedno - awans radomian do ćwierćfinału. - Niepotrzebnie doprowadziliśmy do tak nerwowej końcówki, ale liczy się efekt końcowy. A mówiłem kierownikowi Znicza, że to my będziemy świętować - nie szczędził żartów po meczu Kardaś. - Czekamy na rywala. Najlepiej niech będzie to mistrz Polski - zawyrokował.

Rosasport Radom - Znicz Basket Pruszków 76:73 (29:23, 17:13, 14:16, 16:21)

Rosa: Wiekiera 22 (2), Nikiel 13, Kardaś 10 (2), Donigiewicz 2, Michałek 2 oraz Podkowiński 13, Ignatowicz 5 (1), Zalewski 4, Wróbel 3, Sosnowik 2, Kapturski 0, Maj 0.

Znicz: Radwan 13 (3), Nowak 12, Malewski 8, Aleksandrowicz 6 (1), Wheaterspoon 5 oraz Briegmann 22 (2), Czubek 3 (1), Fraś 2, Suliński 2.

Źródło artykułu: