Cudu nie było - relacja spotkania PTG Sokół Łańcut - Big Star Tychy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Wszyscy, którzy w środowy wieczór znaleźli się na łańcuckim obiekcie nie żałowali. Byli bowiem świadkiem emocjonującego i pełnego zwrotów akcji pojedynku pomiędzy miejscowym Sokołem, a gośćmi z Tych. Spotkania, które trzymało w napięciu, aż do ostatniego gwizdka sędziego. Nikt się tylko nie spodziewał, że do zwycięstwa Sokołowi zabraknie tak niewiele.

W tym artykule dowiesz się o:

Spotkanie w dobrym stylu otworzyli goście, którzy po niespełna trzech minutach gry prowadzili 8:2. Wszystko za sprawą Marcina Salamonika i Łukasza Pacochy, którzy nie myli się zarówno z półdystansu, jak i na linii rzutów osobistych. Gospodarze byli ich zupełnym przeciwieństwem. Faulowali i oddawali rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Przełamanie nastąpiło dopiero w połowie kwarty, gdy równo z syreną Wojciech Pisarczyk przymierzył zza linii 6,25. Kolejne akcje to rzuty osobiste Ireneusza Chromicza i Tomasza Fortuny, które doprowadziły do remisu(8:8). Tyszanie jednak nie zwalniali tempa i raz za razem dziurawili kosz rywali. "Pierwsze skrzypce" na parkiecie grali Piotr Hałas oraz Pacocha, którym ręka nie zadrżałam zarówno przy wykonywaniu rzutów za dwa jak i za trzy punkty. Łańcucianie po raz kolejny zaczęli popełniać proste błędy a goście wykorzystywali to jak tylko mogli. Akcja po akcji sześć "oczek" dla zespołu zdobył Piotr Pustelnik. Kwartę rzutem z półdystansu zakończył Chromicz. Przyjezdni prowadzili 21:14.

Druga kwarta to dwie zupełnie inne drużyny. Bardziej zdeterminowany i pragnący zwycięstwa Sokół oraz grający chaotycznie i nerwowo Big Star Tychy. Początek kolejnych dziesięciu minut meczu należał jednak do podopiecznych Mariusza Niedbalskiego, którzy po osobistych Krzysztofa Mielczarka i dwóch punktach Pustelnika powiększyli tylko swoją przewagę(25:14). Wówczas z letargu ocknęli się łańcucianie. Najpierw na linii rzutów osobistych nie pomylił się Fortuna, a chwilę po nim akcję 2+1 wykorzystał Bartosz Dubiel. Sokoły grały jak natchnione, a goście byli ich zupełnym przeciwieństwem. Łapali faul za faulem oraz popełniali proste błędy. Ich niemoc zakończyła się wraz z rzutem za trzy punkty Mateusza Bartosza. Łańcucianie jednak nie odpuszczali i w dalszym ciągu "grali jak z nut". Po cztery osobiste wykorzystali Chromicz i Dubiel, a Pisarczyk akcja po akcji dołożył na konto drużyny sześć "oczek". Kwartę rzutem za dwa punkty zakończył Mielczarek. Gospodarze tracili wówczas do rywali zaledwie jeden punkt(33:34).

Długa przerwa podziałała motywująco na ekipę przyjezdnych, która od pierwszych sekund trzeciej kwart wzięła się prężnie do pracy. Wszyscy miejscowi kibice byli pewni, że zmotywowała również ich ulubieńców, gdy Chromicz rzutem z półdystansu wyprowadził Sokoły na prowadzenie(35:34). Były to jednak złudne nadzieje, które w kolejnych akcjach rozwiali Pacocha i Bzdyra. Cztery "oczka" na konto gości dopisali również Hałas oraz Salamonik i marzenia łańcucian o szybkim i łatwym zwycięstwie zostały rozwiane do końca. Właśnie oni, podobnie jak w pierwszej kwarcie, gubili się na własnym parkiecie i łapali faul za faulem. Dopiero na dwie minuty przed końcem trzeciej odsłony spotkania podopieczni Dariusza Kaszowskiego zaczęli na nowo łapać rytm gry. Wszystko za sprawą Chromicza i Pisarczyka, którzy dorzucili na konto drużyny siedem punktów. Kolejne dwa dołożył Dubiel jednak było to za mało, aby dogonić rywali. Końcówka kwarty to piąte przewinienie Bartosza oraz rzut z półdystansu Bzdyry. Goście prowadzili 53:48

Ostatnia odsłona meczu to emocje trzymające wszystkich w napięciu aż do samego końca. Rozpoczęła się ona jednak od fauli i strat po obydwu stronach parkietu. Dopiero po trzech minutach gry z półdystansu nie pomylił się Mielczarek, który otworzył tym samym zdobycze punktowe kwarty. Akcję 2+1 wykorzystał Rafał Glapiński, który tchnął w zespół nadzieję na zwycięstwo. Ekipa Big Staru nie miała jednak zamiaru odpuszczać. Po raz kolejny "za dwa" nie pomylił się Hałas, a Mielczarek i Salamonik wykorzystali rzuty osobiste. Na trzy minuty przed końcową syreną przewinienie niegodne sportowca i faul techniczny sędzia odgwizdał Pacosze. Glapiński wykorzystał trzy osobiste, a na tablicy pojawił się wynik 58:63 dla gości. Stało się jasne, że ostatnie akcje będą decydujące. Glapiński przymierzył "za trzy" i wszyscy uwierzyli, że może jeszcze zdarzyć się cud. Tyszanie walczyli jednak do końca. Dwa punkty zdobył Bzdyra. Za piąte przewinienie boisko opuścili Pacocha i Fortuna. Na kilka sekund przed końcowym gwizdkiem wszyscy kibice zgromadzeni na miejscowym obiekcie mieli jeszcze nadzieję na dogrywkę. Rozwiał ją rzut za trzy punkty Mateusza Nitsche, który nie dotarł do celu. Cudu nie było, a łańcucianie ulegli tym samym Big Starowi Tychy 62:65.

PTG Sokół Łańcut - Big Star Tychy 62:65 (14:21; 19:13; 15:19; 14:12)

Sokół Łańcut: Pisarczyk W.16(4x3); Chromicz I.14; Glapiński R.10(1x3);Dubiel B.10; Fortuna T.6; Sowa M.2; Szurlej J.2; Strzelecki M.2; Nitsche 0

Big Star Tychy: Mielczarek K.12; Bzdyra T.11; Salamonik M.10; Pacocha Ł.9(1x3); Pustelnik P.8(1x3); Hałas P.8(2x3); Bartosz M.5(1x3); Nowak K.2

Źródło artykułu: